Wypadek stopera okazał się jednak bezcenny w kontekście medialnym. Nagle na rzece lukru zalewającego cały kraj z Arłamowa, pojawiły się wyraźne fale. Zaczął się absurdalny wyścig na newsy i analizy, a stacje telewizyjne zaczęły ściągać na gwałt ekspertów, aby wyjaśnili ludności, czym jest więzozrost barkowo-obojczykowy, przy czym im więcej pomocy naukowych, ze szkieletami na czele, przytargali do studia, tym oczywiście lepiej. Do zdarcia nośników odtwarzano filmik, na którym Glik obrazowo pokazywał, co i gdzie mu wyskoczyło, przypominano dawne kontuzje, które skończyły się happy endem i rozkładano na czynniki pierwsze tembr głosu selekcjonera ogłaszającego kadrę, doszukując się w nim nut smutku, niepokoju i refleksji na temat przyszłości. Chyba tylko przez przeoczenie zabrakło animowanych scenek z nieszczęsną przewrotką, upadkiem, okrzykiem bólu i finałową podróżą kreskówkowego samolotu do Nicei po barwnym globusie (a przecież do wzięcia był gotowiec z Bielska-Białej z czołówki jednej z serii o „Bolku i Lolku”). W całej tej historii istotne były tymczasem tylko precyzyjne komunikaty sztabu medycznego oraz jedyny prawdziwy news, autorstwa bodaj TVN24, o tym, że profesor Pascal Boileau bynajmniej nie czeka na płycie lotniska we Francji, bo przebywa na urlopie, i polski stoper badania przejdzie nie we wtorek, jak pierwotnie informowano, a dopiero w czwartek. Cała reszta była tylko biciem piany.
I tak się to mieliło i młóciło, zamiast nowości echo grało, a nad wszystkim unosił się duch infantylizmu. Mundiale bowiem, podobnie jak Euro, cyklicznie potwierdzają powszechnie panującą opinię, że na piłce znają się wszyscy, i równie cyklicznie obnażają zakłamanie tego założenia. Na co dzień poważni publicyści i reporterzy, którzy radzą sobie w brudnych politycznych korytarzach, jeden po drugim wykładają się na zielonych boiskach. Bo o harataniu w gałę trzeba mieć jednak jakieś pojęcie nie tylko od święta, by po prostu nie wyjść na głupka. Zwłaszcza poza pasmem telewizji śniadaniowych, bo tam poprzeczka już nawet nie wisi, a leży poniżej poziomu morza i można zapewniać domowe gospodynie i domowych gospodarzy, że wywiad z Robertem Lewandowskim jest jedyną rozmową przed mundialem z tym zawodnikiem. Doprawdy, nie sposób się dziwić Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej, że przed rozpoczęciem zgrupowania Biało-Czerwonych oficjalnie poinformował, że zbieranie autografów, robienie selfie i inne czynności zarezerwowane dla kibiców będą karane natychmiastowym odebraniem akredytacji. A i tak jeden delikwent podjął takie próby, za co został faktycznie wyrzucony za bramę. Takie mamy czasy, takich mamy dziennikarzy…
Z tym większymi więc obawami czekam na mundial. I to nie w kontekście tego, jak spisze się polska defensywa bez chłopaka z Jastrzębia, a tego, jak nam to media, zwłaszcza telewizyjne, opowiedzą i przeanalizują. Patrząc na zachłyśnięcie się samym faktem pokazywania mistrzostw i nachalne przypominanie tego faktu przy każdej, nawet najmniej fortunnej okazji, mam przeczucie, że telewizja może nam zafundować spektakl, w którym zapowiadane „4K” zamieni się w tysiące grzmiących „k” w domach kibiców. Bo przecież nie można wykluczyć, że któregoś dnia jednym z gości okaże się na przykład słynny specjalista od siatkarskich kontaktów międzynarodowych, a jednocześnie niedoszły prezes PZPN i PKOl.
No cóż, na taką okoliczność pozostaje tylko życzyć sobie i Państwu sprawnych potencjometrów w odbiornikach…
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Kibic. Sportowy Magazyn Dziennika Zachodniego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?