Rafał Musioł: Wiosenne wykopki w Ekstraklasie [KOMENTARZ]

Liga wróciła z przytupem. W pierwszej wiosennej kolejce kibice turlali się ze śmiechu obserwując strzały, które zmierzały w kierunku chorągiewek w narożnikach boisk, więc w drugiej sowicie opłacani piłkarze postanowili zafundować im jeszcze większe atrakcje. W efekcie seryjnie pudłowali z rzutów karnych, co wreszcie zwróciło uwagę całej futbolowej Europy. Już tylko w formie dodatków do dania głównego można było traktować podania mijające adresatów o lata świetlne i przewracanie się na piłce, co jest gagiem tak starym, że nie mogła dziwić rekordowo mizerna frekwencja naocznych świadków tego kabaretu.

Mam jednak pewne podejrzenie, że gracze realizują tajne wytyczne swoich klubowych szefów, którzy od kilku tygodni walczą ze Zbigniewem Bońkiem na polu reformy rozgrywek. Jak wiadomo prezes PZPN twardo stoi na stanowisku, że tabela powinna liczyć 18 zespołów, natomiast ligowcy chcą zachowania obecnej liczebności. Nie w smak im bowiem dopuszczenie kolejnych dwóch beneficjentów do rzeki pieniędzy, jakie płyną do sejfów od stacji telewizyjnych i państwowego banku. Ponieważ Boniek okazał się nieczuły na ekspertyzy przygotowane przez niezależnych ekspertów (którym jednakowoż za pracę zapłaciła zrzeszająca kluby spółka) sięgnięto najwyraźniej po tajną broń. Dzięki kompromitującym zagraniom obecnych przedstawicieli elity najwyraźniej desperacko próbuje się udowodnić, że skoro oni są tak kiepscy, to jak fatalna byłaby dodatkowa grupa wchodząca do większej niż dziś Ekstraklasy.

Ten plan jest jednak dość ryzykowny. Po pierwsze trudno przypuszczać, by komedia boiskowych pomyłek wywarła na szefie polskiej piłki jakieś większe wrażenie, a po drugie mamy do czynienia z odmrażaniem sobie uszu na złość babci, Bo tak już na serio to osoby postronne potrafią przecież liczyć i już wiedzą, że jeszcze nigdy tak niewielu nie dostawało tak wiele za tak mizerne umiejętności.