Widzew o niespełna 500 osób wyśrubował najwyższą frekwencję, należącą dotąd do Górnika Zabrze. "Rekordowy" mecz z Lechią Gdańsk do końca stał jednak pod znakiem zapytania. Od samego rana rzecznik informował o zalaniu murawy i pomieszczeń na stadionie. Na szczęście dzięki wysiłkom strażaków, greenkeeperów i pracowników klubu obiekt udało się przywrócić do zadowalającego stanu. Punktualnie o godzinie 20 czerwone trybuny zaprezentowały biały napis: We are back! (po ośmiu latach - zaznaczmy).
W sektorze zasiadło nieco ponad 200 kibiców gdańskiej Lechii. Dla nich ten mecz był końcem lipcowego maratonu, który zaczął się w Skopje i był kontynuowany w Wiedniu, do którego dotarło zdecydowanie najwięcej biało-zielonych (eliminacje Ligi Konferencji z macedońską Akademiją i austriackim Rapidem).
Drugim, a chronologicznie w zasadzie pierwszym ważnym widowiskiem tej kolejki był mecz przy Kałuży w Krakowie. Ponad 13 tys. obejrzało w deszczu mecz Cracovii z Legią Warszawa. Gospodarze tak nadymili, że sędzia przerwał zawody. Przyjezdni dotarli pociągiem. Zaprezentowali flagowisko w asyście pirotechniki.