Regionalny Puchar Polski to cenne doświadczenie nie tylko dla piłkarzy. "Fajna odskocznia i urozmaicenie"

Tomasz Biliński
Przemysław Malinowski (sędzia główny) z bratem Adrianem i Karolem Siemieniakiem (asystenci) tworzą zespół od około trzech lat.
Przemysław Malinowski (sędzia główny) z bratem Adrianem i Karolem Siemieniakiem (asystenci) tworzą zespół od około trzech lat. Tomasz Biliński/Polska Press
Sędzia piłkarski. Zwyczajny człowiek. Możesz jechać z nim autobusem czy stać za nim w sklepowej kolejce. Możesz spotkać go przy gabinecie lekarskim, a gdy zaczniesz psioczyć na zagranicznego sędziego, który nie odgwizdał faulu na Robercie Lewandowskim w Lidze Mistrzów, to jest szansa, że dowiesz się od niego, dlaczego. - Kariery piłkarskiej bym nie zrobił, dlatego złapałem za gwizdek - mówi Karol Siemieniak, handlowiec, student, ale też arbiter z warszawskiego wydziału sędziowskiego, którego spotkaliśmy przy okazji meczu drugiej drużyny Znicza Pruszków ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki w Regionalnym Pucharze Polski.

Siemieniak chciał zostać piłkarzem. Zaczynał w Marcovii. Po grze w juniorach przeszedł do drużyny seniorów. Po roku, w wieku 17 lat, skończył grać w piłkę. - Zdałem sobie sprawę, że wielkiej kariery nie zrobię. Ale nie chciałem rezygnować z futbolu, dlatego złapałem za gwizdek – wspominał moment, w którym zdecydował się zrobić kurs sędziowski. - Za mną pięć lat sędziowania. Jako główny prowadzę mecze w lidze okręgowej, a jako asystent od trzech lat jeżdżę na trzecią ligę. No i Regionalny Puchar Polski.

Rozgrywki – w skrócie – to ogromne sito dla drużyn z całej Polski. Zaczynają się na szczeblu regionalnym, później wojewódzkim. Drużyny grają, by awansować do rundy wstępnej kolejnej edycji Pucharu Polski, której finał odbywa się co roku na PGE Narodowym 2 maja. Droga jest długa, ale zdarzały się przypadki, że zespoły z niższych lig niemal do końca walczyły o udział w meczu o trofeum.

- Regionalny Puchar Polski ma swoją atmosferę, choć nie ma dużej różnicy w porównaniu do rozgrywek czwartej czy trzeciej ligi – zauważył 23-letni arbiter. - Te rozgrywki to odskocznia od ligowej piłki. Urozmaicenie dla klubów i sędziów. Zwykle w tych rozgrywkach grają młodzi piłkarze, którzy często nie łapią się do pierwszych zespołów, a tutaj mają szansę się ograć.

Okazję zdobycia doświadczenia mają nie tylko młodzi piłkarze, lecz także sędziowie. - Im wyższy poziom rozgrywek, tym praca jest łatwiejsza – ocenił Karol. - Piłkarze są bardziej świadomi i skupiają się przede wszystkim na grze. Niżej częściej skupiają się na swoich niedoskonałościach, co kończy się dyskusjami z sędziami czy kłótniami między sobą. Podręcznikowo takie sytuacje nazywa się „konfrontacjami masowymi”. Skacze do siebie paru kogutów, momentalnie dołączają koledzy, bohatersko stając w obronie. Sztuka polega na tym, żeby jak najszybciej przerwać takie zdarzenie. Odkąd sędziuję, raz zdarzyła mi się konfrontacja masowa, która trwała około trzech minut. Między zawodnikami w ruch poszły pięści, skończyło się kilkoma czerwonymi kartkami, ale emocje udało się ostudzić. Przy linii bocznej we znaki dają się też trenerzy. Ale to kwestia doświadczenia. Inaczej reagowałem, jak miałem 17 czy 18 lat, kiedy zaczynałem, a inaczej obecnie.

Największe wyzwanie, z jakim się zmierzył, to dwukrotne sędziowanie na linii meczu Widzewa Łódź, grającego obecnie w trzeciej lidze. - Przy pełnym stadionie, czyli około 16 tys. widzów. Dla takich spotkań wybiera się tę pracę - pewnie podkreślił Siemieniak, który przy okazji tych meczów musiał radzić sobie m.in. z "presją" trybun. - Podobno kibice coś tam krzyczeli, ale zawsze jestem tak skoncentrowany na grze, że w ogóle ich wrzaski do mnie nie dochodzą. O tego typu rzeczach dowiaduję się po spotkaniu.

Im więcej takich meczów, tym lepiej. Tyle że nie zawsze pozwala na to czas. - Na tym poziomie zwykle sędziuje się dwa mecze w tygodniu, w sobotę i w niedzielę, sporadycznie w tygodniu, jak na przykład przy okazji Regionalnego Pucharu Polski – zaznaczył i dodał, kręcąc głową: - Choć są harpagany, co podczas weekendu gwiżdżą w sześciu meczach, sędziując rozgrywki dla dzieci. Kwestia logistyki, ale to już przesada.

Siemieniak na co dzień pracuje jako handlowiec, zajmuje się marketingiem internetowym. Ponadto organizuje rozgrywki ligi szóstek oraz turnieje piłkarskie. Do tego zaocznie studiuje zarządzanie. Zwyczajny młody człowiek. - Aktywnie – uśmiechnął się. - Zależy, kto jakie ma oczekiwania, ale podejrzewam, że 99 proc. osób na tym etapie sędziowania nie jest w stanie z tego wyżyć. W tej chwili to fajna odskocznia od codzienności i możliwość zarobienia na małe przyjemności.

W przyszłości chce prowadzić mecze ekstraklasy i zostać nawet sędzią międzynarodowym. - Jak byłem dzieckiem, chciałem być wielkim piłkarzem. Moimi idolami byli Ronaldinho, Andrea Pirlo… Dziś patrzę realnie i wierzę, że ciężko pracując, uda mi się osiągnąć cel – wyjaśnił Karol, zaznaczając, że wśród sędziów idola nie ma. - To już nie te czasy – śmiał się. - Ale każdy się na kimś wzoruje, ja też, tyle że nie wyróżniłbym jednej osoby. Od każdego można coś wyciągnąć. Zwracam uwagę na konkretne sytuacje i jak się w nich zachować w danej chwili. Od jednego można się nauczyć jak zarządza zawodnikami, rozmawia, od drugiego jak się ustawia na boisku, od innego jakie podejmuje decyzje, sposób pokazywania kartek itd.

Na co dzień Siemieniak pracuje nad swoją kondycją z trenerem personalnym. Kilka razy w tygodniu chodzi na siłownię. - Głównie ćwiczę ogólnorozwojowo. Biegam sporadycznie. To zostawiam sobie na mecze – zaznaczył.

Na poziomie wojewódzkim zwykle biorą udział drużyny z trzeciej i czwartej ligi. Jak Świt Nowy Dwóch Mazowiecki i rezerwy Znicza Pruszków. Mimo że od ekstraklasy oba kluby dzielą – odpowiednio – dwa i trzy poziomy rozgrywkowe, to jeśli chodzi o zespoły sędziowskie, są one niemal stałe. Jak w ekstraklasie.

- Sędzia główny jest w kontakcie z trzema, czterema asystentami i nimi rotuje w zależności od dyspozycyjności – opowiadał Siemieniak, który jest sędzią asystentem Przemysława Malinowskiego. Z drugą chorągiewką asystuje brat Przemka, Adrian Malinowski. - Jeśli tylko jest taka możliwość, to na mecze jeździmy razem – dodał 23-letni arbiter. - Utrzymujemy ze sobą codzienny kontakt, głównie telefoniczny, bo mieszkamy od siebie kilkadziesiąt kilometrów. Spotykamy się co tydzień czy co dwa, jak jest liga. Natomiast gdy jest przerwa w rozgrywkach, to staramy się co jakiś czas spotkać. W różnych sytuacjach, niekoniecznie boiskowych. Jak drużyna piłkarska.

W końcu zgranie to podstawa. Tym bardziej, że podczas sędziowania w Regionalnym Pucharze Polsku i niższych poziomach rozgrywkowych sami muszą zadbać o sprzęt, z którego korzystają podczas meczu. O systemie VAR można zapomnieć, a zestaw z słuchawką i mikrofonem to luksus. - Nie są to tanie rzeczy – zaznaczył z uśmiechem Karol. - Mamy za to bipery. Jako asystent w chorągiewce mam guzik i wciskając go, daję sygnał sędziemu głównemu, który ma nadajnik na ramieniu. Nie przekażę mu tego, co przez słuchawkę, ale kiedyś nawet czegoś takiego nie było. Najpierw trzeba nauczyć się sędziować bez tego typu zabawek, żeby później zacząć sędziować z takimi urozmaiceniami.

W przypadku starcia Znicza II ze Świtem problemów nie było. Konfrontacji masowej też. Goście wygrali 3:1. W ćwierćfinale rozgromili Centrum Radom 5:1. Półfinały, w którym zagrają też Victoria Sulejówek, Mławianka i Legia II Warszawa, 9 maja.

REGIONALNY PUCHAR POLSKI w SPORTOWY24.PL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Regionalny Puchar Polski to cenne doświadczenie nie tylko dla piłkarzy. "Fajna odskocznia i urozmaicenie" - Portal i.pl

Wróć na gol24.pl Gol 24