Runda za jeden uśmiech. Podsumowanie jesieni Wisły Kraków

Jakub Podsiadło
Podsumowujemy rundę jesienną w wykonaniu Wisły Kraków
Podsumowujemy rundę jesienną w wykonaniu Wisły Kraków Łukasz Łabędzki
Jesienne losy Wisły Kraków na boiskach T-Mobile Ekstraklasy były prawie tak pogmatwane, jak tragiczna sytuacja finansowa klubu. Kibice długo nie zapomną Franciszkowi Smudzie wpadki w spotkaniu z Legią i porażki w derbach – całe szczęście, że głównie dzięki Semirowi Stiliciowi i Arkadiuszowi Głowackiemu wiślacy zdołali zakończyć piłkarską jesień na czwartym miejscu ligowej tabeli. Sam "Franz" jesienią był o krok od pożegnania się z Wisłą – koniec końców, zamiast szkoleniowca z posadą pożegnał się prezes klubu, Jacek Bednarz.

Nie było dantejskich scen, "podlewania tui" po katorżniczych treningach, w końcu przepowiedni rychłego spadku – tym razem przygotowania Wisły do nowego sezonu w zaciszu ośrodka szkoleniowego w Myślenicach przebiegały nadzwyczaj spokojnie. Rok po przejęciu sterów przez Franciszka Smudę większość piłkarskiego światka pogodziła się z faktem, że sam "Franz" to nie szarlatan, sukcesy "Białej Gwiazdy" nie biorą się z wudu, ani innych egzotycznych rytuałów, a nawet wybrakowana kadra pod jego wodzą jest w stanie walczyć o ligowe podium. Uzasadnionego optymizmu kibiców przed startem rozgrywek nie był w stanie zburzyć nawet upływ krwi w postaci odejścia kilku ważnych zawodników (wystarczy wspomnieć Gordana Bunozę i Michała Chrapka) – starzy wyjadacze wzmocnieni kilkoma juniorami nie wygrali tylko dwóch z siedmiu spotkań kontrolnych. Z tego i wielu innych powodów jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na stadionie beniaminka w Łęcznej zanosiło się na piękny sequel poprzedniej jesieni. Oczywiście według scenariusza jak z filmu "Oszukać przeznaczenie", bo w kwestii boiskowych poczynań Wisły też nie zmieniło się prawie nic – jej wyniki miały i mają niewiele wspólnego z i tak dość pokrętną logiką ekstraklasowych boisk, a już na pewno z sytuacją finansową klubu.

Autostradą po wzmocnienia

Żałoba po wspomnianych Bunozie i Chrapku nie trwała długo. Przy Reymonta postawili na hurt kosztem detalu i dlatego po krótkiej wycieczce autostradą A4 załatano dziury w składzie trójką z Ruchu Chorzów. Nazwiska Buchalika, Sadloka i Jankowskiego nie powalały na kolana – bramkarz przed transferem do Wisły w zasadzie nigdy nie wybił się poza ligową przeciętność, drugi długo dochodził do siebie po nie tyle z pozoru niegroźnej kontuzji, co z powodu błędów lekarzy nadzorujących jego rehabilitację, a ten ostatni – choć nadal z łatką talentu – osiągnął jeszcze mniej, niż usiłowały mu przypisać pamiętne plebiscyty "Piłki Nożnej". To, co na pierwszy rzut oka wydawało się być piłkarskim dolewaniem wody do kwasu, okazało się nie mieć aż tak opłakanych skutków. Los tak pokierował piłkarskimi losami byłych piłkarzy "Niebieskich" pod Wawelem, że to Sadlok po serii wspaniałych występów trafił na moment do kadry, Buchalik udanie wszedł w buty Michała Miśkiewicza, z kolei Jankowski zawiódł na całej linii i jeszcze zanim pechowo nabawił się przepukliny, był jednym z najsłabszych ogniw wiślackiej ofensywy.

Ocena transferów Wisły w rundzie jesiennej
Richard Guzmics — ★★★★★★★★★☆
Maciej Sadlok — ★★★★★★★★☆☆
Michał Buchalik — ★★★★★★★☆☆☆
Mariusz Stępiński — ★★★★★☆☆☆☆☆
Maciej Jankowski — ★★★☆☆☆☆☆☆☆

Żeby nie było, że ilość jest ważniejsza od jakości, na więcej niż honorową wzmiankę zasługuje najpóźniejszy i zarazem najbardziej udany transfer "Białej Gwiazdy". Richard Guzmics przybył do Krakowa odrobinę później niż filmik z jego fatalnym kiksem w meczu reprezentacji Węgier, a zanim jeszcze zwinięto powitalny czerwony dywan, sprezentował kibicom deja vu i palpitację serca, doprowadzając do decydującej bramki Miroslava Čovili w derbach z Cracovią. Co było potem? Przewińmy taśmę o trzy miesiące i oddajmy głos Franciszkowi Smudzie. – To przesolidny chłopak. Widzę, jak tu odżywa. Potrzeba mu wiary w siebie i w swoje umiejętności, bo kiedy trafił tutaj z Węgier, widać było, że ten feralny mecz w reprezentacji bardzo na nim ciąży – twierdził szkoleniowiec, a my możemy tylko dodać, że psychoterapia po tej traumie zadziałała bez zarzutu. Dzięki fenomenalnej dyspozycji Guzmicsa, Arkadiusz Głowacki mógł w spokoju opuścić kilka spotkań w trakcie rundy, a i wizja zbliżającej się szybkimi krokami emerytury "Głowy" nie jest już tak upiorna, jak pod nieobecność Węgra. Podobnej laurki na pewno nie dostanie Mariusz Stępiński – oprócz wejścia smoka w Bydgoszczy trudno dopatrywać się w młodym skrzydłowym innych zalet z wyjątkiem faktu, że po upływie okresu wypożyczenia będzie można bez większych problemów odesłać go na adres zwrotny do Norymbergi.

Od "hat-tricka hańby" po zabrzańską "manitę"

W trakcie jesieni wiślacy zafundowali własnym kibicom prawdziwy rollercoaster - jako zadośćuczynienie za rozczarowujące remisy z Górnikiem i Piastem najpierw przywieźli z Poznania zaskakujące trzy punkty i nowego defensywnego pomocnika w osobie Rafała Boguskiego, potem - po podziale punktów z Ruchem - wrzucając piąty bieg i w meczach bez większej historii odprawiając z kwitkiem trzech kolejnych rywali. Serię zwieńczył thriller w Bydgoszczy i fotel lidera ligowej tabeli, a potem był Ice Bucket Challenge, tylko przymusowy i bez nominacji. Wisła w ciągu zaledwie tygodnia zdążyła zaliczyć trzy kubły lodowatej wody – najpierw okazało się, że Kopciuszek nigdy nie będzie Carringtonem, a zwłaszcza tym z Łazienkowskiej; Legia pomściła ostatnią eskapadę pod Wawel i zrzuciła krakusów z pozycji lidera. – Każdy oczekiwał, że dalej będziemy niepokonani jako jedyna drużyna w lidze. Oczekiwania były duże, ale nie wyszło – komentował Alan Uryga po premierowej porażce w sezonie. W kolejce po swoje czekał Lech Poznań – wycieczka rezerwowych o mały włos nie sprawiła pucharowej sensacji, ale koniec końców uległa Maciejowi Skorży i spółce. Finał historii znają wszyscy – przegrane derby w samej końcówce i pierwsze sygnały o tym, że nietykalny dotąd Smuda może pożegnać się z zespołem.

– Gdybym czuł, że coś jest nie tak, to ja potrafię sam się zwolnić. Nie jestem osobą, która klęka na kolana i błaga o litość – w swoim stylu żachnął się "Franz" i w mgnieniu oka zażegnał kryzys. Wisła zdemolowała Górnika Zabrze i po wymianie ciosów pokonała Podbeskidzie, lecz kto spodziewał się łatwego i przyjemnego powrotu na pierwsze miejsce, ten do samego końca piłkarskiej jesieni musiał dostosować apetyty do zamiarów. Był więc i nieudany comeback w Kielcach, i wypuszczone z rąk prowadzenie w rewanżowym meczu z „Kolejorzem” - na osłodę zawodnikom i kibicom zostały zasłużone wygrane z Górnikiem Łęczna i Ruchem. Wpadki w prestiżowych spotkaniach będą odbijały się kibicom czkawką do końca sezonu, co nie kłóci się z faktem, że mając na uwadze dramatycznie wąską kadrę z ławką rezerwowych o średniej wieku statystycznej klasy licealnej i różne pozasportowe tarapaty, w które po drodze wpadł klub, sportowa jesień w wykonaniu wiślaków oraz finisz na czwartej pozycji w tabeli zasłużyły na ocenę równą czwórce „na szynach”.

Wiślacki absolutysta

Gdyby opisać drużynę Franciszka Smudy za pomocą jakiegokolwiek systemu politycznego, byłby to absolutyzm, a na jego czele on – ten, który mógłby śmiało powiedzieć „Wisła to ja”. Bo gdy wygrywała, większość zasług można było śmiało przypisać Semirowi Stiliciowi. Ale za to kiedy zawodził, po Wiśle najczęściej nie było czego zbierać. Wahania jesiennej formy Bośniaka odbijały się bezpośrednio na skuteczności Pawła Brożka (a raczej jej braku), co doprowadzało do takich patologii, jak 398 boiskowych minut bez wiślackiego gola na przełomie września i października. Wszędzie można znaleźć statystyki naliczające Stiliciowi siedem goli i sześć asyst jesienią, ale trudno natknąć się gdziekolwiek na licznik słabych meczów w jego wykonaniu – wydaje się, że było ich więcej niż kilka. Całe szczęście, że gra nie toczy się o mistrzostwo, bo wówczas uzależnienie od zawodnika z tak nierówną formą byłoby dla Wisły zabójcze. Postępująca "Semirdependencia" to nie palący problem, dopóki "Biała Gwiazda" celuje raczej w obecność w pierwszej piątce na finiszu sezonu. Wystarczy, że Bośniak błyśnie co drugą kolejkę, a spotkania z jego udziałem będą wygrywać się same, o czym przekonały się choćby Górnik Zabrze i Pogoń Szczecin – z obu zespołów jesienią Stilić zerwał okazałe skalpy.

Koneserzy gry obronnej mają pełne prawo twierdzić, że jesienią najjaśniejsze gwiazdy na wiślackim firmamencie świeciły na jej tyłach – sam Arkadiusz Głowacki to już w zasadzie żywy, opatentowany znak towarowy gwarantujący szczelność defensywy. Jesienią kapitan doczekał się godnego dublera w osobie Richarda Guzmicsa i stworzył z nim duet, który momentami prezentował się tak, jakby Terminator połączył na chwilę siły z Robocopem. Dobra dyspozycja Macieja Sadloka i Łukasza Burligi zapewniła temu pierwszemu powrót do reprezentacji Polski – jeśli chodzi o „Burego”, można zaryzykować stwierdzenie, że do debiutu w kadrze zabrakło mu dwóch albo trzech solidnych występów.

Zmiana warty

Sportowy dorobek "Białej Gwiazdy" na finiszu jesieni to tylko połowa sukcesu – przez ostatnie miesiące zarząd Wisły musiał uprawiać istny slalom gigant, żeby piłkarze mogli skupić się na uprawianiu swojej dyscypliny. Nie udało się ominąć wszystkich przeszkód – mimo spłaty części długów, wiślacy i tak rozpoczną kolejny sezon z jednopunktowym mankiem, a jesienią sam klub przypominał dziurawą łajbę, która przy mocniejszym podmuchu mogła wywrócić się do góry nogami. – Jestem dziwnie spokojny, że będzie dobrze. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że skupiamy się tylko i wyłącznie na grze, a inne rzeczy zostawiamy kompetentnym osobom. Problemy finansowe nie odbijają się na nas – zapewniał Paweł Brożek. Zgodnie z obietnicami "Brozia", w szeregach zawodników zabrakło dezerterów – za kłopoty klubu posadą zapłacił jednak prezes Jacek Bednarz. Podczas gdy pustki w klubowej kasie to raczej efekt tego, że błagalne spojrzenia w kierunku Myślenic pozostały bez odpowiedzi ze strony Bogusława Cupiała, gwoździem do trumny byłego sternika klubu był zażarty konflikt z zagorzałymi kibicami.

Zaraz po objęciu schedy po Bednarzu Ludwik Miętta-Mikołajewicz wystawił rachunek za bojkot w wysokości trzech milionów złotych. Z pozoru bajońska kwota to i tak kropla w morzu należności, które stawiają przyszłość klubu pod sporym znakiem zapytania. Bezkrólewie w Wiśle trwało krótko – w roli strażaka zatrudniono Roberta Gaszyńskiego, ale to już zupełnie inna historia. Kto od wiślackiej wiosny oczekuje adrenaliny, znajdzie ją na wszystkich frontach - po przyzwoitej jesieni piłkarze postarają się o niespodziankę w postaci skoku na podium ligowej tabeli, natomiast nowy zarząd na czele z Gaszyńskim stanie na głowie, żeby wyciągnąć klub z finansowych tarapatów i oszczędzić fanom trosk o bankructwo, czyli - w efekcie - kolejną "rundę za jeden uśmiech".

Cytat jesieni:"Wszystko będzie OK. Walnie jakąś «lufę» i mu przejdzie"Franciszek Smuda o Alanie Urydze po meczu z Ruchem, 13 grudnia 2014

Mecz jesieni:**Górnik Zabrze 0:5 Wisła Kraków, 19 października 2014
Najlepszy piłkarz jesieni (średnia ocen portalu Ekstraklasa.net w skali 1-10):**Arkadiusz Głowacki (6)

Najgorszy piłkarz jesieni (średnia ocen portalu Ekstraklasa.net w skali 1-10):**Maciej Jankowski **(3,11)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24