Marzec 2015 roku – Adam Nawałka pomija w powołaniach na mecz z Irlandią Jakuba Rzeźniczaka. Skałę w defensywie Legii. Absolutnego lidera formacji obronnej, który pewną ręką prowadził zespół do Mistrzostwa i Pucharu Polski. Jedynego, który mógł chodzić z podniesioną głową po przegranym dwumeczu z Ajaxem i odpadnięciu z Ligi Europy. Jednym słowem – pewniaka. „Żyleta” skandowała jego nazwisko. Jego – wychowanego w Widzewie łodzianina. Fani mieli swojego „Rzeźnika”.
Półtora roku w piłce to jednak wieczność.
Tamten Kuba Rzeźniczak, będący w naprawdę znakomitej formie, tryskał pewnością siebie i mówił otwarcie, że interesuje go tylko gra w wyjściowym składzie Reprezentacji Polski, a nie kurtuazyjne powołanie dla zawodnika nr 20. Dzisiejszy zdążył nie tylko przegrać na finiszu z Lechem wspomniane Mistrzostwo 2014/2015, ale również zrazić do siebie nawet najzagorzalszych zwolenników. Kapitańska opaska - ni stąd, ni zowąd - nagle zaczęła uwierać. Na stulecie klubu, mimo mistrzowskiego tytułu i kolejnego krajowego pucharu, został w cieniu. Jak przeciętny ligowiec.
Dziś po tamtym Rzeźniczaku z marca 2015 roku nie pozostał już nawet cień. Coś w głowie ewidentnie poszło nie tak. W głowie, bo przecież Kuba nagle nie zapomniał, jak gra się w piłkę. Od dłuższego czasu mówiło się, że obrońca powinien zmienić otoczenie. Że jego związek z Legią stał się dla niego nieco toksyczny. Czarę goryczy przelała jego dramatyczna forma z początku obecnego sezonu: Legia straciła aż 15 bramek z Rzeźniczakiem w składzie, natomiast gdy Kuba przyglądał się poczynaniom kolegów zza linii bocznej – ani jednej (!). Z czysto piłkarskiego punktu widzenia – nie da się dziś chłopaka wybronić. Skończyło się kompromitacją w sobotnim meczu z Arką i odsunięciem od składu.
Mimo wszystko kibice Legii chyba zapomnieli, ile jeszcze niedawno znaczył dla klubu Rzeźniczak i ile dla niego zrobił. Wulkan ambicji i charakteru, który piłkarskie niedociągnięcia zawsze nadrabiał walecznością. Miewał momenty lepsze (ostatnio 2013/2014 i połowa sezonu 2014/2015) i gorsze (minione półtora roku), ale przez 11 lat pobytu na Łazienkowskiej wielokrotnie potwierdzał swoją klasę. 4 Mistrzostwa Polski, 6 Pucharów Polski, Superpuchar, ponad 200 meczów (w tym wiele wybitnych!) w barwach Legii. Najbardziej utytułowany piłkarz w historii warszawskiego klubu. Dziś dosłownie z niego wypędzany. Bezsprzecznie jeden z najlepszych obrońców ostatnich lat w Ekstraklasie traktowany jak pachołek pokroju Mateusza Żytki. Wcześniej wielbiony, teraz niechciany.
Jak mawia Michał Probierz: „Podrzucali, podrzucali, tylko złapać zapomnieli”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?