Sąd uchylił zakaz stadionowy "Litarowi"

Głos Wielkopolski
Tak 1 lutego Krzysztof M. przepraszał za swoje zachowanie. Osobiście na spotkanie z dziennikarzami nie przyszedł, przekazał jednak nagranie
Tak 1 lutego Krzysztof M. przepraszał za swoje zachowanie. Osobiście na spotkanie z dziennikarzami nie przyszedł, przekazał jednak nagranie Waldemar Wylegalski/Polskapresse
- Jaka jest prawda? - to pytanie padało najczęściej podczas dzisiejszego procesu Krzysztofa M. ps. Litar, prezesa Stowarzyszenia Wiara Lecha, oskarżonego o napaść na parę kibiców. A tą, która chciała do niej dotrzeć, była sędzia Krystyna Lewecka-Łasińska. Nie zawsze było to łatwe.

Pierwsza odsłona procesu, który toczy się przed Sądem Rejonowym Poznań Grunwald i Jeżyce, trwała prawie cztery godziny. Wprawdzie oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień, ale zgodził się odpowiadać na pytania swojego adwokata. Były to bardzo długie odpowiedzi.

Krzysztof M. podkreślał swoją pracę jako szef Wiary Lecha na rzecz poprawy bezpieczeństwa na stadionie przy Bułgarskiej. Wymieniał także akcje charytatywne i społeczne prowadzone przez stowarzyszenie. Przypominał o tym, bo jak sam wyznał, czuje się ofiarą medialnej nagonki i nie chce być postrzegany przez sąd wyłącznie w negatywnym świetle. To, co robi jako szef stowarzyszenia i co to jest za stowarzyszenie, ma również wyjaśnić, dlaczego nie mógł zrobić tego, o co jest oskarżony.

Co naprawdę zdarzyło się pół godziny przed pierwszym gwizdkiem meczu Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej w listopadzie ubiegłego roku? Czy zapis z kamery monitoringu, która zarejestrowała całe zajście, a najciekawsze dla sądu ujęcia krążą po internecie, można zinterpretować inaczej niż w akcie oskarżenia?

"Litar" nie przyznaje się, że opluł kibica ani do tego, że uderzył go z "główki" - on tylko zbliżył swoją głowę do jego, gdy ten nazwał go "frajerem". Było to najlżejsze słowo, które padło między nimi. O co poszło? Według "Litara", kibic był nietrzeźwy i dlatego nie chciał, żeby został w "kotle". Tyle że tamten miał bilet na drugą trybunę i kazał mu "wyp...".

Według pokrzywdzonego kibica, od samego początku chodziło o jego twarz pomalowaną w biało-czerwone barwy. Tak samo wymalowana była jego żona, szwagierka i jej partner. W końcu był to mecz reprezentacji. Zabrali też z sobą dzieci.

Kiedy zaczęło robić się gorąco, a zaczęło w momencie, kiedy jeden z kibiców kazał mu "wyp...", bo to nie jest trybuna dla pajaców, że z takim wyglądem to może iść na Małysza, był jednak sam. Dalej wypadki miały potoczyć się błyskawicznie: jeszcze dwa razy miał być zaczepiony przez anonimowego kibica, kiedy do akcji wkroczył "Litar".

- Wyzywał mnie, że mam "wyp...", bo to nie cyrk, a miejsc małp jest gdzie indziej - zeznawał kibic. - Uderzył mnie i opluł. Kiedy opluł żonę, próbowałem stanąć w jej obronie, ale inni kibice mi nie pozwolili. Wszyscy byli przeciwko mnie.

- Oskarżony stał z grupką kibiców i krzyczał, że mamy "wyp...". Wszyscy krzyczeli - zeznawała siostra pokrzywdzonej. - Chcieli, żebyśmy zmyli flagę z twarzy. Ktoś popchnął moją siostrę. Widziałam, że ktoś pluł, ale nie wiem kto.

Przesłuchiwana przez policję wskazała jako sprawcę "Litara", którego rozpoznała na filmiku w internecie. Nie podpisała jednak tamtych zeznań. - Odmówiłam, bo nie chciałam wymyślać różnych rzeczy - wyjaśniła przed sądem.

Na pytanie "Kto panią opluł?", sama pokrzywdzona wskazała "Litara". Kto ją popchnął? Tego już nie pamięta. Było duże zamieszanie. To mógł być "Litar", mógł być ktoś inny. Zostali w "kotle" mimo wrogich spojrzeń. Z meczu wyszli jednak wcześniej. Bali się, że może przytrafić im się coś złego, jeżeli zostaną do końca. Jeszcze długo po tym zdarzeniu obawiali się zemsty ze strony kibiców. - Ze strachu przestałam chodzić na mecze, mąż również - zeznała pokrzywdzona.

Mecenas "Litara" udowodnił jej jednak, że od tamtego pamiętnego meczu była przynajmniej na dwóch, w tym na meczu podwyższonego ryzyka - finale Pucharu Polski w Bydgoszczy. Również jej mąż bywał na Bułgarskiej, i na drugiej trybunie, co sam zresztą przyznał na sali sądowej.

Czwarty ze świadków miał najmniej do powiedzenia, gdyż wrócił na trybuny już po całym zajściu. - Moje zeznania nie mogą być obiektywne, bo o wszystkim dowiedziałem się z mediów - wyznał dzisiaj na sali.

Na kolejnej rozprawie mają zeznawać kibice, którzy byli świadkami tego zdarzenia i odpowiedzieli na apel prawnika "Litara" na forum internetowym oraz prezesi Lecha. Będzie też odtworzony zapis z monitoringu, ale już nie w kawałku, ale od pierwszej minuty.

Być może wtedy uda się znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego spośród innych "Małyszów" na trybunie ofiarą "Litara" miał paść właśnie ten jeden kibic. Sam "Litar" może już chodzić na mecze - sąd uchylił dzisiaj środek zapobiegawczy w postaci zakazu stadionowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24