Saganowski: Pora się w końcu przebudzić

Tomasz Biliński i Paweł Drażba
- Kiedy wracałem do Polski wiedziałem, że będzie trudno, ale nie wiedziałem, że aż tak - mówi Marek Saganowski, napastnik ŁKS-u, który zamyka tabelę T-Mobile Ekstraklasy. W poniedziałek łodzianie zagrają z byłym klubem "Sagana" - Legią.

ŁKS Łódź - Legia Warszawa LIVE! Relacja na żywo w Ekstraklasa.net

Słyszał Pan, jaki ma być nowy numer kierunkowy do Łodzi?
Nie, a zmieniają?

Kibice żartują, że na 0-11 [bilans bramkowy ŁKS-u po czterech kolejkach T-Mobile Ekstraklasy - red.].
Można się śmiać, wiadomo, że jak komuś nie idzie, to wszyscy są mądrzy i wszyscy by inaczej zrobili. Każdy jest lepszym trenerem i znalazłby lepszych zawodników. Na pewno jesteśmy w kryzysie, nie ma co zaprzeczać. Ale niedługo z niego wyjdziemy. Musimy.

Co dzieje się z ŁKS-em? W ubiegłym sezonie byliście najlepszym zespołem pierwszej ligi. Przepaść między rozgrywkami jest taka duża?
Pomyłki popełniane przez nas w ekstraklasie są brutalnie wykorzystywane. Większość z tych 11 bramek, które straciliśmy, to takie bramki… może nie kuriozalne, ale po strasznych błędach.

Patrząc przed sezonem na kadrę ŁKS-u, wydawało się, że macie mocną, doświadczoną pakę i możecie namieszać w ekstraklasie. Szybko okazało się jednak, że jesteście tylko papierowym tygrysem.
Wszystkich ludzi poznaje się nie po tym jak zaczynają, a jak kończą. Na dzisiaj wyglądamy zdecydowanie najsłabiej w lidze, ale wierzę w tych chłopaków. Już niedługo przyjdą lepsze dni.

Nie wytrzymujecie presji? Przecież macie wielu doświadczonych graczy, choćby Pana, Marcinów - Mięciela i Adamskiego czy Bogusława Wyparłę.
Zarzuca się nam, że jesteśmy doświadczoną drużyną, ale nie potrafimy tego wykorzystać. Ale proszę zauważyć, że wielu chłopaków w inauguracyjnym meczu z Lechem Poznań [przegranym 0:5 - red.] w wieku 26, 27 lat debiutowało w ekstraklasie! Nie możemy za tych zawodników brać odpowiedzialności. To dorośli ludzie.

Jak wyjść z kryzysu?
Odpowiedź jest łatwa: trzeba zdobyć bramkę i wygrać mecz. Zagrać z tyłu na "zero" i tyle. Cieszę się, że w ostatnim spotkaniu z Lechią w Gdańsku udało nam się już zachować czyste konto i zremisować. To dobry wynik i przed meczem na pewno bralibyśmy go w ciemno. Muszę też przyznać, że bardzo przyjemnie grało mi się w Gdańsku na nowym stadionie. Naprawdę piękny. Fajnie, że takie obiekty powstają w Polsce. Przez ostatnie siedem lat gry zagranicą obserwowałem ekstraklasę w telewizji. Poziom, jak poziom... Dla samych stadionów warto jednak było wracać.

A czy po tych trzech pierwszych porażkach nie pomyślał Pan sobie: "po co wracałem?".
Nie, pomyślałem: wiedziałem, że będzie trudno, ale nie wiedziałem, że aż tak.

W ubiegłym sezonie był Pan podstawowym zawodnikiem greckiego Atromitosu. Dlaczego latem zdecydował się Pan wrócić do Polski?
Grecja była już tak skorumpowana, że nie chciałem w niej dalej grać. W decyzji utwierdziły mnie wydarzenia po finale Pucharu Grecji z AEK-iem Ateny [kibice wdarli się do sektora VIP-ów, zagrożone były rodziny piłkarzy - red.]. Powiedziałem sobie, że to nie ma sensu, czas wracać. Tym bardziej, że moje dziecko we wrześniu idzie do szkoły podstawowej. Chciałem żeby zaczęło edukację u nas.

A dlaczego ŁKS? Pański kolega z Atromitosu, Marcin Baszczyński przeniósł się do mającej duże aspiracje Polonii Warszawa. Nie miał Pan ofert z klubów czołówki ekstraklasy?
Co do Marcina, faktycznie wybrał klub, który jest budowany po to, żeby walczyć o najwyższe cele. Życzę mu powodzenia. Ja chciałem wrócić do swojego miasta, do swojego klubu. Mamy co prawda inne cele, bo będziemy bili się o utrzymanie w lidze, ale jestem szczęśliwy.

Ale były inne zapytania?
Z zagranicy, z innego polskiego klubu…

… z Legii?
Nie, nie miałem żadnych sygnałów z Łazienkowskiej. Nieważne skąd. Obiecałem kiedyś, że wrócę do ŁKS-u, klubu, w którym się wychowałem, w którym się wypromowałem. Już pół roku wcześniej postanowiłem, że będę grał w Łodzi. Jeszcze tak się pięknie ułożyło, że ŁKS awansował do ekstraklasy. Super!

Tylko te wyniki… Kiedy rozmawialiśmy dwa tygodnie temu po przegranym przez ŁKS 0:2 meczu z Polonią przy Konwiktorskiej, mówił Pan, że nie może się Pan doczekać meczu z Legią.
Zapytaliście mnie też, jakie mam wspomnienia związane ze stadionem Polonii. Zazwyczaj grało mi się na nim dobrze, zwłaszcza wtedy, kiedy byłem zawodnikiem Legii.

Pamiętamy, że w jednym z derbowych spotkań strzelił Pan, jak sam przyznawał, najładniejszego gola w życiu.
Dziś muszę skorygować, że może nie najładniejszego, ale na pewno jednego z trzech najlepszych. Lata gry w Legii to były piękne czasy.

Szykuje Pan coś specjalnego na Legię?
Będę robił wszystko, żeby wygrać. Dodatkowo też będzie trzeba zmobilizować chłopaków. Na pewno nie możemy wyjść na ten mecz, jako zespół pokonany.

Legię może pogrążyć duet je dawnych supernapastników: Saganowski-Mięciel.
Owszem, obaj byliśmy w Legii, ale się mijaliśmy.

Jak układa Wam się współpraca?
W sparingach fajnie to wszystko wyglądało. Szkoda, że Marcin doznał kontuzji akurat przed meczem z Lechem. Później w meczu ze Śląskiem Wrocław nie był w pełni sił. Z Polonią i Lechią wyglądało to lepiej, w ofensywie stworzyliśmy dużo sytuacji. Zabrakło nam trochę szczęścia. Czas się w końcu przebudzić.

Mówiło się, że będziecie z Mięcielem najbardziej wysuniętymi zawodnikami ŁKS-u, ale Pan często grywa jako podwieszony snajper, taki ofensywny pomocnik.
No tak, jestem nominalnym napastnikiem, ale grywam ostatnio na różnych pozycjach. Na przykład przez ostatnie pół roku w Grecji występowałem tylko na skrzydle. I szło mi nie najgorzej. Teraz gram za Marcinem, mam mu dogrywać, ale i wchodzić z głębi pola na strzał.

Myśli Pan jeszcze o reprezentacji Polski?
(śmiech) Nie...

W ogóle? W ataku mamy tylko Roberta Lewandowskiego z Borussii Dortmund. Reszta jest niepewna, trzy snajperskie miejsce w kadrze na Euro 2012 są puste.
Ja myślę o tym, żeby ŁKS zaczął wygrywać mecze. Tylko tyle.

Przed tym sezonem do kraju wróciło jednak wielu doświadczonych zawodników. Większość ma nadzieję, że będąc pod nosem Franciszka Smudy uda się jeszcze w ostatniej chwili wskoczyć do kadry na Euro 2012. (śmiech) To skoro tak chcecie napisać, to piszcie…

Tylko pytamy.
Ja już w reprezentacji pograłem, byłem na mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku. Swoje zobaczyłem. Łącznie w drużynie narodowej rozegrałem 33 mecze, strzeliłem 5 goli. Na tym mój bilans się zatrzyma. Trener Smuda ma dużo zawodników ofensywnych, przede wszystkim młodszych, którzy zdadzą egzamin.

Ale o zakończeniu kariery jeszcze Pan nie myśli?
Z ŁKS-em mam w tej chwili podpisany dwuletni kontrakt. Jeśli zdrowie pozwoli, to na pewno będę chciał grać jak najdłużej. Bo serce swojej drużynie na boisku oddam zawsze.

Rozmawiali Tomasz Biliński i Paweł Drażba, Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24