"Siedź, gdzie ci najlepiej", czyli co z tym Lewandowskim? [KOMENTARZ]

Mateusz Faderewski
Każdego dnia, w natłoku codziennych informacji, dowiadujemy się o rzekomym transferze Lewandowskiego. Jaki jest sens pisania czegokolwiek, gdy on nic sobie z tego nie robi. Ale Polacy tak mają - żyją sensacjami, by po fakcie dokonanym zupełnie zapomnieć o informacji, którą przed chwilą tak łapczywie się interesowali.

Od kilku miesięcy w Polsce trwa ogólnonarodowa dyskusja pt. „Gdzie powinien trafić Robert Lewandowski?”. W odpowiedzi zewsząd słyszę: Lewandowski tu, Lewandowski tam. Gdyby zliczyć wszystkie wiadomości dotyczące napastnika Borussii, to okaże się, że temat ten jest poruszany równie często co swego czasu proces Katarzyny W. Powiem szczerze, mnie to już nudzi. Nie ma dnia, żebym nie zobaczył w prasie tekstów o rzekomym transferze Roberta. Litości!

Kto tak naprawdę chce transferu Roberta? Jurgen Klopp na czele z dyrektorem sportowym Borussii Michaelem Zorcem? A może Cezary Kucharski, menadżer zawodnika? Najbardziej prawdopodobna wydaje się opcja numer dwa. Ja rozumiem, że pan Kucharski miał bogatą karierę, dwukrotnie wywalczył mistrzostwo Polski i grał w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Panathinakoisem Ateny, ale do diaska - czy sprzedaż zawodnika, de facto na siłę, do innego klubu to słuszna decyzja?

Robert powinien zostać w Borussii. W Dortmundzie ma optymalne warunki do rozwoju, co rok walczy o mistrzostwo Niemiec, w tym sezonie dotarł aż do finału Ligi Mistrzów. Czy to nie jest wystarczający argument? Zmiana może mu poważnie zaszkodzić. W historii piłki nożnej było wielu graczy, którzy w jednym klubie grali świetnie, a po zmianie barw nie potrafili się zaaklimatyzować i ostatecznie świat o nich zapominał.

Michael Owen. W latach 1996-2004 rozegrał 216 spotkań w barwach FC Liverpool i zdobył 118 goli. Po ośmiu latach spędzonych z "The Reds" odszedł do potęgi ówczesnego futbolu - Realu Madryt. Po przenosinach do Madrytu Owen nie był już tym piłkarzem, którym tak bardzo zachwycałem się poprzednio w każdym meczu Ligi Mistrzów czy ligi angielskiej. Po tułaczce i odwiedzinach kilku klubów, obecnie gra w marnym Stoke City.

Thierry Henry. W Arsenalu Londyn przez osiem lat rozegrał 254 mecze, strzelając 174 bramek. Ikona "Kanonierów". W 2007 roku przeszedł do FC Barcelony. Mimo, że zdobył z Katalończykami upragnione trofeum, o którym wspominał wielokrotnie w wywiadach, czyli Puchar Europy, to jego przygodę w Hiszpanii trzeba rozpatrywać w kategoriach tych nieudanych. Narzekał, że nie gra na swojej ulubionej pozycji, wchodził z ławki rezerwowych, za co krytykował Pepa Guardiolę. Ostatecznie miejsca w Barcelonie nie zagrzał i pozbyto się Francuza bez żalu. Henry obecnie występuje w amerykańskim New York Red Bulls. Dla kasy, bo poziom MLS raczej marny.

Oczywiście może zdarzyć się i tak, że transfer do Anglii, Hiszpanii czy nieszczęsnego Bayernu Monachium wypali i Robert rozwinie swoje możliwości. Osobiście jestem sceptycznie nastawiony do takiego scenariusza. Wyznaje zasadę: "Siedź, gdzie Ci najlepiej!"

Transfer tym bardziej nie jest na rękę Borussii. Raz - że osłabi się przed kolejną edycją Ligi Mistrzów. Dwa - nikt nie wie czy ewentualny następca Roberta będzie równie skuteczny jak nasz rodak. Trzy - Jurgen Klopp drugiego upokorzenia, po stracie Goetze, nie przełknie.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24