Pogoń i Jaguar to czołowe zespoły w czwartej lidze. Po wyrównanym spotkaniu Pogoń Lębork zremisowała z Jaguarem Gdańsk 1:1 (0:1). Niestety, oprócz emocji boiskowych doszły bandyckie wydarzenia na trybunach, z którymi nie poradził sobie ani delegat ani organizator meczu, czyli klub z Lęborka.
Skontaktowaliśmy się z Michałem Jadanowskim, właścicielem Jaguara Gdańsk, który opowiedział nam zdarzenie.
- Pojechałem na mecz do Lęborka nie jako właściciel czy kibic, ale członek zespołu, gdyż byłem kierowcą autokaru, którym nasi zawodnicy jechali na mecz. Po pierwszej połowie meczu prowadziliśmy 1:0. Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy zauważyłem, że grupa około dziesięciu kibiców Pogoni założyła na głowy kominiarki i ruszyła w kierunku sektora gości. W tym sektorze było łącznie pięć osób, z czego trzy niepełnosprawne i dwie powyżej 70 lat. Był tam też mój tata po pięciu operacjach kręgosłupa, a wkrótce czeka go szósta. Jak to zobaczyłem, to postanowiłem podbiec do sektora i bronić tatę, bo tam, znajdowały się osoby bezbronne. Nasi pełnosprawni kibice byli grzeczni i nie słyszałem, żeby cokolwiek brzydkiego powiedzieli na Pogoń. Nikogo nie obrażali, nie szukali zaczepek. Jak zobaczył, że celem miejscowych kibiców było zabranie flagi, to stanąłem i nie reagowałem. Wracając dwukrotnie mnie uderzyli. Dwóch przeciwników po jednym razie w głowę. Położyłem się na ziemi i wtedy odpuścili i uciekli – opowiada Jadanowski "Dziennikowi Bałtyckiemu".
Właściciel Jaguara powiedział nam także jakie było zachowanie działaczy Pogoni po całym zdarzeniu.
- Zaraz po tym jak dostałem te ciosy pięściami i szukałem pomocy medycznej, żeby pomogli mi zatamować krew, to pan Tkaczyk z Pogoni zaczął mi cytować słowa mojej uchwały sprzed dwóch tygodni, którą chciałem wdrożyć w życie. Chodziło o to, żeby wszystkie kluby w związku miały głos na walnym zebraniu członków, bo teraz takie prawo ma tylko 25 procent, a reszta może się przyglądać. Powiem szczerze, że nie wiem, w jakim celu mi to przypominał. Nikt mi nie powiedział słowa przepraszam, a zamiast tego od jeszcze innej osoby usłyszałem, że w sumie to nic się nie stało, bo przecież nikt nie zginął. Wróciłem do domu i żona powiedziała, że już na żaden mecz mnie nie puści. Mam nadzieję, że zmieni zdanie. Teraz ja mam w domu zakaz stadionowy, a ci ludzie wrócą na trybuny na kolejny mecz i znowu będą dążyć do bitki albo zabrania komuś flagi. Chcemy z tym walczyć – słyszymy szokującą relację właściciela Jaguara w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".
W tej patologicznej sytuacji na stadionie w Lęborku ludźmi bez wyobraźni okazali się sędzia Leszek Wnuk i delegat Józef Dąbrowski, którzy kazali drużynom kontynuować mecz.
- Pytałem delegata dlaczego nie przerwał meczu, to powiedział mi, że zawsze robią wszystko, aby grać do końca. Jak dziesięciu zamaskowanych kibiców biega po boisku, to nie jest to normalna sytuacja. Na boisku był mój brat, który wiedział, że tata jest w sektorze gości i w takim momencie trudno skoncentrować się na grze w piłkę. Mecz powinien zostać zakończony po tym incydencie. Wcześniej w jednym ze sklepów w Lęborku mama jednego z naszych zawodników usłyszała, że ma zdjąć szalik i schować do torebki, bo jej go zabiorą. Dla mnie to nie jest zrozumiałe i trzeba z tym walczyć – mówi Jadanowski "Dziennikowi Bałtyckiemu". – Mamy w klubie tysiąc dzieci i chcemy grać w piłkę. U nas nigdy nikomu nie stanie się krzywda.
Zapytaliśmy właściciela Jaguara czego oczekuje ze strony Pomorskiego Związku Piłki Nożnej.
- Podobną sytuację miałem 10 marca w Wejherowie. Wtedy tego nie zgłaszałem, ale zrobił to ktoś z policji i sprawa się toczy. Miałem wtedy pogróżki od około 30 kibiców Gryfa Wejherowo. Związek z tym nic nie zrobił, bo nikt nikogo nie pobił, a na klub z Wejherowa została nałożona symboliczna kara, żeby zamieść sprawę pod dywan. Czego teraz oczekuję? Tak na gorąco to powtórzenia meczu albo walkowera, jeśli spotkanie nie było właściwie zabezpieczone. Kary powinny być jak najwyższe, żeby klub i kibice odczuli to i wiedzieli na przyszłość, że takich rzeczy robić nie wolno – zakończył Jadanowski dla "Dziennika Bałtyckiego".
Zadzwoniliśmy do Gerarda Sobeckiego z Komisji ds. Bezpieczeństwa na Obiektach Piłkarskich.
- W Lęborku był doświadczony delegat Józef Dąbrowski. Dzwonił do mnie, że było zajście, że kibice weszli na sektor i zabrali flagę. Dlaczego mecz nie został przerwany. Od tego są sędzia i delegat i oni wiedzą, kiedy mecz przerwać, a kiedy kontynuować. Podjęli decyzję, że mecz można rozegrać do końca. Raport delegata dostaję po 48 godzinach od zakończenia meczu. Moja rola wówczas jest taka, że przekazuję sprawę do Wydziału Dyscypliny – powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu" Sobecki.
Pogoń Lębork długo milczała w mediach społecznościowych jakby nic się nie stało. Tymczasem stało się, bo pobity został właściciel klubu przyjezdnego! A za nieudolność w organizowaniu meczu i braku podstawowego zabezpieczenia kary muszą być bardzo surowe.
"Czy Pogoń Lębork jakoś odniesie się do skandalicznego zachowania kibiców waszego Klubu i uderzenia właściciela klubu Jaguar Gdańsk podczas dzisiejszego meczu?" – pyta klub z Gdańska. Pytanie długo pozostawało bez odpowiedzi. W końcu głos zabrał Mariusz Tkaczyk, prezes Pogoni.
Prezes Pogoni Lębork podkreśla, że czeka na ostateczne ustalenia policji w tej sprawie. Dodaje, że oglądał mecz, ale nie widział dokładnie zajścia na trybunach.
-Widziałem to zajście kątem oka - przyznaje Mariusz Tkaczyk, prezes Pogoni Lębork. - Wokół tego zdarzenia narasta bardzo dużo kłamstw, półprawd. Tamta strona przedstawia swoją wersję. My podchodzimy do tego inaczej. Przyjdzie też czas na racje naszej strony. To świeża sprawa. Musimy mieć więcej materiału, by zająć stanowisko w tej kwestii.
Prezes Pogoni Lębork przypuszcza, że sprawa została rozdmuchana po to, by Jaguar zamienił remis w Lęborku na komplet punktów.
-Teraz odnosimy wrażenie, że tworzy się taką narrację po to, by odnieść korzyść w postaci weryfikacji tych zawodów jako walkower dla Jaguara i wchodzą tu w grę kwestie pozasportowe. Oczywiście liczymy się z tym, że będzie postępowanie komisji dyscyplinarnej na podstawie raportu sędziego i delegata. Niewątpliwie wystąpiły podczas meczu incydenty, niemniej w szerszym kontekście domniemamy, że Jaguar niezadowolony z osiągniętego wyniku próbuje stworzyć taka narrację, że tu się nie wiadomo co działo.
Drugiego, a nawet trzeciego dna tego incydentu dopatrzył się natomiast Jacek Paszulewicz, konkurent Radosława Michalskiego w wyborach na prezesa Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, dyrektor Jaguara Gdańsk. Po incydencie prezes Pogoni rozmawiał z Michałem Jadanowskim. Jacek Paszulewicz w mediach społecznościowych zamieścił wpis, w którym sugeruje że incydent na trybunach to powyborcza zemsta na działaczach Jaguara. „Pobity Michał Jadanowski na meczu IV ligi w Lęborku!!! Czy tak ma wyglądać rywalizacja sportowa??? Czy to rodzaj zemsty za inne poglądy w wyborach do władz Pomorskiego Związku Piłki Nożnej? Według włodarza Pogoni Lębork raczej tak. Smutne . . .”
Mariusz Tkaczyk zdecydowanie odcina się od tych sugestii.
CZYTAJ TAKŻE: Oto najdroższe drużyny w PKO Ekstraklasie. Która jest Lechia Gdańsk? TOP 18
-Absurdalne, nieprawdziwe insynuacje. Pan Paszulewicz nie był świadkiem tej rozmowy, natomiast to, co pan Jadanowski przekazał temu panu to jest inna kwestia -zaznacza Mariusz Tkaczyk.- To jest tak absurdalne, że wykracza poza logiczne myślenie, że można coś takiego formułować w takim kontekście.
Słowa Jacka Paszulewicza trafiły jednak w przestrzeń publiczną. Zapytaliśmy prezesa Pogoni Lębork czy zdecyduje się na pozew o pomówienie. Mariusz Tkaczyk nie odpowiada wprost i podkreśla, że wyjaśnienia wymaga cała sytuacja nie tylko wpis Jacka Paszulewicza. - To także kwestia ostatecznych ustaleń policji, w związku można wiele spraw omówić. Są różne rozwiązania - mówi Mariusz Tkaczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?