Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słabe nerwy prezesa Boreckiego [KOMENTARZ]

Filip Kliber
Wojciech Borecki, prezes Podbeskidzia
Wojciech Borecki, prezes Podbeskidzia Jakub Jaźwiecki/Polskapresse
Wojciech Borecki ma słabe nerwy do swoich szkoleniowców, a na niepowodzenia zespołu reaguje bardzo impulsywnie. W miniony weekend z posadą trenera pożegnał się Dariusz Kubicki, którego przypadek nie jest odosobniony.

Wróćmy do ubiegłego sezonu. Tabela przed podziałem na grupę mistrzowską i spadkową. Podbeskidzie znajduje się na 10. miejscu i jako jedyny zespół w ostatniej kolejce ma szansę na wskoczenie do pierwszej ósemki. Potrzebują do tego trzech punktów, jednak na drodze staje im Lech Poznań (przyszły mistrz Polski) i pokonuje ich 2:0. Po meczu Leszek Ojrzyński przyznaje, że liczył na więcej, choć rezultat wcale nie okazał się niespodzianką.

- Mieliśmy ogromną szansę na miejsce siódme, ósme i pewnie patrzeć w przyszłość, jeżeli chodziło utrzymanie Podbeskidzia. Marzenia prysły. Teraz będziemy walczyć o ligowy byt. Musimy się podnieść - przyznawał po meczu trener „Górali”.

Chyba nikt, poza sympatykami z Bielska-Białej, nie wierzył, że mecz może przybrać inny obrót spraw. Wśród tej grupy jednak znajdowała się jedna osoba, która nie mogła się z tym pogodzić. Był nią prezes Wojciech Borecki. Na następny dzień na klubowej stronie pojawił się komunikat o zwolnieniu Ojrzyńskiego.

Decyzją Zarządu klubu trener Leszek Ojrzyński został zwolniony z funkcji pierwszego trenera Podbeskidzia. Nazwisko następcy poznamy w najbliższych dniach, przedstawiony zostanie na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. W tym czasie treningi prowadzić będą trenerzy asystenci.

Zarząd, czyli kto?

Słowo „zarząd” w przypadku klubowego komunikatu może mieć kluczowe znaczenie. Głównym sponsorem „Górali” jest firma Murapol, która jest mniejszościowym udziałowcem w Podbeskidziu.
Niedawno światło dzienne ujrzała sprawa zamiaru wykupienia przez Murapol większościowych udziałów w klubie, czego prezes Borecki nie odebrał jako pozytywną wiadomość.

- Murapol chciał władzy, a nie większych inwestycji. Pilnowałem sportowego interesu klubu. Zrobił się z tego konflikt, ale na pewno nie zmienię swojego stylu działania. Mam wizję zarządzania, którą popiera większościowy udziałowiec, czyli miasto - przyznał w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Borecki.

„Władza” w przypadku Murapolu polegała na wpływaniu na decyzje o tle sportowym. Wg prezesa „Górali” o wypożyczeniu z Miedzi Legnica Mateusza Szczepaniaka sponsor klubu nie chciał rozmawiać, ich zdaniem nie powinno do niego dojść.

- Cieszę się, że udało się go sprowadzić, choć Murapol nie zgadzał się na takie wypożyczenie - oznajmił w tym samym wywiadzie Borecki.

Front zarząd - trenerzy

Ojrzyński nie krył zdziwienia po zwolnieniu. Po spotkaniu z Lechem otrzymał zwolnienie w trybie natychmiastowym. Nie pozwolono mu dokończyć dzieła, czyli poprowadzić zespołu do końca sezonu mimo szczerych chęci. - Nie ma pucharów, nie ma pracy - przyznał w rozmowie z Przeglądem.

Zaiskrzyć musiało również na linii zarząd - asystenci, gdyż w ślad za Ojrzyńskim poszli jego sekundanci. Grzegorz Opaliński oraz Piotr Tworek nie przepracowali długiego okresu czasu trenerem Kubickim i obaj podziękowali za współpracę. Przyczyna ich odejścia nie została poznana, lecz zbieg okoliczności raczej nie wchodzi w grę.

Borecki postanowił wyjść do mediów, aby wszelkie nieprzychylne wobec niego słowa Ojrzyńskiego zdementować. Oznajmił, że były trener „Górali” chciał wprowadzić rządy autokratyczne, a zwolniony by został nawet, gdyby awansował do europejskich pucharów, o których szkoleniowiec ironizował. W tym samym wywiadzie z nazwy reklamuje nawet firmę Murapol, która wtedy pomogła przy transferze Roberta Mazana. Brak spójności w swoich słowach po zaledwie czterech miesiącach przerwy nie wymaga komentarza.

Słabe nerwy

- Pozostaje mi satysfakcja, że byłem najdłużej pracującym trenerem w tym klubie - przyznawał blisko pół roku temu Leszek Ojrzyński.

Rzeczywiście, odkąd Wojciech Borecki zasiadł za sterami Podbeskidzia, czyli w grudniu 2012 roku, sześciokrotnie zmieniano szkoleniowca (wliczając Roberta Podolińskiego) i przewinęło się pięć różnych nazwisk. Można zatem przyjąć, że przez od dwóch i pół roku średnio co 152 dni dochodzi do zmiany trenera! Nie można zapomnieć przy tym, że Ojrzyński prowadził zespół w latach 2013 - 2015.

Dariusz Kubicki podniósł jednak rękawice i przyjął ofertę Boreckiego. W maju obejmował „Górali” po raz drugi, wcześniej zwolnił się z Podbeskidzia po otrzymaniu oferty z Rosji. Cel, jaki przed nim wyznaczono w poprzednim sezonie, wypełnił - utrzymał klub w Ekstraklasie. Niestety planu nie wypełniał w obecnej kampanii, a porażka 6:0 z Wisłą Kraków w miniony weekend przelała czarę goryczy. Nie pomogły wcześniejsze zapewnienia, że trener wcale nie uciekł spod topora po zwycięstwie z Lechem kolejkę wcześniej, a żadne ultimatum przed nim nie zostało postawione. Jak się później okazało, była to egzekucja odłożona w czasie. Prezes Borecki, skrywający twarz w dłoniach podczas meczu, ponownie nie wytrzymał i na następny dzień odwołał z funkcji szkoleniowca Kubickiego. Scenariusz wyglądał identycznie, jak w przypadku Ojrzyńskiego. Po meczu:

- Nie chcę podawać się do dymisji, ta decyzja wymaga namysłu.

…po czym zwolnienie w trybie natychmiastowym. W Podbeskidziu mają słabe nerwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24