Śląsk jesienią taki sam jak wiosną. Słabiutki [KOMENTARZ]

Maciek Jakubski
Trenerowi Pawłowskiemu przyszło pracować w trudnych dla Śląska czasach
Trenerowi Pawłowskiemu przyszło pracować w trudnych dla Śląska czasach Paweł Relikowski/Polska Press
Po letnim okienku transferowym, wydawało się, że Śląsk powalczy o podium. Kokoszka, Biliński, Kiełb i Gecov to przecież nazwiska znane, wybijające sie ponad poziom Ekstraklasy. Nic bardziej mylnego, wrocławianie grają tak samo słabo jak wiosną, może nawet gorzej, a szans na poprawę raczej nie ma.

Krytykowanie trenera Pawłowskiego, to jak skopanie szczeniaczka. Tak po ludzku, zwyczajnie szkoda. Dlatego zanim to uczynię, to trochę trenera usprawiedliwię. Bez dwóch zdań przyszło trenerowi pracować w ciężkich dla Śląska czasach. Jest w zasadzie zdany sam na siebie. Właściciela brak. Niby miasto próbuje sprzedać swoje udziały, ale bądźmy poważni - jaki biznesmen zdecyduje się kupić część akcji, po tym jak na współpracy z Prezydentem Dutkiewiczem połamał sobie zęby Zygmunt Solorz? Miasto przecież chce sobie zostawić pakiet akcji, który pozwoli na dalsze wtrącanie się w sprawy klubowe. Zresztą skończy się tak, że akcje wystawione na sprzedaż trafią do Wrocławskiego Konsorcjum Sportowego, które chyba powinno nazywać się Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. I nic w Śląsku się nie zmieni, bo Konsorcjum już teraz ma większość, a nie ma żadnego pomysłu na klub.

Śląsk jest też pozbawiony w zasadzie prezesa, bo prezes Żelem przyszedł na Oporowską, by ciąć koszta. Co mu się zresztą w pełni udało. Jeszcze tylko pozbędzie się z listy płac Dudu i Flavio, a będzie miał naprawdę tani zespół. Taki, którego zadaniem będzie utrzymanie się w Ekstraklasie. Wszyscy z wyjątkiem kibiców będą szczęśliwi. Osobny fenomen na Oporowskiej to wiceprezes Drabczyk. Kiedy przychodził, to władze chwaliły się, że przychodzi facet, który pracował w Legii i raz, dwa napędzi sponsorów. Tymczasem od dziesięciu miesięcy Śląsk gra bez sponsora na koszulkach, a bandy wokół boiska są puste. Co robi w klubie wiceprezes Drabczyk? Poza oczywiście pobieraniem pensji. W jakiej normalnej firmie przymyka się oko na taką dziurę w budżecie? Wszystkie kluby w Ekstraklasie grają z logo sponsora na koszulkach, a Śląsk nie. Jakim cudem? Zespół z tak dużego miasta, zespół grający w pucharach!

Ok, teraz o samej piłce. Wrocławianie grają źle. Po świetnej, ofensywnej grze z jesieni zeszłego roku pozostały tylko wspomnienia. Dziś już też nie pamięta o Twierdzy Wrocław i 363 dniach bez porażki we Wrocławiu. Dziś nawet Podbeskidzie czy Łęczna wykręcają większe posiadanie piłki niż Śląsk. Gdzie te czasy, gdy wrocławianie utrzymywali się przy piłce przez 65-70% czasu gry? Eksperci przypominają, że z Wrocławia wyjechali Marco Paixao, Sebastian Mila i Robert Pich. Zgoda, ale należy pamiętać, że M. Paixao nie grał zeszłej jesieni, a wiosną niczym specjalnym nie imponował. Mila w Gdańsku gra gorzej niż Grajciar i Machaj we Wrocławiu. Pich, zgoda, był najważniejszym elementem zespołu w ostatnim czasie, ale bez przesady. W piłkę gra się w jedenastu.

Trenerowi Pawłowskiemu mogę dziś śmiało zarzucić trzy grzechy: przygotowanie fizyczne, złe decyzje personalne i relacje z zespołem. Wprawdzie we Wrocławiu uparcie twierdzi się, że wyniki badań są świetne, że Śląsk jest coraz lepiej przygotowany fizycznie i to nowi, którzy przychodzą, odstają od zespołu. Tym zresztą tłumaczono dlaczego nie sprowadzono nowego zawodnika za Picha. Ciekawe tylko z jakiego powodu Kokoszka wygląda fizycznie lepiej niż Celeban i Hołota, dlaczego Kiełb biega za dwóch-trzech, a Biliński jest aktywniejszy z przodu niż wiosną Marco Paixao? Zresztą gołym okiem widać, że zawodnicy Śląska są wolniejsi, mniej ruchliwi od przeciwników i bez znaczenia, czy to Jagiellonia czy Górnik Zabrze. Coś złego stało się z piłkarzami zimą i ten sam błąd powielono latem.

Zresztą nie chodzi tylko o szybkość, czy pressing w wykonaniu Śląska. Zastanawiający jest regres całego zespołu. W zasadzie dotyczy to każdego zawodnika. Pawełek nie ratuje punktów jak rok temu. Celeban jest cieniem obrońcy, który był powoływany do kadry i wszyscy spodziewali się, że będzie najlepszym stoperem w lidze. Tymczasem popełnia niesamowitą ilość błędów. Hołota do niedawna był w kręgu zainteresowania selekcjonera Nawałki. Dziś jest rzucany między formacjami i nie potrafi się odnaleźć na żadnej z pozycji. Ambicji Hołocie i Celebanowi nie brakuje, ale są często wolni i spóźnieni. Zielińskiego rok temu wpychano do kadry, Pawłowski nawet mówił, że niedługo prawy obrońca zadebiutuje w reprezentacji. Tymczasem po wielu katastrofalnych meczach, dopiero z Piastem zagrał nieźle. Pierwszy raz od grudnia! Mogę tak wymieniać dalej, bo poniżej swojego poziomu gra chociażby Hateley, Flavio ostatnio nie dochodzi do żadnych pozycji strzeleckich etc.

Wspomniany wcześniej mecz z Jagiellonią sprawił, że trener Pawłowski pogubił się taktycznie. Śląsk wygrał zupełnie przypadkowo, bo tak trzeba to nazwać. Wrocławianie przez godzinę grali jak juniorzy z seniorami, a mimo to wygrali 3:1. To wystarczyło, by Teddi uwierzył w genialne ustawienie z trzema defensywnymi pomocnikami. Wystawianie Kokoszki, Gecova, Danielewicza, Hateley'a, czyli graczy bardzo do siebie podobnych, wybitnie defensywnych, pozbawionych ciągu na bramkę czy rozegrania, to zwykłe samobójstwo. Kto ma zagrać piłkę do Bilińskiego, Flavio czy Kiełba? Trener Pawłowski po meczu z Piastem bronił się, że Danielewicz to najlepszy zawodnik na pozycję numer 10 jakiego ma w zespole. To ja się pytam czy naprawdę Grajciar, Machaj, Bartkowiak mają gorszy przegląd pola, gorsze podanie do przodu, słabszy strzał? Bez żartów. Wszystkie osiągnięcia Danielewicza w Śląsku sprowadzają się do jednej asysty i kilku szwów na głowie, podczas gdy sam Grajciar w meczu z Jagą zaliczył dwie. Nie można grać trzema zawodnikami w środku pola, bo dziura pomiędzy obroną i atakami jest wielkości Wielkiego Kanionu.

Skoro już jesteśmy przy Danielewiczu, to trzeba też wytknąć trenerowi Pawłowskiemu także inne złe decyzje personalne. Zieliński grał do niedawna wszystko, choć zawalał co mecz bramki. Dopiero ostatnio trochę odetchnął na ławie, a zastąpił go Pawelec, który nadaje się tak na bocznego obrońcę jak ja do Tańca z Gwiazdami. Dziwi też to, że po udanym meczu w Pucharze Polski nie wyszedł w pierwszym składzie Wrąbel, choć Pawełek popełnia w tym sezonie więcej błędów niż broni strzałów. Najbardziej zadziwiające jest jednak zachowanie trenera Pawłowskiego w stosunku do Dankowskiego. Reprezentant młodzieżówki średnio co trzy miesiące wskakuje na jeden mecz do pierwszego składu, a potem grzeje ławę. Dziwne, bo zawsze gra dobrze, nie licząc ostatniego starcia z Jagą, gdy wypadł średnio. Proszę mi jednak wskazać bocznego obrońcę w Ekstraklasie, który radzi sobie bez problemów z Cernychem. Sytuacja jest dziwna, bo nie dość, że Dankowski swoje szanse wykorzystuje, to jeszcze kiedy chciał iść na wypożyczenie do Płocka, to trener Pawłowski obiecał mu minuty w Ekstraklasie. A tymczasem młodzieniec zamiast biegać po murawie, to patrzy z ławki jak gra Ostrowski. Proszę mi wskazać sens wystawiania 33-latka, który jest po drugiej stronie rzeki i popełnia więcej błędów niż nastolatek.

Ostatni zarzut dotyczy oczywiście traktowania piłkarzy nie jak podwładnych, ale jak kolegów z którymi wychodzi się na piwo. To dorośli faceci, jeśli nie realizują zadań nakreślonych im przed meczem, to nie można ich wiecznie chwalić. Tymczasem trenera Pawłowskiego widziałem w tym roku tylko dwa razy niezadowolonego. Pierwszy raz po Podbeskidziu, gdzie wyglądał na wkurzonego seryjnie zmarnowanymi sytuacjami. Szybko jednak dodał, że za samowolkę przy karnym nie ukarze Flavio. Drugi raz po blamażu w Zabrzu, gdzie się szybko zreflektował i powiedział, że wygrywają i przegrywają wszyscy razem. Po każdym meczu jednak słyszymy laurkę, że zespół zagrał dobrze, będzie lepiej, trzeba przeanalizować, a z chłopaków jest zadowolony. Nic dziwnego, że potem po meczu z Piastem Zieliński opowiada brednie, że zagrali dobrze w obronie, że powinni wygrać kilkoma bramkami, bo byli lepsi. Chyba, że Zieliński wypowiadał się na temat meczu sprzed roku. Tego wygranego 3:0.

Skopałem wspomnianego szczeniaczka, ale Śląsk obecnie gra chyba najgorszą piłkę w Ekstraklasie. Jesienią zeszłego roku grał najlepszą. Dziś zwyczajnie nie da się tego oglądać. Wyjścia z patowej sytuacji są dwa: albo trener zrozumie, że nie może być kolegą dla drużyny i musi w niej coś zmienić albo przyjdzie Śląskowi walczyć rozpaczliwie o utrzymanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24