- Tuż przed strzeleniem gola zawodnik warszawskiej drużyny popycha obrońcę Lecha ale widoczne jest również, że popchnięcie to nie spotyka się z reakcją obrońcy. Z dalszej perspektywy widoczne jest również, że kontynuowanie biegu w kierunku z jego pierwszej fazy, przez obu przeciwników będących jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie, spowodowałoby ich minięcie się z piłką. Zapewne dlatego napastnik Legii z wyczuciem przewidując rozwój sytuacji, zatrzymuje się, popychając jednocześnie obrońcę Lecha. Takiego wyczucia sytuacji zabrakło najwyraźniej obrońcy Lecha. Jego reakcja na mające miejsce popchnięcie, a w zasadzie jej brak, dowodzi, że już przed popchnięciem pogodził on się z faktem, że nie będzie w stanie podjąć próby przecięcia toru lotu piłki – tłumaczył Przesmycki sytuację z 37. minuty.
- Oznacza to, że z jego punktu widzenia, popchnięcie go przez napastnika Legii nie miało wpływu na jakość jego walki o piłkę, ponieważ, powtórzę, podjął on już decyzję, że nie ma szansy na jej zagranie. Oznacza to jednocześnie, że sędzia obserwujący sytuację z dostatecznie bliskiej odległości, właściwie odczytując opisane powyżej niuanse mającego miejsce zdarzenia, miał prawo nie uznać popchnięcia „made in Radovic” za przewinienie.
Przewodniczący Kolegium Sędziów wyjaśnił też, że nie każde popchnięcie rywala musi być uznane za faul, a przeciwko piłkarzom Lecha świadczy w dużej mierze fakt, iż żaden z nich nie protestował tuż po strzeleniu gola przez gospodarzy.
- Wszystkim, których może zdziwić moje ostatnie stwierdzenie, muszę uzmysłowić, że nie ma przewinienia „popchnięcie przeciwnika”. Żeby popchnięcie przeciwnika było przewinieniem, to musi być ono dokonane w sposób uznany przez sędziego za nieostrożny, nierozważny lub z użyciem nieproporcjonalnej siły. Tak zresztą jak i „kopnięcie przeciwnika”, „uderzenie przeciwnika” itd. Warto też dodać, że przewinienia takie mogą mieć miejsce jedynie w walce o piłkę. Dlatego też, biorąc pod uwagę, że obrońca Lecha przestał walczyć o piłkę przed popchnięciem, sędzia miał prawo uznać, że mimo iż miało miejsce popchnięcie to przewinienie: „nieostrożne popchnięcie przeciwnika” nie miało miejsca. Ośmielę się podnieść do rangi dowodu na prawidłowość mojej analizy, a tym samym decyzji sędziego, reakcję wszystkich, w tym zawodników, oglądających sytuację na żywo, bezpośrednio po zdobyciu bramki. Nikt, a przynajmniej nie jest mi o tym wiadome, nie negował decyzji sędziego w czasie meczu. Dyskusje rozpoczęły się po meczu, kiedy wszędobylskie kamery pokazały mające miejsce popchnięcie – kontynuował Zbigniew Przesmycki, który na koniec swojej analizy przytoczył jeszcze słowa Marcina Kamińskiego w wywiadzie udzielonym przez niego w przerwie.
"Pytanie dziennikarki: Ze mną Marcin Kamiński; Marcin, niby wszyscy to wiedzą, ale nie Was pierwszych i nie ostatnich przechytrzył dzisiaj Miro Radović.
Odpowiedź Marcina Kamińskiego: Na pewno tak, no zachował się w tej sytuacji zdecydowanie lepiej, na pewno źle się ustawiłem, strzelił bramkę, ale my cały czas jesteśmy w grze, jeszcze mamy drugie 45 minut..."
źródło: pzpn.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?