Tak tańczyły Czerwone Diabły w 1986 roku (WIDEO)

Grzegorz Ignatowski
Youtube
Belgowie jak dotąd grali w finałach mistrzostw świata 11 razy. Jednak tylko raz liczyli się w walce o podium. Teraz wielu fachowców wymienia "Czerwonych Diabłów" jako jednego z pretendentów do medalu. Przypomnijmy więc turniej, w którym Belgowie osiągnęli swój największy sukces na mistrzostwach świata. W 1986 roku "Czerwone Diabły" tańczyły z piłką, a świat mógł tylko podziwiać.

Na początku trzeba powiedzieć, że Belgowie nie jechali do Meksyku w roli faworytów. Owszem, wielu piłkarzy pamiętało wicemistrzostwo Europy z 1980 roku, wielu miało też mundialowe doświadczenie, ale w kwalifikacjach do turnieju finałowego szło im jak po grudzie. Wystarczy powiedzieć, że "Czerwone Diabły" nie wygrały swojej grupy. Lepsza w przekroju całych eliminacji była Polską, z którą Belgowie wygrali 2:0 po golach van den Bergha i Vercauterena, i zremisowali 0:0. Jednak strata punktów z Grecją i sensacyjna porażka z Albanią sprawiły, że podopieczni trenera Guy Thysa musieli grać baraż. Los był złośliwy - wskazał Holandię.

Holendrzy po znakomitych sukcesach w latach 70-tych przeżywali gorszy okres, ale wciąż mieli wspaniałych zawodników. W swojej grupie ustąpili oni Węgrom, którzy mieli w swoich szeregach świetnego Lajosa Detariego. Jednak "Pomarańczowi" dysponowali takimi tuzami jak van Basten, Kieft, czy Koeman. W Brukseli Belgowie zwyciężyli 1:0 po bramce Varcauterena, ale w rewanżu Holendrzy po trafieniach de Witta i Houtmana prowadzili już 2:0. "Czerwone Diabły" były w piekle, ale na sześć minut przed koniec Georges Grun jednym dotknięciem piłki wysłał ich do nieba. Po jego strzale głową Holendrzy wpadli w rozpacz, a w Belgii zaczęła się euforia.

"Czerwone Diabły" jechały narobić trochę zamieszania w niebie, którym był Mundial w Meksyku, ale nikt nie spodziewał się, że będą oni zagrożeniem dla najlepszych. Już w pierwszym meczu musieli oni uznać wyższość gospodarzy, którzy zwyciężyli 2:1 (gol Vercauterena). W drugim meczu Belgowie poradzili sobie z Irakiem, choć zwycięstwo 2:1 po trafieniach Scifo i Claesena, wielkiej chwały nie przyniosło, szczególnie, że rywal od 51. minuty grał w 10. Mecz z Paragwajem był starciem z kategorii być albo nie być. Rozpoczęli Belgowie po trafieniu niezwykłej urody Franka Vercauterena, na co odpowiedział w drugiej połowie Cabanas. Trafienie Veyta znów sprawiło, że diabły mogły tańczyć z radości, ale riposta Cabanasa znów sprowadziła ich na ziemię. O emocjach w końcówce świadczy choćby czerwona kartka dla paragwajskiego trenera, ale w sumie takie zachowanie nie było potrzebne, bo przecież remis dawał obu drużynom awans do 1/8.

Gdyby przed Mundialem ktoś powiedział, że Belgia trafi na ZSRR, ekipa z Beneluksu natychmiast zostałaby skreślona. Radziecka maszyna miała wówczas znakomitych zawodników, którzy dwa lata później zagrają w finale Mistrzostw Europy. Rewelacyjny Biełanow w ciągu 90 minut dwukrotnie pokonywał Pfaffa, lecz gole Scifo i Ceulemansa sprawiły, że do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka. Tam "Czerwone Diabły" zgotowały rywalom prawdziwe piekło. Po strzale głową Demola i celnym uderzeniu Claesena było już 4:2 i na nic się nie zdał gol z rzutu karnego Biełanowa. Belgowie byli już w ćwierćfinale. Zwróćcie uwagę na radość komentatora po bramkach dla Belgii. Wyobrażacie sobie tak śmiejącego się Dariusza Szpakowskiego po dobyciu gola? Albo Tomasza Zimocha?

Hiszpania grała wówczas jak nigdy. Opromieniona wysokim zwycięstwem z rewelacyjną Danią, była wymieniana wśród faworytów do końcowego triumfu. Ale najpierw trzeba było zatańczyć z diabłami. A te nie zamierzały stosować taryfy ulgowej. W pierwszej połowie po strzale kapitana drużyny - Jana Ceulemansa - to Belgowie mieli w kieszeni półfinał, jednak na pięć minut przed końcem do wyrównania doprowadził Senor. Tym razem dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, a więc decydował miały rzuty karne. Pfaff interweniował tylko raz, odbijając piłkę po uderzeniu Eloya, Belgowie nie pomylili się ani razu. Diabły szykowali się do półfinałowego tańca.

Tym razem tańczyli jednak Argentyńczycy. Diego Maradona nie pozostawił wątpliwości kto zasługuje bardziej na grę w finale i po jego dwóch golach mecz zakończył się wynikiem 2:0. Naszym bohaterom pozostała walka o trzecie miejsce.

Tam czekali już Francuzi, którzy byli wówczas bardzo silni. Mieli w swoich szeregach Platiniego, Tiganę czy Papina i byli aktualnymi mistrzami Europy. Jednak "Diabły" nie zamierzały odpuszczać i już po 11. minutach wynik brzmiał 1:0 dla Belgów za sprawą trafienia Ceulemansa. Potem trafiali "Trójkolorowi", a dokładnie Ferrari i Papin, na co odpowiedział Claesen. Po raz trzeci na Mundialu Belgia musiała grać w dogrywce. W doliczonym czasie gry Francuzi zrobili to, co do nich należało. Najpierw ukąsił Genghini, a potem Amoros strzałem z rzutu karnego ustalił wynik meczu na 4:2.

Czy Belgowie na Mistrzostwach Świata w Brazylii zdołają osiągnąć równie dobry wynik? Wyjście z grupy jest ich obowiązkiem, ale już w 1/8 "Czerwone Diabły" zatańczą z Portugalią lub z Niemcami. Musi to być równie udany taniec jak ten sprzed 28 lat, kiedy radzieccy mistrzowie musieli uznać wyższość belgijskich asów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24