Triumf Portugalii - zasłużony czy przypadkowy? [KOMENTARZ]

Piotr Bernaciak
Reprezentacja Portugalii po dogrywce pokonała Francję 1:0. Zdobywcą gola na wagę złota był rezerwowy Eder. Przyjrzyjmy się drodze Portugalii do finału aby ostatecznie ocenić, czy zwycięstwo Cristiano Ronaldo i ekipy było zasłużone, czy przypadkowe, jak twierdzi wiele kibiców na całym świecie.

Portugalia na mistrzostwa jechała z wielkimi nadziejami. Kibice zadawali sobie pytanie - jak nie teraz, to kiedy? To był być może ostatni europejski czempionat z udziałem Cristiano Ronaldo, największej gwiazdy reprezentacji, a następny taki talent póki co nie pojawiał się na horyzoncie. W składzie Selecao nie brakowało doświadczenia, szczególnie w defensywie, tam większość zawodników ma już powyżej 30 lat, z ośmiu obrońców powołanych na Euro 2016 tylko Raphael Guerreiro i Cedric Soares mieli mniej niż trzydzieści wiosen na karku. Najbardziej doświadczony był środek obrony, tworzony podczas turnieju przez Pepe i Jose Fonte, zawodników mających odpowiednio 33 i 32 lata.

Znacznie mniej doświadczona była pomoc, gdzie prym wiedli młodsi Adrien Silva, Andre Gomes, Joao Mario i William Carvalho, później wsparł ich jeszcze najmłodszy w reprezentacji Renato Sanches, bohater głośnego transferu do Bayernu Monachium za około 30 milionów euro, który do skutku doszedł jeszcze przed turniejem. Formacje ofensywne to monopol na grę Cristiano Ronaldo i Naniego, których czasami zmieniał żelazny rezerwowy, czyli Ricardo Quaresma. Atak uzupełniał rezerwowy Eder, bohater spotkania finałowego, najmłodszy z napastników, ale już nie młody, bo 28-letni.

Kibice liczyli, że reprezentacja prowadzona przez Fernando Santosa jest odpowiednio skompletowana, z doświadczeniem w obronie i z młodzieńczym szałem w napadzie. Oczywiście w składzie nie było wielkiej gwiazdy, która dorównałaby Cristiano Ronaldo, ale Portugalczycy mieli nadzieję, że kapitan i największa gwiazda reprezentacji pociągnie swoich kolegów do końcowego triumfu. Jak było naprawdę?

Pierwszy mecz turnieju Portugalia miała rozegrać z Islandią. Przedmeczowe typy wskazywały na łatwe zwycięstwo Selecao, która miała mierzyć się z sensacją eliminacji, ale mimo wszystko na papierze była (i oczywiście jest nadal) drużyną o wiele lepszą. Przebig meczu pokazał, że wartość na papierze nie ma najmniejszego znaczenia w futbolu. Portugalczycy początkowo mieli inicjatywę i zdobyli gola za sprawą strzału Naniego, ale z czasem zbytnio uwierzyli w swoją siłę i dali przeciwnikom więcej miejsca, co zemściło się na nich, ponieważ Birkir Bjarnasson doprowadził do wyrównania. Ten wynik nie mógł cieszyć kibiców, a już szczególnie cieszyć nie mogła gra zespołu, który po zdobyciu gola osiadł na laurach i stracił arcyważne punkty z starciu z niżej notowanym przeciwnikiem.

Następnym przeciwnikiem miała być Austria, jak się później okazało największe rozczarowanie mistrzostw. Tutaj gra wyglądała znacznie lepiej, Portugalia zdominowała przeciwnika, ale... dało jej to tylko bezbramkowy remis. Swojej okazji może żałować najbardziej Cristiano Ronaldo, który dzięki temu meczowi stawał się rekordzistą pod względem występów w kadrze, tymczasem w trakcie swojego osobistego jubileuszu zmarnował rzut karny, przez który jego drużyna musiała się zadowolić kolejnym remisem. Sytuacja Selecao nie wyglądała ciekawie, przecież reprezentacja z Półwyspu Iberyjskiego miała zdominować swoją grupę, tymczasem wyniki wcale nie zadowalały i sprawiały, że nawet wyjście z grupy nie było wcale zapewnione.

Spotkanie z Węgrami na zakończenie fazy grupowej było pokazem radosnego futbolu, zakończyło się wynikiem 3:3. Dwa gole zdobył CR7, który w końcu zdołał się odblokować po fatalnym starcie turnieju. Mecz mógł się podobać, był świetnym widowiskiem, Węgrzy odparli atak Portugalczyków, którzy musieli wygrać żeby zapewnić sobie awans do 1/8 finału, ale okazało się, że wysoki bramkowy remis też będzie korzystny i prawie na pewno sprawi, że Portugalia zamelduje się w dalszej fazie turnieju. Ostatecznie po bramce Islandii w ostatniej minucie w meczu z Austrią piłkarze Fernando Santosa awansowali dalej z trzeciego miejsca, trafiając do tej teoretycznie łatwiejszej części drabinki fazy pucharowej, tej bez Niemiec, Hiszpanów, Włochów, Francuzów i Anglików.

Kibice wciąż nie byli zadowoleni, niektórzy nawet uważali, że ich ulubieńcy wcale nie zasłużyli na ten awans, że z taką grą nie ma czego szukać w fazie pucharowej, biorąc pod uwagę dobrą dyspozycję Polski, Walii, Belgii i Chorwacji, czyli ich rywala w 1/8. Spotkanie z Chorwacją nie było niestety pokazem dobrego futbolu. Po 90 minutach bez choćby jednego celnego strzału (!) gol padł dopiero w końcówce dogrywki, zdobył go rezerwowy Ricardo Quaresma, dobijając uderzenie Cristiano Ronaldo z najbliższej odległości. Przypominamy sobie nastroje kibiców w Polsce po tym meczu, którzy wierzyli, że tak dysponowaną Portugalię być może uda się pokonać, bowiem przez 120 minut z Chorwacją piłkarze Fernando Santosa nie pokazali nic wielkiego.

Mecz z Polską wszyscy pamiętamy, dlatego nie ma co go dokładnie przypominać. Przez jakiś czas zdominowaliśmy przeciwnika, ten potem odgryzł się i wyrównał, choć atakował nie tak odważnie jak choćby Szwajcaria. Drugi raz z rzędu Portugalię czekała dogrywka, ale i ona nie przyniosła rozstrzygnięcia. Wygrana przyszła dopiero w feralnej serii jedenastek, gdzie strzał Błaszczykowskiego obrobił Rui Patricio. Bramkarz Sportingu został bohaterem i mógł przygotowywać się do półfinału, gdzie sensacyjnie znalazła się Walia, po niespodziewanym zwycięstwie nad Belgią w ćwierćfinale.

Walijczycy w meczu z Portugalią znacznie obniżyli loty i nie grali tak widowiskowo jak w poprzednich meczach, być może wpływ na to miała absencja Aarona Ramseya, który był zmuszony pauzować za drugą żółtą kartkę. Dopiero w półfinale Selecao zdołali wygrać po raz pierwszy w regulaminowym czasie gry. Gole strzelali Cristiano Ronaldo i Nani, zwycięstwo 2:0 było zasłużone. Po raz pierwszy świeżo upieczeni mistrzowie Europy zaprezentowali się dobrze, atakowali zdecydowanie i przyniosło to efekt w postaci awansu do najważniejszego meczu na mistrzostwach, gdzie rywalem miała być Francja, gospodarz turnieju.

To właśnie Francuzi byli zdecydowanymi faworytami spotkania finałowego, mało kto stawiał na Portugalię, która przez cały turniej grała ospale, a swoje zwycięstwa zawdzięczała sporemu szczęściu i wytrzymaniu aż dwóch dogrywek, w jednej z nich ostatecznie dobiła przeciwnika, druga nie dała rozstrzygnięcia i trzeba było wykorzystać wszystkie rzuty karne. Mało kto dopuszczał do siebie myśl, że Portugalia zmusi rywala do kolejnej dogrywki, najwięcej osób typowała pewną wygraną Francji, którzy w turnieju zdawali się odpalić już na dobre.

Sam przebieg spotkania był dość niespodziewany. Boisko musiał odpuścić Cristiano Ronaldo, który odniósł kontuzję w starciu z Dimitrim Payetem, ale okazało się, że Selecao potrafią wygrać bez swojego kapitana. Duże znaczenie miała dominacja w środku pola, a także wyłączenie z gry Paula Pogby, który nie był w stanie nic zrobić wobec monolitu w pomocy, za którym czekał jeszcze mur w postaci portugalskich stoperów, czyli Pepe i Jose Fonte. Nowi mistrzowie zrobili to, co zdarzało im się już podczas tego turnieju dwukrotnie, czyli doprowadzili do dogrywki, tam zdobyli gola za sprawą pięknego strzału rezerwowego Edera. Po kilku minutach Mark Clattenburg zagwizdał po raz ostatni podczas Euro 2016 i Portugalia ostatecznie sięgnęła po puchar imienia Henry'ego Delauneya.

Czy triumf był zasłużony? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Podsumowując grę we wszystkich meczach turnieju wciąż ciężko znaleźć rozwiązanie. Początek turnieju to najgorsza faza dla podopiecznych Fernando Santosa, tam grali najmniej efektownie, podobać mógł się jedynie mecz z Węgrami, ale dla kibiców z Półwyspu Iberyjskiego liczyć się mogły jedynie momenty, bowiem cały mecz w wykonaniu ich ulubieńców nie był najlepszy. Lepiej było w fazie pucharowej, szczególnie w półfinale, który był zasłużonym zwycięstwem Portugalii - wcześniej mecze były bardzo wyrównane i rozstrzygnięte były dogrywką. Finał to wielki kunszt taktyczny Fernando Santosa, który stłamsił Francję w środku pola i zakrył jej największe atuty.

Podsumowując: ten turniej pokazał, że mecze nie zawsze wygrywa ten, kto bardziej na to zasłużył. Nie można powiedzieć, że triumf Portugalii był całkowicie przypadkowy, ponieważ nie da się przypadkowo dotrzeć do finału Euro i go przypadkowo wygrać. Nowi mistrzowie nie byli faworytem, ale uporali się z wszelkimi przeciwnościami losu, nawet kiedy ten zabrał im Cristiano Ronaldo. Ten w końcu mógł spełnić marzenia swoje i swoich rodaków i wznieść wymarzone trofeum. Na ten triumf moim zdaniem reprezentacja Portugalii zasłużyła, pokonując wszelkie problemy, jakie spotkali na swojej drodze, zwyciężając nawet w najbardziej przypadkowy sposób. O obronę trofeum będzie bardzo ciężko, ale... czy ktoś mógł przewidzieć, że to Portugalia zostanie mistrzem Europy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24