Udana remontada Barcelony z Milanem! Messi odrobił straty, Villa i Alba dobili rywali

Daniel Kawczyński
To co wielu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Od bardzo dawna Barcelona jeszcze nie była aż tak bardzo skreślana. Na kardiogramie widziano już prostą poziomą kreskę, grabarze kopali dół na trumnę, a ona udowodniła, że coś takiego jak niemożliwe po prostu nie ma racji bytu! Po fantastycznym, zdecydowanie najlepszym spotkaniu w tym sezonie, wyrwała się ze szponów kata. Zagrała bez kompleksów i bez respektu. Wynik 4:0 nie pozostawia żadnych wątpliwości. Ta noc jest bordowo-granatowa!

Zobacz galerię zdjęć ze spotkania!

Trzeba sięgnąć naprawdę sporo wstecz, by przypomnieć sobie sytuację, kiedy "Duma Katalonii" stała na tak bardzo straconej pozycji jak przed rewanżem z Milanem. O ile w przypadku wcześniejszych niepowodzeń można było doszukać się merytorycznych argumentów przemawiających za możliwością odmiany sytuacji, o tyle teraz należało zdać się tylko i wyłącznie na metafizykę. Nie ma się co oszukiwać. Barcelona zawodziła na całej linii. Na San Siro w fatalnym stylu przegrała 0:2, z równie złej strony zaprezentowała się w obu przegranych klasykach z Realem. Błędy w obronie, Leo Messi nie potrafiący odnaleźć drogi do siatki, nieporadny Jordi Roura, brak Tito Vilanowy, przygnębienie z szatni. Nic dziwnego, że wielu przesądziło koniec magicznej epoki Barcy. Bardziej niż drużynę, przypominała zardzewiały wrak. Doprawdy nic nie wskazywało na pomyślne rozstrzygnięcie rywalizacji z Milanem. Camp Nou? Absolutnie. To na tym terenie Katalończycy nie zdołali sprostać Interowi i Chelsea w Lidze Mistrzów, a niedawno zakończyli tutaj swoją przygodę z Pucharem Hiszpanii. Tu musiał się zdarzyć po prostu cud. I zdarzył się. Dokładnie 12 marca 2013 roku.

Już przed pierwszym gwizdkiem kibice Barcelony mogli odetchnąć. Jordi Roura i Tito Vilanova poszli po rozum do głowy i wyciągnęli wnioski z wpadki w Mediolanie. Całkiem słusznie przywrócono do pomocy Andresa Iniestę, w ataku zagrał wracający do wielkiej formy David Villa, zaś narzekającego na drobny uraz Carlesa Puyola zastąpił na środku obrony Javier Mascherano. Co ciekawe -wbrew pozorom- Barca wyszła ryzykownym ustawieniem 3-4-3. Dani Alves nie miał dzisiaj dbać o tyły, a skupić się na szukaniu akcji prawą stroną. Przeciwnie Jordi Alba. On z kolei musiał pilnować obrony, zaś w ofensywie nie był tak aktywny jak dotychczas.

Barcelona grała po prostu po swojemu. Spokojnie, bez cienia nerwów i zaniepokojenia wymieniała niezliczoną ilość podań na połowie Milanu. Bez pośpiechu, z pełną koncetracją starała się przedostać w pole karne. Ta sztuka pierwszy raz udała się w 5. minucie. Efekt? Pierwszy krok wielkiej remontady. Leo Messi mimo asysty czterech obrońców znakomicie zapanował nad piłką i pewnie uderzył pod poprzeczkę kompletnie zdezorientowanego Christiana Abbiattiego. Nadzieja powróciła w serca Katalończyków, ale droga była jeszcze "jak stąd do Chicago".

Milan nie mógł się podnieść. Cios nadszedł zdecydowanie za szybko. Rzadko kiedy zapuszczał się głębiej na stronę przeciwnika, a gdy już to uczynił, o poważnym zagrożeniu nie było mowy. Do tego słabo wyglądał w obronie. Dość nieporadnie wybijał piłki na rzut rożny, co gorsza dopuszczał się licznych fauli w okolicach dwudziestego metra. Jedyne co udało się osiągnąć, to nieco oddalić Barcę od pola karnego. Pytanie co z tego? Gospodarze pamiętali czego zabrakło na San Siro. Mowa o strzałach z dystansu. Tym razem od nich nie stronili. W 13. minucie wolej Andresa Iniesty z 17. metrów cudownie wybił na poprzeczkę Abbiati. Do piłki dopadł jeszcze Leo Messi, ale ucelował tylko w boczną siatkę. Chwilę później Xavi przymierzył tuż obok lewego słupka.

Milan zerwał się bardziej do przodu w ostatnim kwadransie, kiedy Barca trochę straciła kontrolę. Podania kierował głównie do Stephana El Shaarawy'ego, jednak słynny "Il Faraone" nie był dzisiaj w najwyższej dyspozycji: często nie dochodził do piłki, pozwalał się zablokować albo ograć. Ale wystarczył jeden błąd, by Barca spadła do otchłani piekieł. W 38. minucie koszmarnie pomylił się Javiera Mascherano i M'baye Niang wyszedł jeden na jeden z Victorem Valdesem. Wielu widziało już gola, tymczasem strzał młodego snajpera zatrzymał się na słupku! Jakim cudem? Przecież tego nie dało się zmarnować! Gol dla Milanu być może inaczej ustawiłby to spotkanie.

Zemsta przyszła szybko i była bardzo słodka. W 40. minucie Andres Iniesta zagrał na prawo do Leo Messiego, który płaskim uderzeniem z lewej nogi z 17. metrów posłał piłkę prosto w prawy róg. W tej sytuacji katastrofalnie zachował się Philipp Mexes: najpierw źle wybijał, potem nie nadążył za Argentyńczykiem. W każdym bądź razie - Barcelona odrobiła straty z pierwszego spotkania i na tę chwilę czekała nas dogrywka.

Po pierwszej połowie nikt nie miał jednak chyba wątpliwości, że taki scenariusz po prostu nie wchodzi w rachubę. Co prawda Milan rozpoczął po przerwie aktywnie, wychodził znacznie wyżej niż w pierwszej części, ale i tak to Blaugrana stwarzała bramkowe szanse.

Zaledwie 180 sekund po zmianie stron Leo Messi popędził sam na bramkę i kopnął w dobrze ustawionego bramkarza. Siedem minut później Camp Nou oszalało. Andres Iniesta na środek krańców szesnastki do Xaviego, ten prostopadle odegrał w tempo do Davida Villi, a popularny "El Guaje" huknął nie do obrony na dalszy słupek. Już było jasne, że dogrywka na pewno się nie zdarzy, a Milan myśląc o awansie musiał strzelić gola. To jednak Barca grała dalej, choć wystarczyło jedno trafienie, by to Milan znalazł się w siódmym niebie.

W 60. minucie Massimiliano Allegri ruszył ze zmianami. Massimo Ambrosini zmienił Sulleya Muntariego, natomiast pechowego Nianga zmienił Robinho. Dla "Rossonerrich" był to ostatni dzwonek na wzięcie się do pracy. Dzięki lekkiemu rozprężeniu w szeregach Barcelony, zyskali trochę więcej miejsca na rozgrywanie akcji, zwłaszcza na prawej flance. Dzięki temu nierzadko zagościli w polu karnym. Dużo zamieszania wprowadzał niechciany w Katalonii wychowanek Bojan Krkić. Powitany brawami Serb z hiszpańskim paszportem miał coś co udowodnienia. W 82. minucie posłał dobrą wrzutkę na 7. metr do Robinho i gdyby nie wślizg Jordiego Alby, Valdes mógłby nie mieć łatwo. Za chwilę Krkić odnalazł w polu karnym "Il Faraone". We właściwym miejscu po raz kolejny znalazł się jednak również Pique, niwelując niebezpieczeństwo.

Sędzia Viktor Kassai doliczył aż trzy minuty do regulaminowego czasu. Mogło się więc wiele wydarzyć i rzeczywiście -Barcelona podwyższyła na 4:0. Z prawej strony dośrodkował Alexis Sanchez, obrońcom uciekł za plecy Jordi Alba i nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem Abbiatiego, dopełniając tym samym remontady i pieczętując awans Dumy Katalonii do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Twitter

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24