W Odrze Opole od trampkarza przez juniora i seniora po prezesa

Łukasz Baliński
Łukasz Baliński
Tomasz Lisiński (w środku).
Tomasz Lisiński (w środku). Wiktor Gumiński
Prezes Odry Opole Tomasz Lisiński w tej części rozmowy opowiada nam o ratowaniu klubu i pracy w jego strukturach. Za tydzień wróci do czasów gry na boisku

Przypomnijmy, iż obecny sternik opolan pojawił się w klubie jako młody chłopak. I jako piłkarz przeszedł wszystkie kategorie wiekowe, aż do seniora. Później miał ogromny udział w ratowaniu niebiesko-czerwonych, był w ich zarządzie, co nawet łączył wówczas z czynną grą, a od niedawna jest prezesem.

Dzień, w którym ogłoszono, że Tomasz Lisiński będzie prezesem klubu, to również 41. rocznica zdobycia przez Odrę pamiętnego mistrzostwa jesieni. Dobry prognostyk...
Tomasz Lisiński: Przyznam, że nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. Nie wiem, raczej to zbieżność, choć w życiu nie ma przypadków, więc może faktycznie coś w tym jest (śmiech). Ja osobiście Odrę z jej najlepszej czasów znam tylko z kart historii i nie miałem tej przyjemności, co starsze pokolenie, przeżyć tych największych meczów osobiście, zobaczyć je na własne oczy. Chciałbym jednak jeszcze poczuć przynajmniej coś podobnego, wraz z kibicami. Może niekoniecznie poprzez zdobycie mistrza jesieni w ekstraklasie od razu, ale samą grą w elicie po tak długim rozbracie z ekstraklasą na pewno bym nie pogardził.

Historia trochę zatacza koło. Dwa najtrudniejsze okresy w historii klubu w ostatnich latach i znowu musisz ratować sytuację.
Mimo wszystko to jednak dwa różne zakręty. W 2009 roku klub praktycznie przestał istnieć. Problemy finansowe spowodowały, że jedyną możliwością kontynuowania historii było powołanie Oderki. I tu zebrała się grupa wspaniałych osób, pasjonatów, w osobach: Jacka Nałęcza, Szymona Janusa, Marcina Sagana i kilku innych jeszcze, które to z pełnym entuzjazmem podeszły do tego tematu, żeby to wszystko dalej funkcjonowało. Na pewno trzeba dodać do tego Mariusza Gnoińskiego, który został prezesem czy Ryszarda Pierzchałę, który wszedł do zarządu. Naprawdę to była energetyczna mieszanka, której działania przynosiły efekty. Choć na pewno trzeba pamiętać, że w trudnej sytuacji był ówczesny zarząd Odry, który miał związane ręce, bo te problemy wynikały z nawarstwiania się wszystkiego co złe w poprzednich latach.
Swoją drogą dość znamienną historią była dla mnie ta z 2009 roku, kiedy jeszcze byłem jedynie kibicem i pracowałem w Urzędzie Miasta. Wówczas to pojawiło się u mnie dwóch panów: Ireneusz Gitlar, którego wcześniej nie znałem osobiście i pan Marian Myćko, człowiek od wielu lat związany z klubem. Przyszli do mnie, średnio mnie znając i od razu mówią „panie Tomku, trzeba ratować Odrę, bo upada”. Udało się jeszcze namówić ówczesnego prezydenta pana Ryszarda Zembaczyńskiego, który też podał pomocną dłoń. Wszyscy ryzykowaliśmy. Pamiętam, że nawet padło takie stwierdzenie, że „trzeba łapać byka za rogi” i myśmy go złapali, starali się ujarzmić i hodować.

Zostawiliście dobre fundamenty.
W dłuższej perspektywie wszystko szło tak jak sobie zakładaliśmy. Podnoszenie budżetu klubu, stałe pozyskiwanie sponsorów, w tym ewidentnie zwiększające się wsparcie firmy Sindbad, która i tak była przy klubie od wielu lat, a w tamtym trudnym okresie zaczęła angażować się coraz mocniej także z kapitałem. Do tego wieloletnie wsparcie firmy ECO, niezależnie od tego kto był we władzach spółki. Z ludźmi Oderki położyliśmy fundamenty pod dalszą działalność klubu i pracę kolejnych zarządów. Kiedy ja formalnie odsunąłem od codziennej pracy w Klubu to wielkim zaangażowaniem wykazywali się inny m.in. Krystian Golec, Tomasz Ganczarek, wspomniany Irek Gitlar czy wyjątkowo skuteczny prezes jakim był Janusz Wysocki. Chwałę trzeba oddać także Karolowi Wójcikowi, który przejmował stery bez doświadczenia na podobnym stanowisku i wywiązał się ze swoich zadań. Tak czy inaczej okres ostatnich lat był burzliwy, były lepsze i gorsze chwile, ale co ciekawe piłkarze z reguły nie zawodzili. W pewnym momencie sportowe możliwości przerosły możliwości organizacyjne, ale też udało się pokierować klub w dobrą stronę. Patrząc z perspektywy nieco ponad dekady to za nami mnóstwo bardzo fajnych piłkarskich emocji.

Okres Oderki z jednej strony to trudny czas, ale w jakiś sposób piękny, bez wielkich pieniędzy, za to pełen oddanych ludzi.
Zebrała się grupa świetnych osób, którym Odra leżała na sercu. Każdy z nas inaczej widział pewne sprawy, ale przeprowadzaliśmy mnóstwo rozmów w którą stronę prowadzić kub i w tym wszystkim dogadywaliśmy się. Dobro opolskiej piłki było priorytetem i to było wspaniałe. Po dziś dzień ze sobą rozmawiamy i choć jedni są bliżej klubu, inni dalej, praktycznie każdy ma niego inny pomysł, inną wizję, to wszyscy chcą jak najlepiej. Ta historia wciąż żyje w tych osobach. Mieliśmy polot, fantazję i wielką chęć stworzenia wielu ciekawych rzeczy. I wiele z nich się udało. Nie było w tym większych pieniędzy, ale był zapał. To było czyste i piękne. Sportowo też było nieźle. Zawodnicy byli w większości z Opola, albo z regionu, ale to też zdawało egzamin tylko do pewnego poziomu. Później bez pewnego zaciągu z zewnątrz nie byłoby możliwe przeskoczenie na kolejne szczeble. Zorganizowaliśmy jubileusz 65-lecia klubu w godny sposób. Powstał ciekawy i wzruszający film „Pamiętasz była jesień”. Dzisiaj również chcemy go przypominać. Zresztą każdy rok, każdy dzień, przynosi nową historię. Także to co się dzieje teraz. Aktualnie jesteśmy świadkami nietypowych zdarzeń, które też pewnie będą długo wspominane.
Niemniej wtedy był wyjątkowy czas, pełen wiary, pasji, entuzjazmu. Pracując w urzędzie starałem się nakłonić ze wszystkich stron osoby decyzyjne w mieście, żeby podały rękę klubowi, namawiałem, żeby pomóc komu trzeba i odbudować to co jeszcze jest, żeby nie zakopać historii, która już wtedy była ogromna. Po raz pierwsze mogłem wtedy pomóc nie jako piłkarz.

No właśnie, jak udawało się połączyć funkcję wiceprezesa z grą na boisku?
To jest możliwe tylko do pewnego poziomu rozgrywkowego. Na pewno jednak nie było to dla mnie łatwe, bo jednak trochę stałem „między ogniem, a wodą”. Wiadomo, że działacze mają jednak nieco inne priorytety, aniżeli piłkarze. Z drugiej strony w klubie była duża grupa ludzi „stąd”, którzy świetnie się znali, więc zawsze żeśmy się dobrze dogadywali. Zresztą tak jest do teraz. Czasem nawet spotykamy się żeby znowu ze sobą zagrać. Niemniej i tak moja rola była wtedy dość trudna, bo jako jeden z bardziej doświadczonych zawodników starałem się także mocno angażować na boisku. Później z biegiem czasu zacząłem ograniczać moją rolę czysto sportową. Aż w końcu druga kontuzja spowodowała, że musiałem dać sobie spokój zupełnie. Zerwałem więzadło krzyżowe w kolanie, co już nie pozwoliło mi na odzyskanie pełni sprawności, ale cały czas byłem sercem z chłopakami.

Wróciłeś do klubu najpierw jako piłkarz czy wiceprezes?
Chyba szło to dwutorowo. Musieliśmy zbudować zarząd i musieliśmy zbudować drużynę. Na pewno to nie było tak, że ktoś powiedział „brakuje jednego do gry, więc idź pobiegaj, bo coś tam potrafisz”. Trener Andrzej Polak i inni uznali, że w zespole jest bardzo dużo młodzieży i trzeba ją wesprzeć kilkoma starszymi graczami. No i dla mnie to było naturalne. Postanowiłem, że pomogę na tyle ile potrafię, do czasu kiedy chłopcy nabiorą ogłady, okrzepną. Samą młodzieżą nawet na poziomie już 4 ligi nie zawojuje się rozgrywek. Zadziałało jednak, bo wygraliśmy je w cuglach.
Tak się raczej nie powinno budować zespołów. Ktoś kto zasiada w zarządzie nie powinien zasiadać w szatni z drużyną, bo to są dwa odrębne światy. Byłem takim łącznikiem i myślę, że ogólnie rzecz biorąc jakieś tam poszanowanie wśród chłopaków miałem. Choć może nie do końca się przy mnie otwierali (śmiech). Zawsze jednak starałem się oddzielać to co jest w szatni, od tego co jest na poziomie decyzyjnym, wśród zarządu. Lubię trudne wyzwania i jakoś one się mnie imają, więc to o czym teraz mówi było dla mnie w pewien sposób naturalne.

Trwa głosowanie...

Czy obecny prezes Odry to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu?

To co by się musiało stać żebyś też się poczuł spełniony jako działacz?
Tu bym chyba wrócił do pierwszego pytania. Odrę grającą na najwyższym poziomie znam tylko z historii, aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że pierwszy i drugi poziom to cały czas spora różnica, ale głównie finansowo-organizacyjna. Dla mnie na pewno oczkiem w głowie jest Akademia Odry Opole i to jest taki obszar, który powinniśmy rozwijać bardzo mocno. Już dziś naszą Akademię budują opolscy trenerzy, który są temu projektowi bardzo mocno oddani. Myślę, że już w najbliższych latach przyjdą tego efekty. Marzy mi się, żeby to był klub stabilny, który ma pomysł na siebie, który jest budowany na ludziach stąd i ma w pewien sposób regionalny charakter. Żeby było tak jak kiedyś, gdy na mecze naszej drużyny, przyjeżdżali ludzie z całego województwa. I wszystkim jej los leżał na sercu. To jest też ważna sprawa dla całej Opolszczyzny. Bo to nie tylko Odra na tym zyska. Inne kluby też mogą być beneficjentami. Bo jeśli my będziemy szli do przodu, to za sobą będziemy ciągnęli też w pewien sposób inne kluby. My nie chcemy jednak wszystkich zdominować. My chcemy współpracować z wszystkimi, którzy chcą współpracować. Chcemy żeby Odra była piłkarską wizytówką województwa, a potencjał jest ogromny. Nie tylko w mieście i powiecie, ale i dalej. Chciałby też żebyśmy mogli być dumni z tego, że są u nas wychowankowie tego terenu. Albo też tacy piłkarze i trenerzy którzy przychodzą tutaj i przejmują to nasze DNA. Tak jak Tomek Copik, który był najemnikiem, ale został tu i jest już „naszym chłopakiem”. Sprowadzenie trenera Dietmara Brehmera to też ten kierunek w którym chcemy iść. On współpracuje ze sztabem ludzi którzy tutaj byli przed nim, są nasi. Trener przyszedł i nie powiedział, że „wy tu nic nie macie”, ale od razu zaczął wykorzystywać potencjał tych którzy są. W pierwszej kolejności w każdym obszarze działania tego klubu chciałbym dawać szansę ludziom stąd. Oczywiście ludzie z zewnątrz są potrzebni, oni mogą zwiększać pozytywną rywalizację, ale też chciałbym, żeby później czuli, że Opole i Odra, że to jest szczególne miejsce na ziemi, które mogą współtworzyć I to też jest w pewien sposób budowanie tego opolskiego DNA. Chce żeby Odra była pozytywnie identyfikowana, że nie jest to klub hermetyczny. To jest dobro nas wszystkich. To nie jest klub który się nie myli. Każdy może pomóc, wesprzeć, podsunąć pomysł, sugerować czy krytykować, ale zwyczajnie niech da temu klubowi szansę na to żeby się rozwijał. Bo jeśli ludzie mają coś z czym się identyfikują to najzwyczajniej znacznie przyjemniej się im żyje. To scala, spaja i buduje lokalną świadomość, lokalny patriotyzm, a ja bym chciał budować go właśnie w oparciu o to opolskie DNA. Na zasadzie: „nie mój czy twój, ale Odra to nasz klub”.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Odrze Opole od trampkarza przez juniora i seniora po prezesa - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na gol24.pl Gol 24