Waldemar Mroczek: Alfabet mój. Zakochany w Lechii, ożeniony z Flotą [ZDJĘCIA]

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Waldemar Mroczek na sportowo, rodzinnie i telewizyjnie.
Waldemar Mroczek na sportowo, rodzinnie i telewizyjnie. Archiwum Waldemara Mroczka
Waldemar Mroczek nie może narzekać na 2020 rok: narodziny wnuczki Klary, bardzo udany występ w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, a także awans Floty Świnoujście do III ligi.

Waldemar Mroczek urodzony 14 lipca 1956 r. - Rocznica zburzenia Bastylii, przeddzień bitwy pod Grunwaldem. Rok przestępny i oczkowy (1+9+5+6=21). Następny taki był jeszcze 1992, ale kolejny będzie dopiero 2496 – tłumaczy i od razu widać zacięcie historyczne i matematyczne.

Działacz i spiker Floty, który nie boi się przyznać do swojej sympatii do Lechii Gdańsk. Pasjonat piłki czy tramwajów najwięcej „polubień” zebrał po udanych występach w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. To właśnie ten występ – dobrnięcie do wielkiego finału 122. edycji – podsunął pomysł, by Pan Waldemar przygotował swój alfabet. Dziś pierwsza część, a 8 stycznia – druga.

A – Ajax i Arka
Ajax Amsterdam to mój ulubiony klub zagraniczny, zdobywca Pucharu Europy 3 razy z rzędu, w latach dla mnie licealnych 1971-73. Rok później motor reprezentacji Holandii, wicemistrza świata, z takimi zawodnikami jak Cruyff, Krol, Neeskens, Rep, Haan czy Suubier. Z kolei Arka Gdynia to największy sportowy wróg. Na początku zainteresowania piłką traktowałem ją prawie na równi z Lechią (pochodzę z Gdańska), ale stosunek zmienił się nie tylko z uwagi na trójmiejskie relacje między kibicami, a bardziej za nieładne zachowanie działaczy Arki wobec Lechii. W sezonie 1968/69 wybrzeże gdańskie nie miało przedstawiciela nawet w II lidze. Awans w 1969 wywalczyła Arka (wówczas MZKS Gdynia) i od razu przeszło do niej dwóch kluczowych zawodników Lechii - bramkarz Stanisław Burzyński i stoper Zbigniew Żemojtel. Dwa lata później dołączył do nich jeszcze Mieczysław Rajski, najlepszy wówczas zawodnik Lechii oraz trener Jerzy Słaboszowski. Gdy w 1972 r. do II ligi awansowała Lechia Burzyński i Żemojtel chcieli wrócić (Rajski zdecydował się zostać w Gdyni). Arka (już tak się nazywała) nie chciała się zgodzić. Burzyński w końcu wycofał podanie o zwolnienie, ale Żemojtel się uparł. W rezultacie Arka chciała zawiesić go na rok. Na szczęście dzięki reakcji GOZPN i znajomościom Lechii pauzował tylko kilka meczów. Podobna batalia była kilka lat później ze Stoczniowcem o Henryka Kliszewicza (zmarłego w tym miesiącu). W 1975 chęć przejścia z Arki do Lechii wyraził Mirosław Tłokiński, na szczęście zrobił to dyskretnie i ówczesna dyrektor Lechii pani Danuta Giecołd, działająca wcześniej w GOZPN, pojechała do Warszawy i wyciągnęła zaświadczenie, że Tłokiński w dniu złożenia podania nie był zawieszony i w rezultacie grał w Lechii od pierwszego meczu.
Trochę się jeszcze cofnę w czasie. W 1967 r. kibicowałem Portowcowi Gdańsk, który w 1969 w wyniku fuzji z Motławą utworzył MRKS. W 1970 MRKS i Lechia spotkały się ze sobą w III lidze. Wtedy kibicowałem jeszcze MRKS. Ale Lechia walczyła o awans i coraz częściej zjawiałem się także przy Traugutta. Po roku MRKS spadł do okręgówki, a rok później Lechia awansowała do II ligi i zostałem już przy Lechii. MRKS nie porzuciłem, był to dla mnie klub nr 2 i jak była możliwość, chodziłem też na jego mecze. Poza tym MRKS przeniósł się na nowy stadion, gdzie trzeba już było dojeżdżać tramwajem i coraz rzadziej tam się zjawiałem, poza tym była to drużyna bez przyszłości, oparta na zawodnikach nie chcianych w innych trójmiejskich klubach. A sympatii do Lechii nabrałem, gdy zacząłem tę nazwę kojarzyć z biało-zielonymi barwami. MRKS istnieje do dziś, ale nie ma sekcji piłki nożnej. Natomiast w 2009 reaktywowano Portowca, gra obecnie w A klasie, razem między innymi ze Stoczniowcem.

B – Bergmann
Nie, nie chodzi tu o nazwisko słynnego reżysera lecz o gdański wagon tramwajowy, którego jeden egzemplarz zachował się do dziś jako zabytek. Tramwaje to była moja pierwsza życiowa pasja, piłką nożną zacząłem interesować się dopiero w wieku 11 lat. Bergmanny były najczęściej pojawiającymi się wagonami przed naszym domem. W 2008 zrobiłem nawet prezentację multimedialną pt. Bergmann to ja.

C – Czerwone Gitary
Rok po piłce nożnej pojawiła się kolejna pasja – big-beat. W tym czasie szczytowały właśnie Czerwone Gitary z Krzysztofem Klenczonem, Sewerynem Krajewskim, Bernardem Dornowskim i Jerzym Skrzypczykiem. Do dziś najchętniej słucham muzyki właśnie tego zespołu. Zaczynający się także na literę „C” utwór „Co z nas wyrośnie” należy od zawsze do moich ulubionych.

D – Dąb Dębno
Po raz pierwszy widziałem ten klub wiosną 1971 r., w meczu o mistrzostwo III ligi, w mojej dzielnicy Nowy Port. Wygrali gospodarze - MRKS - 6:0, trenowani przez Wojciecha Łazarka, z Bogusławem „Bobo” Kaczmarkiem w składzie. Tydzień później ten sam Dąb zremisował bezbramkowo z Lechią, walczącą z Lechem Poznań o awans do II ligi. W Dębnie po raz pierwszy zjawiłem się w 1975, gdy Dąb i Lechia grały już w II lidze. Wygrała Lechia 3:1. 11 lat później w tym mieście wziąłem ślub i w konsekwencji zamieszkałem w Świnoujściu, gdzie jeszcze przed ślubem mieszkała żona.

E – Edward Rozwałka
To najbardziej szanowany przeze mnie prezes Floty i ceniony adwokat. W okresie jego kadencji piłkarska drużyna Floty przeżyła największy rozwój, grając przez 7 lat w I lidze, dwukrotnie ocierając się o ekstraklasę i awansując do ćwierćfinału Pucharu Polski. To on uratował Flotę przed 11 walkowerami w 2008, co odebrałoby jej awans do I ligi i pomyślnie rozwiązał wiele problemów prawnych. Przejście z nim na „ty”, to dla mnie ogromny zaszczyt.

F – Flota
Zakochałem się w Lechii, ożeniłem z Flotą - tak można metaforycznie ująć moje klubowe związki. Lechia to miłość, działałem tam w klubie kibica, ale w samym stowarzyszeniu już nie. Odwrotnie jest we Flocie, gdzie od 22 lat jestem spikerem, o 5 lat krócej prowadzę stronę internetową. W 1997 r. zacząłem współpracę z lokalną rozgłośnią Radio 44. Zajmowałem się sportem i dawałem krótkie komunikaty z meczów (na wzór Studia S-13) Floty oraz Leśnika Międzyzdroje (też wtedy grał w III lidze). Od razu też zająłem się spikerką w Leśniku, a po roku byłem już spikerem Floty. Najbardziej cenionym przeze mnie wyróżnieniem na tym polu jest trzykrotne (pod rząd!) wygranie rankingu PZPN na najlepszego spikera I ligi, którego elektorami są osoby kompetentne i neutralne, jak np. sędziowie, delegaci, czy SLO drużyny gości. Miłe było też odebranie z rąk prezesa ZZPN Jana Bednarka, podpisanego przez Zbigniewa Bońka wyróżnienia w formie pamiątkowej statuetki z mikrofonem.

G - Głos Szczeciński
Nie sposób pominąć mojej 15-letniej współpracy z redakcją sportową tej gazety. Pisałem do piątkowego dodatku „Głos nad Morzem”, gdzie zajmowałem się początkowo sportem na wyspach, później piłką nożną w regionie. Była to znakomita forma samodoskonalenia, a rady kolegów bardzo sobie cenię. Oczywiście, skoro jesteśmy przy literze G, to jeszcze więcej zawdzięczam rodzinnemu Gdańskowi, ale ten motyw już się pojawił wcześniej i jeszcze niejednokrotnie będzie w dalszej części.

H – Holandia
Rok 1974 i mistrzostwa świata w RFN, w których Oranje zajęli drugą, a Polska trzecią pozycję, spowodowały eksplozję sympatii do reprezentacji kraju wiatraków i tulipanów, która przez wiele lat była moją ulubioną poza Polską. Dziś już tak nie jest, w wielkich imprezach najchętniej kibicuję drużynom mniej sławnym, ale preferującym radosny futbol, np. Dania w 1986, Czechy w 2004, Chorwacja 2018, ale Holandia wciąż jest w czołówce. Zwłaszcza, gdy gra w pomarańczowych strojach.

I – Internat
Jeśli chodzi o wykonywaną przez mnie pracę zawodową, to bez wahania wskażę świnoujski internat przy ówczesnym Zespole Szkół Zawodowych. Tam mogłem wykazać się twórczo, realizować z młodzieżą swoje pasje, tam przestałem bać się mikrofonu.

J – Juventus Turyn
W 1983 r. najsilniejszy wówczas klub na świecie, mający w składzie sześciu mistrzów świata z rozegranego rok wcześniej mundialu w Hiszpanii, w tym króla strzelców oraz liderów trzeciej i czwartej drużyny tych mistrzostw, przyjechał do Gdańska, by rozegrać mecz z Lechią. I to nie towarzyski, ale w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów, który zresztą ten włoski klub wówczas zdobył. Mogłem na żywo zobaczyć takich zawodników jak Gaetano Scirea, Antonio Cabrini, Paolo Rossi, Michel Platini, nie mówiąc już o Zbigniewie Bońku. Do Gdańska nie przyjechali Claudio Gentile i Marco Tardelli (grali w Turynie), natomiast Dino Zoff krótko przed tym spotkaniem zakończył karierę.

K – Kruszczyński Jerzy
Jedną z bramek w meczu Lechia – Juventus zdobył Jerzy Kruszczyński. Pochodzi ze Szczecina, do Lechii trafił z Arkonii w roku 1983, już po zdobyciu przez gdańszczan Pucharu Polski. Zadebiutował w spotkaniu… o Superpuchar Polski z ówczesnym mistrzem Lechem Poznań i zdobył zwycięską bramkę. Rok później został królem strzelców II ligi. W ostatnim spotkaniu z Zagłębiem Lubin strzelił swoją 30. bramkę, która była jednocześnie 60. zdobytą przez Lechię w rozgrywkach, spełniając tym samym dodatkowe życzenia kibiców. Potem jeszcze sędzia Alojzy Jarguz, dla którego był to ostatni mecz w karierze, podyktował rzut karny i Kruszczyński zakończył sezon z 31 zdobytymi golami, a zwycięstwo dało Lechii awans do ekstraklasy na 4 lata. Mimo, iż grał w Lechii tylko przez 2 sezony, jest to lechista, którego wspominam z największą nostalgią.

L – Lechia
Piłką nożną zacząłem interesować się w 1967 roku mając 11 lat. Ze słowem Lechia zetknąłem się oczywiście wcześniej, było więc dla mnie przebrzmiałe i na początku tego klubu nie lubiłem, zresztą akurat spadał z II ligi. Kibicowałem wówczas Portowcowi – klubowi z mojej dzielnicy, który 2 lata później połączył się z Motławą tworząc MRKS, by po roku awansować do III ligi, gdzie spotkał się między innymi z Lechią i Lechem, które walczyły ze sobą o awans.

Ł – Łazarek Wojciech
Trenował oba moje ulubione gdańskie kluby. MRKS był pierwszym seniorskim w jego karierze, do Lechii też został zatrudniony jako początkujący szkoleniowiec, więc po rundzie jesiennej w 1975 roku, mimo iż Lechia ukończyła ją na 1. miejscu, został zwolniony. To bardzo nie spodobało się kibicom. Mocno protestowaliśmy, a wojna trwała ponad pół roku. Następca nie wywalczył awansu. Dziś wymiana Łazarka na Grzegorza Polakowa wydaje się szaleństwem, ale wtedy ten drugi był bardziej doświadczony, z głośniejszym nazwiskiem.

M – Milan
Takie imię nadałem naszemu pinczerowi miniaturowemu. Kiedyś usłyszałem jak na sąsiednim osiedlu kobieta woła na pieska „Ajaks”. Pomyślałem sobie, że skoro jest „Ajax”, to czemu nie miałby być i „Milan”? W ten sposób powiało u nas Ligą Mistrzów.

N – Niewiada Marek
To zawodnik z którym zamieniłem najwięcej słów. Nic dziwnego, przecież jest w Świnoujściu od 2001 roku, z czego 16 lat spędził we Flocie. Równy chłopak, z poczuciem humoru, miło się z nim rozmawia.

O – Orzeł Prusinowo
Dzięki tej drużynie zobaczyłem najwięcej bramek w jednym meczu. Było to 3 października 2015 w Świnoujściu, a Flota wygrała 26:0. Spis strzelców jeden pod drugim nie mieścił się na ekranie monitora. Był to 7. mecz Floty w Klasie A, po którym miała ona różnicę bramek 60-4.

P – Puchar Polski
Największe i najtrwalsze emocje mam właśnie z pucharem. W Gdańsku brnąłem z Lechią jako kibic po samo zdobycie tego trofeum, a kto w Świnoujściu nie wspomina z łezką pamiętnych meczów z ŁKS, Widzewem, Amicą, Cracovią czy Śląskiem? Pojęcia nie mam dlaczego te rozgrywki są tak lekceważone przez trenerów i kluby, przecież to jest wielka szansa na wspaniałe przygody. W całej Europie mają one wielki prestiż a u nas mobilizuje się na mecz tylko drużyna grająca w niższej lidze. Ta z wyższej w połowie przypadków gra z łaski. Nie może tak być!

R – Rodzina
U Mroczków rozwodów nigdy nie było. Przysięga przed ołtarzem i własnoręczny podpis na dokumencie w USC znaczą bardzo wiele. Dlatego rodzina zawsze była bardzo ważna i szanowana, choć oczywiście wiadomo, że nie wszyscy ze wszystkimi i we wszystkim się zgadzają. Małżeństwa już nieżyjące spoczywają w jednym grobie, żyjący są ze sobą na dobre i na złe, dzieci z czasem oczywiście idą na swoje, ale z domów nie uciekają. Mam dwójkę, już dorosłych i samodzielnych, po trzydziestce. Żonie pozwoliłem wybrać imię dla syna, dla córki miałem przygotowane 20 lat wcześniej. Mateusz zapewnił przetrwanie nazwiska, Ania już dała mi cudowną wnuczkę.

S – Sierpień
W parszywym roku 2020 sierpień okazał się cudowny, dając mi dwa życiowe wydarzenia. Najpierw wystąpiłem - po raz pierwszy w życiu - w ogólnopolskiej telewizji, w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Wyniku nie muszę się chyba wstydzić. Poprawnie odpowiedziałem na 21 z 26 pytań (skuteczność 80,8 proc.), wygrałem odcinek (141 punktów), zająłem 4. miejsce na liście zwycięzców i awansowałem do wielkiego finału, gdzie zakończyłem udział w drugim etapie, odpowiadając na ponad połowę zadanych pytań. Tłumacząc na sportowe - pomyślnie przebrnąłem eliminacje, wyszedłem z grupy, potem jeszcze przeszedłem do kolejnej rundy. Który polski klub piłkarski może pochwalić się czymś takim?
Dwa tygodnie później nastąpiło otwarcie kolejnego pokolenia w rodzinie – urodziła się wnuczka Klara, w tej chwili moja największa miłość.

T – Tramwaje
To była moja pierwsza pasja. Podobno jeszcze nie znając cyfr już rozróżniałem numery linii, a gdy poznałem liczby znałem każdy wagon w Gdańsku i wiedziałem z której jest zajezdni. Co ciekawe, w rodzinie w każdym pokoleniu jest tramwajowy maniak. O ile w moim przypadku ta pasja była zasadna, bo mama pracowała jako konduktorka, o tyle skąd się wzięła u kuzynów Remika i Karima nie wie nikt.

U – Ukraina
Piłkarze zza południowo-wschodniej granicy są utrapieniem dziennikarzy sportowych. Tam pisze się cyrylicą, więc jest problem, bo w dokumentach jest transliteracja na język… angielski i wielu dziennikarzy w Polsce tak właśnie podaje. A przecież w przypadku Szewczenki (Andrija czy Tarasa) w Polsce nie pisało się Shevchenko. Konsultowałem tę sprawę z samym prof. Miodkiem i on radził, aby pisać fonetycznie, a większego autorytetu językowego w Polsce przecież nie ma. Zatem Dima u mnie jest po prostu Szewczuk, a nie żaden Shevchuk. Oryginalnie jest tylko Шeвчук.

W – Wołek
Tomasz Wołek zanim został redaktorem naczelnym „Życia Warszawy” mieszkał i pracował w Gdańsku, pojawiał się też w Telewizji Polskiej jako specjalista ds. piłki południowoamerykańskiej. On podjął pierwszą próbę utworzenia przy Lechii klubu kibica. Zapisałem się do sekcji programowo-redakcyjnej i bezpośrednio od niego poznawałem pierwsze tajniki dziennikarstwa. A że był też klubowym spikerem, to i zaczynając na tym polu w dużym stopniu wzorowałem się właśnie na Wołku.

Z – Zakrzewski Leszek
Nie sposób tej litery przeznaczyć komu innemu. Wiadomo: żywa legenda Floty, od 56 lat związany z klubem. Współpracujemy ze sobą odkąd tylko zjawiłem się przy Flocie. W serdecznej przyjaźni jestem też z obydwoma synami, a wnuczkę miałem nawet przyjemność uczyć matematyki w technikum.

Ż – żona
Ja pochodzę z Gdańska, żona z Dębna, poznaliśmy się w Szczecinie, mieszkamy w Świnoujściu. To najprostsza geneza naszego małżeństwa. Poznaliśmy się przypadkowo, po meczu Lechii ze Stalą Stocznia w 1984. Oświadczyłem się zimą 1985 w Dębnie przy stadionie Dębu i tam 1 lutego 1986 wzięliśmy ślub. W Świnoujściu zameldowałem się 25 kwietnia 1986. Małżonka nie przeszkadza mi w realizowaniu sportowych powołań. Początkowo wprawdzie pozwalała sobie nawet na pewne szyderstwa, ale odkąd zobaczyła kilka meczów Floty w I lidze na żywo, zmieniła front. Sympatyzuje z drużyną, szkoda tylko że nie chodzi na mecze i mój spikerski głos słyszała jedynie w telewizji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Waldemar Mroczek: Alfabet mój. Zakochany w Lechii, ożeniony z Flotą [ZDJĘCIA] - Głos Szczeciński

Wróć na gol24.pl Gol 24