Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Damian Pawłowski wyciągnął wolny los w wiślackim kole fortuny

Justyna Krupa
Damian Pawłowski
Damian Pawłowski Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Wisła Kraków. 20-letni Damian Pawłowski w drużynie Artura Skowronka prezentuje się na tyle dobrze, że grałby w niej pewnie nawet wtedy, gdyby przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w składzie w ekstraklasie nie istniał. Gdyby jednak ten przepis nie funkcjonował, Wisła pewnie nie zdecydowałaby się na zatrudnienie Pawłowskiego. A tak do Krakowa ze Szczecina trafił naprawdę ciekawy piłkarz, który dojrzałością na boisku i poza nim przebija wielu swoich rówieśników.

Pawłowski przyznaje, że za pomysłem jego sprowadzenia pod Wawel stał poprzedni szkoleniowiec Wisły Maciej Stolarczyk. Pomocnik pokazał jednak swój prawdziwy potencjał już po odejściu poprzedniego szkoleniowca.
- Z trenerem Stolarczykiem podpisywałem dwa kontrakty w Pogoni Szczecin, gdy był tam dyrektorem sportowym. Dobrze mnie pamiętał i myślę, że jego rola w sprowadzeniu mnie pod Wawel była duża. Podobnie, jak trenera Pawła Sikory, obecnie pracującego w sztabie Wisły - mówi Pawłowski.

Z trenerem Sikorą zna się od dawna. - W Szczecinie mieliśmy bardzo dobry kontakt, dużo rozmawiamy. Trener Sikora po treningach zostaje i wymyśla ciekawe ćwiczenia dla mnie i innych młodych chłopaków – zwraca uwagę Pawłowski. Można więc uznać, że pod Wawelem młody szczecinianin miał bardzo miękkie lądowanie. Najpierw Stolarczyk dał mu szansę debiutu w ekstraklasie, a potem – mimo zmiany trenera – pozycja Pawłowskiego w drużynie uległa jeszcze wzmocnieniu.

Jednak nie każdy młody piłkarz poradziłby sobie z taką presją, pod jaką postawiły wiślaków fatalne wyniki. Kiedy Pawłowski wprowadzał się do drużyny, zaczynała ona wchodzić w fazę kryzysu. Jak się okazało, Wiśle przyszło przegrać jesienią aż 10 meczów z rzędu, a do tego odpaść z Pucharu Polski. I 20-letni Pawłowski musiał jakoś tę piłkarską traumę przetrzymać. W dodatku tak, by w tak ekstremalnie trudnych dla młodego gracza warunkach piłkarsko się rozwinąć.

- Na pewno nie pomagało to we wprowadzeniu się do ekstraklasy, ale takie jest życie. Z drugiej strony, presja w grze o mistrzostwo i presja spadku jest podobna, choć wiadomo, że emocje w obu sytuacjach są inne – wskazuje pomocnik. - Nie było łatwo, ale początki już za mną. Teraz koncentruję się już tylko na tym, byśmy wygrywali i grali jak najlepiej w piłkę.

U trenera Stolarczyka raczej grałem w roli „szóstki”. Teraz występuję na „ósemce”. W meczach ze Śląskiem, Lechią czy Górnikiem miałem większą swobodę w ofensywie

W ostatnich meczach 2019 roku wiślacy w końcu przełamali niemoc i zanotowali dwa zwycięstwa, oba z Pawłowskim w pierwszym składzie. - Przełom był widoczny już wcześniej, gdy na powrót zaczęliśmy sobie stwarzać sytuacje podbramkowe. A wynik spotkania z Pogonią to był tylko efekt tej wcześniej wykonanej pracy. Bardzo ważne jest, że stało się to jeszcze przed przerwą zimową. Z sześcioma punktami więcej nasza sytuacja staje się łatwiejsza – zaznacza wiślak.

Mimo wszystko, „Biała Gwiazda” wciąż stoi na krawędzi przepaści, bo przed startem drugiej części rozgrywek zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Dwa lata temu w podobnej, a nawet gorszej sytuacji była Pogoń – macierzysty klub Pawłowskiego.

- Nie było mnie wtedy w pierwszym zespole Pogoni, dlatego trudno mi powiedzieć, jak drużyna sobie z tą sytuacją radziła. Ale wiele zespołów przeżywa taki moment, gdy seriami przegrywa i w głowach piłkarzy leży klucz do tego, by się podźwignąć. Jakby porównać ówczesny skład Pogoni i obecny skład Wisły, to w Krakowie są bardziej doświadczeni piłkarze. Mamy zespół posiadający wielu naturalnych liderów, którzy potrafią presję udźwignąć, więc sądzę, że razem z tego dołka powoli wyjdziemy – podkreśla.

Za Pawłowskim w sumie siedem ligowych występów w barwach Wisły. - Najtrudniejszy dla mnie był mecz z Rakowem Częstochowa. Zarówno pod względem piłkarskim, jak i fizycznym. To był też najgorszy mój mecz z tych wszystkich – przyznaje bez ogródek. - Był to mój drugi występ w ekstraklasie. I pierwszy był jeszcze na jakimś poziomie, a potem z tego poziomu zszedłem. Stres, nerwy, wszystko się wtedy nałożyło.

Początki miał dość niemrawe, ale wraz ze zmianą trenera stał się na boisku bardziej przebojowy. Z czego to wynika? Przyznaje, że trener Skowronek znalazł dla niego nową rolę na boisku. Pozwolił mu częściej działać w ofensywie, co dało takie efekty, jak wywalczenie rzutu karnego w meczu ze Śląskiem we Wrocławiu. - U trenera Stolarczyka raczej grałem w roli „szóstki”. Teraz występuję na „ósemce”. W meczach ze Śląskiem, Lechią czy Górnikiem miałem większą swobodę w ofensywie. W starciu z Pogonią zresztą też, ale zagraliśmy taktycznie nieco inaczej, mieliśmy grać z Vullnetem Bashą blisko siebie.

Pawłowski przyznaje, że ta nowa boiskowa rola to strzał w dziesiątkę. - Nie spodziewałem się tego, że zostanę ustawiony na „ósemce”. W Wigrach cały czas grałem na „szóstce”, ostatnio w Pogoni tak samo. Teraz przypomniałem sobie, jak to bywało kiedyś, gdy grywałem na „ósemce” w juniorach czy rezerwach Pogoni. Bardzo się cieszę, że mogę się pokazać przez taką grę. Mogę chyba dać więcej drużynie, niż na pozycji numer sześć - uważa. - Chciałbym się rozwijać właśnie w tym kierunku. Myślę, że jestem w stanie grać jako taki zawodnik „box to box”. Na pewno jest potrzebna do tego duża wydolność. A ja z meczu na mecz czułem się pod tym względem coraz lepiej – zwraca uwagę. Jako jeden z nielicznych w drużynie, warto dodać.

Co ciekawe, Pawłowski przyznaje, że niektóre metody pracy trenera Skowronka poznał jeszcze… zanim zaczął z nim pracować. - Zanim ja trafiłem do Wigier, to był tam trener Skowronek. I kilka rzeczy, które wprowadził, zostało po nim i funkcjonowało dalej, mimo zmiany trenera – tłumaczy. Nie tylko zresztą metody pracy, ale też… dyscyplinowania zawodników. Trener Skowronek jest np. fanem systemu kar zaczerpniętego od Ralfa Rangnicka, czyli specyficznego „koła fortuny”.

- To system, w którym kary się losuje. Pod poszczególnymi numerami kryją się różne rzeczy, które mamy wykonać. Jest przy tym trochę humoru, ale zdarzają się też do wylosowania rzeczy naprawdę pożyteczne, ciekawe, jak pomoc w Domu Dziecka. Ale ja jak dotąd nic nie wylosowałem. To znaczy losowałem próbnie, ale trafiłem na numer, pod którym kary nie było – uśmiecha się Pawłowski.

Czy pomocnik nie ma żalu do Pogoni, że jako jego macierzysty klub nie dał mu szansy gry w ekstraklasowej piłce? Zadziałała stara zasada „swojego nie znacie i nie doceniacie”? - Ja bym tak nie powiedział. W Szczecinie jest np. Sebastian Kowalczyk, wychowanek, który dostał teraz szansę gry w Pogoni. Natomiast opuszczenie szczecińskiego klubu to głównie była moja decyzja. Mogłem zostać i czekać na szansę, ale mogłem też zaryzykować i walczyć gdzie indziej o swoje. Patrząc z perspektywy, to w Szczecinie są naprawdę dobrzy gracze na ławce, tacy jak Marcin Listkowski. A przecież i oni długo czekają na swoją szansę gry. Dlatego myślę, że decyzja o przenosinach do Wisły była pod względem sportowym dobrym posunięciem – ocenia.

Oto ranking TOP 30 krakowskich klubów. Po raz drugi prezentujemy ranking, w którym punktem odniesienia jest liczba lajków na oficjalnych stronach Facebooka (stan na 30 marca 2020 roku).

Ranking krakowskich klubów na Facebooku. Oto piłkarskie druż...

Jest jednak najlepszym dowodem na to, że Akademia Pogoni wykonuje dobrą pracę.

- Ogromny wpływ na moją karierę miał trener Marcin Łazowski z Pogoni. Nadal mamy kontakt. Zawsze po meczach kontaktuję się z nim, pytam o radę, rozmawiamy o moich występach – przyznaje Pawłowski. – Z kolei w Wigrach był trener Kamil Socha, który mocno mi zaufał i na mnie postawił. To dzięki niemu wszedłem w dorosłą piłkę.

Podobnie, jak inny wiślak Przemysław Zdybowicz, również Pawłowski jako nastolatek próbował swoich sił na zagranicznych testach. Jak sam jednak przyznaje – „bez fajerwerków”. - Byłem kiedyś na testach we włoskim Empoli. Miałem wtedy 17 lat. Trenowałem wtedy z drużyną grającą na co dzień w Primaverze, trwało to około tygodnia. Ciekawe doświadczenie, tamtejsza drużyna grała w systemie 4-3-3, a dla mnie to była wtedy kompletna nowość - wyznaje. - Nie wiedziałem w ogóle, jak się poruszać po boisku.

Na pewno Pawłowski jest przykładem, że przepis o młodzieżowcu może ułatwić młodemu graczowi wejście w dorosłą piłkę. Gdyby nie ta regulacja, Wisła latem mogłaby poszukać pomocnika o większym doświadczeniu. - Jest pewnie taka możliwość – przyznaje. - Na temat przepisu o młodzieżowcu miałem takie zdanie, że może funkcjonować, ale nie musi. Z perspektywy uważam jednak, że jego wprowadzenie to wcale nie była zła decyzja. Ci młodzi gracze rzeczywiście wchodzą do ekstraklasy, nie przeszkadzają, tylko się rozwijają. To może wyjść wszystkim na korzyść – ocenia.

Choć z drugiej strony wiślak jest dowodem na to, że na młodych wcale nie trzeba chuchać i dmuchać, nie trzeba ich traktować ze specjalną troską, by przebili się na poziom seniorski. A może w ogóle postrzeganie 20-latka jako wciąż młodego talentu jest błędem?
- Polska mentalność w tym względzie jest zupełnie inna, niż za granicą. Na Zachodzie uważa się piłkarza za młodego, jak ma 16 lat. A dwudziestolatek to gość, który już powinien grać regularnie. Myślę, że ciężko zmienić taką mentalność ot tak. Zresztą, nie tylko jeśli chodzi o podejście do młodzieżowców, ale i o trening – uważa Pawłowski. I prezentuje ciekawy pogląd:

- Również w przypadku metod treningu trudno zmieniać podejście z dnia na dzień. Zdarzają się trenerzy, którzy mówią: na Zachodzie trenuje się tak i tak, więc u nas też tak będzie! I w ciągu tygodnia zmieniają obciążenia treningowe na mega ciężkie. A potem dziwią się, że tutejsi piłkarze nie wytrzymują. Jeśli się normalnie nie trenuje na takich obciążeniach, a potem nagle się je zwiększy, to mięśnie nie są do tego przyzwyczajone. Na Zachodzie trenuje się tak od etapu dzieciaka. Jeżeli więc zmieniać metody treningowe, to zaczynając bardzo wcześnie.

Taka ocena pracy szkoleniowców brzmi nietypowo w ustach 20-latka. Ale Pawłowskiemu daleko do stereotypu nieśmiałego młodego, próbującego nie zaginąć w seniorskiej szatni. To chłopak pewny siebie. Przyznaje, że tacy właśnie gracze mu imponują. Nawet, jeśli są trochę kontrowersyjni.

- Zawsze mnie inspirował Paul Pogba. I to zarówno grą na boisku, jak i zachowaniem poza nim. Wydaje mi się, że ten luz, jaki on ma poza boiskiem przekłada się potem na to, jak zachowuje się na placu gry. Wiadomo, nie wszystko mam ochotę od niego skopiować, na pewno nie fryzurę – śmieje się. – Ale to, jak Pogba potrafi się w szatni bawić i się zrelaksować przekłada się potem na swobodę na boisku. Jak chodzimy spięci, to trudno nam potem „wyładować się” piłkarsko w grze.

To niesamowite, jak ludzie tu walczą o ten klub – mówię o działaczach, piłkarzach, kibicach. Czuję się zaszczycony mogąc być w gronie takich ludzi, tak walczących o to, co jest dla nich ważne

Rok 2019 był dla Pawłowskiego przełomowym. Zaczynał go w I lidze, a kończył jako podstawowy zawodnik klubu ekstraklasy. - Pierwsze pół roku spędziłem w Wigrach, drugie w Wiśle. Zupełnie inne granie, zupełnie inny poziom. Niby to był ten sam rok, a dwie zupełnie różne jego połówki – wskazuje. Choć uważa, że i tak nie zdążył jeszcze zaprezentować w Wiśle tej najlepszej wersji siebie: - Ja sam najlepiej wiem, na co mnie stać. To, co pokazałem do tej pory, to zdecydowanie jeszcze nie jest maksimum. Myślę, że jak zaczniemy wygrywać, sytuacja się uspokoi, to cała drużyna „zaskoczy”.

Mimo, że Wisła dała mu szansę na sportowy skok na trampolinie na poziom ekstraklasy, to decyzja o przenosinach pod Wawel łatwa nie była. Mógł mieć wątpliwości zamieniając ustabilizowaną Pogoń na krakowski klub, targany od dawna problemami organizacyjnymi. - Nie martwiłem się o takie rzeczy, bo widzę, jak pracują ludzie, którzy czuwają nad krakowskim klubem. Nawet takie spotkania wigilijne, jak to, które mieliśmy niedawno pokazują, jak niesamowici ludzie funkcjonują w Wiśle. Życzę sobie i innym, by takimi właśnie osobami się otaczali. To niesamowite, jak ludzie tu walczą o ten klub – mówię o działaczach, piłkarzach, kibicach. Czuję się zaszczycony mogąc być w gronie takich ludzi, tak walczących o to, co jest dla nich ważne – wyznaje Pawłowski. - To jeszcze bardziej motywuje mnie do ciężkiej pracy na boisku. Jest o co i dla kogo grać.

Z drugiej strony, do Szczecina wciąż go „ciągnie” – tam ma rodzinę. I to był powód największych dylematów przy zmianie barw klubowych. - To wszystko nie było proste, bo w Szczecinie zostawiłem rodziców, młodszego brata i dziewczynę. Oni wszyscy bardzo mnie wspierają i dla nich to trudne, bo chcieliby, abym był blisko nich - przyznaje. - Ale zaczynają powoli rozumieć, że tak po prostu musiało być. Wierzę, że wszystko da się pogodzić, tylko na niektóre rzeczy potrzeba czasu. Myślę, że za jakiś czas będę mógł mieć tutaj Wisłę i dziewczynę blisko siebie. Mieć wszystko to, co sprawia, że jestem szczęśliwy.

Choć do Szczecina kawał drogi, to i tak jest lepiej, niż w czasach gdy grał w Suwałkach. - Niby ten sam kraj, ale komunikacja na linii Suwałki – Szczecin była tak ciężka, że prawie nie bywałem w domu. A najbliżsi na tym cierpieli. Starałem się koncentrować na piłce, ale nie było to łatwe. Presja na tym etapie jest coraz większa i to wsparcie ze strony bliskich jest na co dzień potrzebne – nie kryje. - Na pewno teraz jest lepiej, bo mogę latać do Szczecina samolotem. Dzięki temu od czasu, jak przeniosłem się do Krakowa, już cztery razy byłem w domu.

Dziewczyna wiślaka, Natasza, jest modelką. – Ale też śpiewa, tańczy, gra na pianinie. Ma wiele zainteresowań. Jakbym miał nauczyć się porządnie chociaż jednej rzeczy z tych, które ona potrafi… dużo czasu by mi to zajęło – uśmiecha się Pawłowski. - Próbowałem się nauczyć gry na pianinie. Dziewczyna mówiła, że szybko „łapię”, ale tutaj nie mam pianina. Tylko jak do niej przyjeżdżam to mam szansę poćwiczyć. Zastanawiałem się nawet, czy nie kupić sobie jakiegoś instrumentu. Tak, by trochę się zrelaksować po meczach. Bo taka gra w FIFA to znowu piłka i piłka, a tu czasem trzeba odreagować inaczej. Może gitara?


Reprezentant Węgier trafi do zespołu "Białej Gwiazdy"?

Zobacz, jak wygląda Małopolska Jedenastka Roku 2019:

Stary rok kończymy w redakcji sportowej Dziennika Polskiego i Gazety Krakowskiej układaniem Małopolskiej Jedenastki Roku. Tradycja ma raptem pięć lat, ale już aspiruje do miana najważniejszego rankingu w naszym regionalnym futbolu. Zobaczcie w GALERII, kto został powołany do Drużyny Marzeń 2019 roku.

Małopolska Jedenastka Roku 2019. Tym razem przewaga piłkarzy...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Damian Pawłowski wyciągnął wolny los w wiślackim kole fortuny - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24