Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Dawid Szot: Choć nie grałem dużo, to jest chemia między mną i trenerem Gulą

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Młody piłkarz Wisły Dawid Szot nie zaliczy ostatniej jesieni do najlepszych w karierze, ale wierzy, że wiosną będzie grał więcej
Młody piłkarz Wisły Dawid Szot nie zaliczy ostatniej jesieni do najlepszych w karierze, ale wierzy, że wiosną będzie grał więcej wisla.krakow.pl
- Na początku praktycznie nie grałem, a później szkoleniowiec chyba docenił moją ciężką pracę i zaczął mi dawać więcej szans. Myślę, że dzisiaj trener jest bardziej pewny tego, że może mnie wystawić, a ja nie zejdę poniżej poziomu, jakiego ode mnie oczekuje - mówi piłkarz Wisły Kraków Dawid Szot.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Zanim zapytam, z jakimi nadziejami wszedł pan w nowy rok, proszę jeszcze powiedzieć, jakie przemyślenia ma pan po jesieni? Nie była ona do końca udana ani dla Wisły jako zespołu, ani dla pana, bo grał pan mało.
- Zacznę może od oceny drużyny. Liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Chcieliśmy być w górnej części tabeli, chcieliśmy mieć więcej punktów. Druga strona medalu jest taka, że bardzo dobrze idzie nam w Pucharze Polski, na który nastawiliśmy się bardzo mocno. Jesteśmy już w ćwierćfinale i miejmy nadzieję, że w tych rozgrywkach zrobimy wiosną kolejne kroki, co doprowadzi ostatecznie do zdobycia tego trofeum. W lidze natomiast za dużo traciliśmy punktów na własne życzenie. Przypomina mi się np. mecz z Rakowem Częstochowa. Prowadziliśmy w nim 1:0, mieliśmy kolejne sytuacje, później rywale stracili jeszcze zawodnika z powodu czerwonej kartki, a jednak przegraliśmy. Takie coś nie powinno się zdarzyć, bo w mojej ocenie ten, ale też kilka innych podobnych meczów powinniśmy umieć przynajmniej zremisować. Tego już jednak nie zmienimy i trzeba koniecznie zacząć grać bardziej konsekwentnie, czasami nawet bezwzględnie.

- Pan pewnie też jest rozczarowany, bo jesienią przegrał pan rywalizację o miejsce na prawej obronie z Konradem Gruszkowskim.
- Tak to wyglądało i nie ma co polemizować. Konrad uzbierał dużo więcej minut na boisku ode mnie. Nie jestem jednak człowiekiem, który będzie chodził z nosem na kwintę, machał rękami i obrażał się, że trener stawia na kogoś innego. Myślę, że w kilku meczach, kiedy wchodziłem na końcówki, nie dawałem plamy. Wydaje mi się, że powoli budowałem swoją pozycję w oczach trenera Adriana Guli. Na początku praktycznie nie grałem, a później szkoleniowiec chyba docenił moją ciężką pracę i zaczął mi dawać więcej szans. Myślę, że dzisiaj trener jest bardziej pewny tego, że może mnie wystawić, a ja nie zejdę poniżej poziomu, jakiego ode mnie oczekuje. Pracowałem na jego zaufanie naprawdę mocno. Podchodziłem do sprawy w taki sposób, że skoro nie grałem, to miałem więcej czasu na trening indywidualny. Starałem się np. poprawić moje dośrodkowanie, również inne elementy techniczne.

- Często mówi się, że trener musi bardziej potrafić zarządzać tymi zawodnikami, którzy grają mniej, bo oni siłą rzeczy są bardziej niezadowoleni. Jak to wygląda w relacja pomiędzy panem i trenerem Adrianem Gulą?
- Mieliśmy z trenerem kilka rozmów w cztery oczy, oceniał również moją grę na odprawach z całym zespołem. Powiem szczerze, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki trener chce dotrzeć do każdego z zawodników. Podoba mi się to, co mówi publicznie przy wszystkich, ale również gdy piłkarz jest z nim sam. Trener Gula jest świetnym motywatorem. Mogę to powiedzieć na swoim przykładzie, bo brak gry rzeczywiście mógł wywołać u mnie frustrację, a jednak trener tak ze mną rozmawiał, że jeszcze bardziej mnie mobilizował. Nie chcę wchodzić w szczegóły naszych rozmów, ale powiem w ten sposób, że w moim odczuciu jest chemia między nami. Kilka razy chciałem o coś trenera zapytać, poruszyć jakąś kwestię, a on jakby czytał w moim myślach i sam zaczynał ten temat. Czułem, że dobrze się rozumiemy. Mam takie przekonanie, że przy trenerze Guli jestem w stanie zrobić postęp, a gdy dostanę szansę, będę w stanie ją wykorzystać.

- Rozmawiał pan z trenerem, że skoro rywalizację na prawej obronie wygrywa Konrad Gruszkowski, to może da panu szansę na innej pozycji? Grał pan przecież kiedyś w pomocy - na skrzydle, w jej środku.
- Dobrze czuję się w środku pola. Mogę grać na skrzydle, a też na pozycjach „sześć”, „osiem” i nie jest to dla mnie coś nowego. I rzeczywiście była taka rozmowa z trenerem. W pewnym momencie rundy były problemy kadrowe w drugiej linii i trener tłumaczył mi, że rozważa taką opcję, żeby wystawić mnie na środku pomocy. Podkreślał, że wie, że tam grałem. Na razie do takiej sytuacji nie doszło, ale kto wie, może jeszcze tak się stanie.

- Ma pan nowego menedżera. Podpisał pan kontrakt z BMG-SPORT Bartłomieja Bolka. Czym przekonał pana ten znany na rynku menedżer, żeby nawiązał pan z nim współpracę?
- Współpracujemy tak naprawdę od dłuższego czasu. Przez rok nie miałem formalnie agenta, ale na zasadzie ustnej umowy współpracowałem przez ostatnie kilka miesięcy właśnie z Bartkiem Bolkiem i związanymi z jego agencją Konradem Gołosiem i Grzegorzem Fonfarą. Chcieliśmy sobie po prostu dać czas, chcieliśmy zobaczyć czy mnie będzie dobrze współpracowało się z nimi, a oni czy odpowiadam im jako człowiek do współpracy. Konrad opowiadał mi, że obserwował mnie jeszcze za czasów mojej gry w Progresie Kraków. Wiedziałem, że ta agencja ma dobrą opinię w środowisku, ale trochę obawiałem się czy np. nie jest tak, że skoro oni mają pod swoimi skrzydłami tak dużo piłkarzy, również tych topowych, to czy pozostali nie będą traktowani trochę po macoszemu. Nic takiego nie ma miejsca. Jest stały kontakt, mam z ich strony pomoc. Poznałem agencję, wytłumaczono mi na jakich zasadach pracują. Wiele było takich niby drobiazgów, ale ważnych spraw, które coraz mocniej przekonywały mnie do nich. W końcu podjąłem decyzję, że podpiszę z nimi umowę, żeby naszą współpracę sformalizować.

- Wyjaśnijmy jedną rzecz, bo w potocznej opinii wiele osób trochę stereotypowo myśli, że menedżer jest od negocjacji jak najwyższego kontraktu, znalezienia nowego klubu, a to przecież tylko niewielka część takiej współpracy.
- Dokładnie! Praca menedżera nie kończy się na podpisaniu kontraktu i „pa” - widzimy się przy następnym transferze. Tak to nie działa. To np. agencja BMG-SPORT załatwiła mi dodatkowe, indywidualne treningi w Gymakers. Mam tam trenerów indywidualnych, którzy sami grali kiedyś w piłkę, więc jest to praca z prawdziwymi profesjonalistami, którzy wiedzą, czego potrzebuje piłkarz. Ze strony BMG-SPORT mogę liczyć na pomoc nawet w tak prozaicznej sytuacji jak awaria samochodu. Jechałem kiedyś „Zakopianką”, auto odmówiło posłuszeństwa i wystarczył telefon do Konrada, który szybko podjechał, odwiózł mnie na trening, a resztą zajęliśmy się później. Ważne też było jak ludzie z tej agencji podeszli do moich rodziców. Jestem pełnoletni, więc nikt z BMG-SPORT nie musiał się z nimi spotykać. Zrozumieli jednak, że moje relacje z rodzicami są bardzo bliskie, a ponieważ nie działają w środowisku piłkarskim, więc zorganizowano spotkanie, wszystko im wyjaśniono. Rodzice się uspokoili, bo wiedzą pod czyją opiekę trafiłem. Nie czuję, że podpisując umowę, związałem się z jakąś korporacją, a bardziej z firmą, która może mi pomóc.

- Zaczęliśmy od podsumowania jesieni, więc zakończmy tym, jakie są oczekiwania związane z wiosną?
- Potrzebujemy punktów! Na razie jest ciężko, ale trzeba dobrze przygotować się już do pierwszego meczu 6 lutego. Trzeba dbać też o drobiazgi, o regenerację, o to żeby się nie przeziębić. Dla każdego z nas to jest bardzo ważny czas, który może zbudować formę na kolejne miesiące. W mojej ocenie pracujemy bardzo dobrze. Widzę też, że po pół roku współpracy z trenerem Adrianem Gulą coraz lepiej docieramy się z nim jako zespół. Jestem optymistą. Na treningach wygląda to dobrze, zobaczymy za moment jak będzie wyglądało w sparingach, a później w lidze. Nastawianie jest jednak bojowe i optymistyczne.

- To tak na koniec - rzuci pan wiosną mocniej wyzwanie Konradowi Gruszkowskiemu?
- Oczywiście! Na pewno nie podejdę do tematu w taki sposób, że skoro „Grucha” wywalczył sobie miejsce jesienią, to niech gra, a ja nie będę starał się go naciskać. Myślę, że nasza rywalizacja dobrze robi nam obu. Jesienią więcej grał Konrad, ale postaram się zmienić te proporcje. Będzie walka o miejsce między nami, a najważniejsze, żeby skorzystał na tym zespół. Marzy mi się też, żeby w maju Wisła była wysoko w tabeli ekstraklasy i zagrała w finale Pucharu Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Dawid Szot: Choć nie grałem dużo, to jest chemia między mną i trenerem Gulą - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24