Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Dawid Szot zapatrzony w Marcina Wasilewskiego

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
Dawid Szot dopiero za kilka dni skończy 18 lat. Młody piłkarz Wisły Kraków miał już jednak okazję zadebiutować w ekstraklasie w miniony poniedziałek, gdy „Biała Gwiazda” podejmowała Wisłę Płock. A choć Szot nie uniknął błędów – choćby przy drugiej bramce dla „Nafciarzy” – to generalnie wypadł obiecująco, a już na pewno nie było po nim widać tremy debiutanta.

Emocje jednak przed pierwszym gwizdkiem były. Szot wcale tego nie kryje. – Jak się gra w ekstraklasie, to dreszczyk emocji jest większy niż w sparingach w pierwszej drużynie – uśmiecha się zawodnik. – Taki mecz różni się również od gry w Centralnej Lidze Juniorów, ale trenerzy przygotowali mnie do występu w ekstraklasie. Myślę, że dobrze zostałem przygotowany do tego spotkania. Szkoda tylko, że przegraliśmy, bo było już 2:0 i wydawało się, że kontrolujemy sytuację. Padła jednak pechowa bramka na 2:1. Zabrakło powrotu z naszej strony. Po przerwie przyszła jeszcze czerwona kartka dla Łukasza Burligi i nie wyglądało już to dobrze. Straciliśmy dwie kolejne bramki i ostatecznie przegraliśmy.

Piłkarz przyznaje również, że przekonał się na swojej skórze, że nie jest łatwo rywalizować z zaprawionymi w ekstraklasowych bojach rywalami. W poniedziałek toczył pojedynki m.in. Karolem Angielskim i Grzegorzem Kuświkiem. – Było ciężko na nich grać. Górowali przygotowaniem fizycznym, wykonywali też ruchy na boisku, które świadczyły o tym, że już parę lat grają w ekstraklasie. Myślę jednak, że nie było źle – ocenia Dawid Szot.

Zagrał na środku obrony w parze z Łukaszem Burligą. To była pewnego rodzaju sztafeta pokoleń, bo przecież „Bury” też debiutował w Wiśle jako nastolatek. Teraz mocno wspierał młodszego kolegę. – Już w tygodniu wiadomo było, że zagramy razem z Łukaszem na środku obrony. Starał się mnie mobilizować, dużo rozmawialiśmy jak to będzie wyglądało. To była przyjemność zagrać u boku tak doświadczonego kolegi – chwali Burligę Szot. Dodaje również: – Mam nadzieję, że będzie jeszcze wkrótce okazja zagrać w ekstraklasie. Będę ciężko pracował na treningach, będę starał się pokazywać trenerom z jak najlepszej strony i zobaczymy, jakie będą decyzje.

Stoper „Białej Gwiazdy” nie jest jej wychowankiem. Wcześniej grał w innych krakowskich klubach – Hutniku i Progresie. Jak sam jednak przyznaje, występy w Wiśle to spełnienie jego marzeń. – Jeśli byłaby szansa grania w Wiśle, to chciałbym tutaj kontynuować swoją grę. Od małego kibicuję temu klubowi. Tata zabierał mnie na mecze, również brat. To jest klub, do którego podchodzę z sentymentem – zdradza. A skoro jesteśmy już przy rodzinie piłkarza, to warto wspomnieć, że w komplecie kibicowała ona nastolatkowi w poniedziałek. – Trzeba było załatwić więcej biletów – uśmiecha się Szot. – Na trybunach byli mama, tata, brat, ciocia, kuzyn. Takie wsparcie w debiucie to bardzo dużo. Czułem ich obecność. Nie tylko ja przeżywałem ten występ, moja rodzina również.

W Wiśle jest zapatrzony przede wszystkim w Marcina Wasilewskiego. Nie ma w tym zresztą przypadku. – Gdy przychodziłem do Wisły, to mocno działała na mnie obecność w jej składzie Marcina. On też pochodzi z Nowej Huty. Wychowywał się niedaleko miejsca, w którym ja mieszkam. Już wcześniej mocno śledziłem jego karierę, bardzo imponuje mi jego charakter, to jak poradził sobie po ciężkiej kontuzji. To jest ktoś, z kogo można i trzeba brać przykład – chwali starszego kolegę Dawid Szot.

Z Nową Hutą związana jest również jego edukacja, bo Dawid Szot podkreśla, że nie tylko piłką żyje. – Chodzę do drugiej klasy liceum sportowego w Nowej Hucie – wyjaśnia wiślak. – Tam też mieszkam i tam się wychowałem. W ostatnim czasie sytuacja zmusiła mnie do tego, żeby przejść na indywidualne nauczanie. Dyrekcja, nauczyciele bardzo mi pomagają. Jestem im za to wdzięczny. Za rok chcę zdać maturę. Mam nadzieję, że uda mi się dobrze połączyć naukę z piłką.

Po debiucie w najbliższym czasie powinny przyjść kolejne występy, bo sytuacja kadrowa w Wiśle jest zła, szczególnie jeśli chodzi o obrońców. – Niczego w stu procentach pewnym być nie mogę – zastrzega Dawid Szot. – Nawet jeśli będę miał informację, że zagram, to nie zmieni mojego podejścia do treningów. Dalej będę dawał z siebie sto procent, żeby pokazać trenerowi, że się nie myli co do mojej osoby. Sytuacja kadrowa rzeczywiście jest trudna. Wypadli Marcin Wasilewski, Maciek Sadlok, Lukas Klemenz, teraz jeszcze Łukasz Burliga. Od tego jednak jesteśmy, my młodsi zawodnicy, żeby w takich momentach wchodzić do gry i ogrywać się w ekstraklasie.

Na koniec pytamy Dawida Szota o jego marzenia. Okazuje się, że młody piłkarz ma je bardzo mocno sprecyzowane. – W najbliższym czasie chcę wygrywać każdy mecz – mówi. – Mam nadzieję, że uda się nam zająć pierwsze miejsce w grupie spadkowej. A te dalsze marzenia? Cóż, marzy mi się, żeby kiedyś zdobyć z Wisłą mistrzostwo Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Dawid Szot zapatrzony w Marcina Wasilewskiego - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24