Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Jakub Błaszczykowski kiedyś obiecał, że wróci. Słowa dotrzymał [ZDJĘCIA]

Bartosz Karcz
Jacek Kozioł/Archiwum
Jakub Błaszczykowski podpisał półroczny kontrakt z Wisłą Kraków. Ma zarabiać przy ul. Reymonta 500 złotych miesięcznie, przy czym już zadeklarował, że pieniądze te będzie przekazywał na bilety na mecze dla Domów Dziecka. W poniedziałek zaliczy ponowny debiut w barwach „Białej Gwiazdy”, w spotkaniu z Górnikiem w Zabrzu. Historia zatoczy koło. Od pierwszego premierowego występu Kuby w Wiśle 16 marca minie 14 lat.

Gdy w przerwie między rundami sezonu 2004/2005 pojawił się temat przejścia do Wisły Jakuba Błaszczykowskiego z IV-ligowego KS Częstochowa, nie wszyscy byli przekonani do tego transferu. Wisła była wtedy potęgą na krajowym rynku, pewnym krokiem zmierzała po dziesiąty w historii, a trzeci z rzędu tytuł mistrza Polski. Pozyskiwała przede wszystkim piłkarzy o uznanej w kraju marce. Dlatego sprowadzenie 19-latka z IV ligi budziło u niektórych osób – i to tych wysoko postawionych w klubowej hierarchii – wątpliwości.

– Gdy Grzegorz Mielcarski przyszedł do mnie i powiedział, że warto by sięgnąć po Kubę, w pierwszym odruchu byłem mocno zdziwiony, a nawet zirytowany – wspomina ówczesny prezes Wisły Janusz Basałaj. – Nie będę krył, że moje wątpliwości wzbudzała zażyła znajomość Grzegorza z Jurkiem Brzęczkiem, wujkiem Kuby. Grzesiek przekonywał mnie jednak jak mógł, że o kumoterstwie nie ma tutaj mowy, że mamy do czynienia z wielkim talentem, którym już interesują się inne kluby i że to jest wyjątkowa okazja. Wiedzieliśmy, że Kuba był w Zabrzu, że testował go Lech Poznań, dlatego ostatecznie zgodziliśmy się, żeby przyjechał na testy do Wisły, a decyzję o jego ewentualnym zatrudnieniu miał podjąć trener Werner Liczka.

Długo te testy nie potrwały. Błaszczykowski zjawił się w Krakowie i po kilku grach wewnętrznych zapadła decyzja, żeby chłopaka wziąć do Wisły.
– Tak naprawdę to Kuba wyszedł na boisko, rzucił dwie piłki „na nos” do Brożka i nie było już nad czym się zastanawiać – uśmiecha się Basałaj. – Pamiętam, że po jednej z takich gier Liczka podszedł do Kuby, powiedział mu, że pojedzie z drużyną na obóz na Cypr. Problem był tylko taki, że Kuba zostawił paszport w Częstochowie. Wsiadł jednak po treningu w auto, które przy tych wszystkich „furach” innych piłkarzy Wisły wyglądało na parkingu dość skromnie, i pojechał do domu. Sprawa została szybko załatwiona.

Błaszczykowski Wisłę kosztował grosze, jak na jej ówczesne możliwości. Zapłaciła za niego 70 tysięcy złotych KS Częstochowa. – Miał do tego dojść jeszcze sprzęt, ale szczerze mówiąc nawet nie wiem, czy on ostatecznie do Częstochowy trafił – mówi Basałaj. Wspomina też, jak wyglądało podpisywanie kontraktu z piłkarzem: – Jurek Brzęczek, który reprezentował Kubę przy rozmowach kontraktowych, upierał się, żeby w umowie wpisać koniecznie premię, jeśli Kuba zadebiutuje w czasie gry w Wiśle w reprezentacji Polski. Trochę się śmialiśmy z tego uporu Jurka, ale życie pokazało, że klauzulę o premii trzeba było uruchomić raptem rok po podpisaniu kontraktu (Błaszczykowski w pierwszej reprezentacji zadebiutował w marcu 2006 roku – przyp.). Do dzisiaj czasami z Jurkiem wspominamy z uśmiechem tamte nasze negocjacje.

Drużyna Wisły, naszpikowana w tamtych latach gwiazdami, dobrze przyjęła nowego, nikomu nieznanego piłkarza. Koledzy szybko zorientowali się, że mają do czynienia z talentem czystej wody. – Gdy przyjechaliśmy z wizytą na Cypr, dopadł nas Mauro Cantoro i aż za głowę się łapał, pytając gdzie znaleźliśmy tak świetnego chłopaka – wspomina Basałaj.

Również kapitan ówczesnej Wisły Maciej Żurawski potwierdza, ze Błaszczykowski szybko znalazł uznanie w drużynie. – Kuba był cichym chłopakiem w szatni, nie robił wokół siebie zamieszania – opowiada „Żuraw”. – Do takiej drużyny nie było łatwo wejść zawodnikom, którzy już coś tam w lidze osiągnęli, a co dopiero chłopakowi, który grał na czwartym poziomie rozgrywkowym. Ale Kuba, cichy w szatni, szybko pokazał nam na boisku, że przyszedł do nas wartościowy zawodnik. Dlatego szybko został zaakceptowany.

Sporą rolę we wprowadzaniu Błaszczykowskiego w poważną piłkę odegrał też Marcin Baszczyński. „Baszczu” grał wtedy na prawej obronie, a przed nim – jako prawy pomocnik – biegał właśnie Kuba. Podpowiedzi starszego kolegi pomagały 19-latkowi w wejściu do ekstraklasy.
– Pamiętam Kubę z tamtych czasów. Siedział sobie spokojnie w szatni, nie udzielał się za bardzo, ale na boisku robił po prostu swoje – mówi Baszczyński. – To był chłopak mocno nastawiony na zrobienie kariery, dużej kariery. Widać to było w jego postawie, podejściu do treningów. My szybko zaakceptowaliśmy go, bo w piłce już tak jest, że jak ktoś potrafi dobrze grać, to zespół lepiej go przyjmie. Kuba nie musiał się nam w jakiś szczególny sposób przypodobać. Może tylko czasami żartowaliśmy z niego, że jest piłkarzem z porcelany, bo jak wskoczył na nieco mocniejsze obciążenia, to dość często łapał kontuzje.

Wiosną 2005 roku Błaszczykowski zagrał w Wiśle 15 razy, łącznie z Pucharem Polski. Mało kto dzisiaj już pamięta, że Kuba miał spektakularne wejście do drużyny w oficjalnym meczu. 16 marca 2005 roku „Biała Gwiazda” zagrała w 1/8 finału Pucharu Polski z Polonią Warszawa, a Kuba potrzebował raptem trzech minut, żeby wpisać się na listę strzelców (wiślacy wygrali 5:0). Pierwsze ligowe trafienie zanotował natomiast we Wronkach w potyczce z Amicą i był to gol bardzo cenny, bo dał drużynie skromną wygraną 1:0. W czerwcu mógł natomiast cieszyć się z pierwszego dużego tytułu w karierze, Wisła zdobyła bowiem z przewagą jedenastu punktów mistrzostwo Polski.

Latem przyszła pora na debiut w europejskich pucharach, i to debiut spektakularny. Prowadzący wtedy Wisłę Jerzy Engel wystawił Błaszczykowskiego w podstawowym składzie na mecz III rundy eliminacji do Ligi Mistrzów z Panathinaikosem Ateny na prawej obronie, bo grać nie mógł w tym spotkaniu Marcin Baszczyński.
– Kuba świetnie mnie wtedy zastąpił – wspomina „Baszczu”. – Pokazał przy tym, jak wielki charakter sportowca w nim drzemie. Przecież on przez kilkadziesiąt minut grał w tym meczu ze złamaną nogą!

To prawda. Błaszczykowski na początku spotkania został mocno kopnięty w stopę, a jak się później okazało, zakończyło się to złamaniem jednej z kości. Mimo bólu wytrzymał aż do 75 minuty, wygranego przez Wisłę 3:1 meczu, otrzymując gromkie brawa od publiczności. Ciekawostką jest, że zmienił go wtedy dzisiejszy trener Wisły Maciej Stolarczyk. W rewanżu „Biała Gwiazda” co prawda nie zdołała awansować do Ligi Mistrzów, ale Błaszczykowski już swoją pozycję w drużynie miał.

Przez kolejne dwa lata w Wiśle jego kariera rozwijała się harmonijnie. Notował udane występy w lidze, pokazywał się również w europejskich pucharach, jak choćby w Rotterdamie, gdy w meczu z Feyenoordem przeprowadził kapitalną akcję, zakończoną asystą przy bramce Pawła Brożka. Nic zatem dziwnego, że zainteresowanie Kubą zachodnich klubów rosło i w końcu w 2007 roku został sprzedany do Borussii Dortmund za około 3 mln euro. W Wiśle ostatni raz wystąpił w oficjalnym meczu 26 maja 2007 roku w spotkaniu z ŁKS-em Łódź. Gdy w 71 min opuszczał boisko przy aplauzie 10-tysięcznej publiczności, zdjął koszulkę. Pod spodem miał T-shirt z napisem „Jeszcze tutaj wrócę”… Jak widać, słowa dotrzymał.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Oglądaj mecze Ekstraklasy na żywo online w Player.pl >>>

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Jakub Błaszczykowski kiedyś obiecał, że wróci. Słowa dotrzymał [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24