Wisła Kraków. Krystian Wachowiak: Choć nie grałem prawie wcale, to bardzo dużo nauczyłem się przez ostatnie pół roku

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
W pierwszym letnim sparingu ze Stalą Mielec Krystian Wachowiak wyszedł na boisko w podstawowym składzie Wisły Kraków
W pierwszym letnim sparingu ze Stalą Mielec Krystian Wachowiak wyszedł na boisko w podstawowym składzie Wisły Kraków Andrzej Banaś
- Po jednym występie zostałem przez trenera „skasowany” i już do końca sezonu nie dostałem drugiej szansy, ale nie mam zamiaru ani użalać się nad sobą, ani wracać do tego, co było. Skupiam się na przyszłości i na tym, co mogę osiągnąć. Jeśli mam być szczery, to cieszę się, że doszło do zmiany trenera - mówi piłkarz Wisły Kraków Krystian Wachowiak.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Jest w Wiśle Kraków nowy trener, drużyna też jest w przebudowie. Pan traktuje to jako nowe otwarcie również dla siebie?
- Na pewno. Wszyscy startujemy z czystym kontem, każdy pracuje na swoje nazwisko u nowego trenera. Ja czuję, że dzisiaj moja pozycja jest inna niż w poprzednim sezonie. Czasami już tak w piłce nożnej jest, że jak „łatka” się przyczepi, to później zawodnikowi ciężko jest przekonać szkoleniowca do siebie. Dlatego ja osobiście cieszę się, że jest nowy trener. Taki, który chce grać w piłkę i ma super podejście do zawodników. I od pierwszego dnia widzimy, że ma też dużą wiedzę o futbolu. Czuję, że z każdym dniem jestem w lepszej formie.

- Gdy rozmawialiśmy zimą po pańskim transferze do Wisły, był pan pełen entuzjazmu. Później przyszedł debiut w ekstraklasie w meczu z Pogonią, gdy wszedł pan na boisko z ławki. I o ile do przodu było nawet nieźle, to w grze obronnej były błędy. A fakty później były takie, że trener Peter Hyballa całkiem odstawił pana od składu. Jak pan wspomina ten okres?
- Debiut na pewno nie był wymarzony. Z drugiej strony, choć popełniłem kilka błędów, to nie było dla drużyny większych konsekwencji, nie straciliśmy bramki. Fakty natomiast były takie, że po tym występie zostałem przez trenera „skasowany” i już do końca sezonu nie dostałem drugiej szansy, ale nie mam zamiaru ani użalać się nad sobą, ani wracać do tego, co było. Skupiam się na przyszłości i na tym, co mogę osiągnąć. Jeśli mam być szczery, to cieszę się, że doszło do zmiany trenera.

- Trochę wtedy piłkarze Pogoni Szczecin wzięli pana „na karuzelę”, ale, jak wspomnieliśmy, do przodu parę obiecujących akcji pan zrobił.
- Prawda była taka, że ja wtedy byłem tak podekscytowany, że aż za mocno się rozgrzałem przed wejściem na boisko. A jak się już na nim pojawiłem, to zrobiłem kilka sprintów i po prostu mnie na moment „przytkało”, z czego wzięły się z kolei błędy. Może to śmiesznie brzmi, że wchodzi zawodnik w 70 minucie na boisko i za chwilę nie ma siły, ale to nie jest kwestia sił, tylko odpowiedniego wejścia w tempo gry. Mnie tego zabrakło tamtego wieczoru. Nie jestem aż tak fatalny w obronie, jak mogło się wtedy wydawać. Po tamtym występie bardzo dużo pracowałem jednak nad grą obronną. Myślę, że dzisiaj rywale nie mieliby już ze mną tak łatwo, jak wtedy. Czuję się teraz dużo mocniejszy w grze defensywnej, poprawiłem się w tym elemencie, choć oczywiście jeszcze wciąż dużo pracy przede mną.

- Pojawiały się przez te miesiące myśli, że może lepiej było zostać w Chojnicach i walczyć z Chojniczanką o awans do I ligi, zamiast tylko trenować z Wisłą?
- Nie, takie myśli nie przechodziły mi przez głowę. Owszem, nie grałem prawie wcale, ale proszę mi wierzyć, że bardzo dużo nauczyłem się przez ostatnie pół roku. Zobaczyłem, jak to wygląda w ekstraklasie od kuchni, obyłem się z tym. Myślę, że wzmocniłem się również bardzo mocno psychicznie. Wyszedłem ze strefy komfortu. Przychodziłem do Wisły z Chojniczanki jako młodzieżowiec, który gra wszystko od deski do deski. A tutaj nagle nastąpiło zderzenie ze ścianą, bo nie grałem praktycznie nic. Początkowo takie poczucie własnej wartości, pewności siebie przez to spadło, ale zaraz przyszła myśl, że trzeba zacisnąć zęby i walczyć o swoje. Sam, bo trener w tym wszystkim za bardzo mi nie pomagał. „Skasował” mnie po jednym meczu.

- Rozmawiał pan w ogóle na ten temat z trenerem Peterem Hyballą?
- Nie miałem tej przyjemności. Nie chcę natomiast, żeby teraz to zabrzmiało w taki sposób, że ja wszystkimi swoimi niepowodzeniami obarczam trenera. Po tym nieudanym debiucie może za bardzo chciałem szybko się zrehabilitować i nie wychodziło. Później jednak tak wewnętrznie odnosiłem wrażenie, że z tygodnia na tydzień wyglądam na treningach lepiej i miałem nawet takie momenty, gdy myślałem, że kolejną szansę występu w meczu dostanę. Tak się nie stało. Cóż, to było dobra szkoła życia. Dzisiaj tak sobie myślę, że powinienem niedoskonałości szukać przede wszystkim w sobie. Może za mało dawałem trenerowi argumentów, żeby na mnie postawił. Może gdybym na treningach wyglądał super, to by nie miał wyjścia i tę szansę mi dał.

- Mówił pan, że ostatnie pół roku to była dla pana cenna nauka. Jak pan to dzisiaj odbiera, duża jest różnica między ekstraklasą i II ligą?
- Uważam, że piłkarsko byłem przygotowany do gry w ekstraklasie i dzisiaj tym bardziej jestem gotowy. To, z czym natomiast się zderzyłem, to z takim codziennym podejściem do pewnych spraw. W II lidze możesz czasami sobie „odpuścić”, bo np. czujesz się danego dnia nieco gorzej, możesz bardziej regulować pewne kwestie. W ekstraklasie na takie rzeczy miejsca nie ma. Musisz na każdym treningu, każdego dnia dawać z siebie 120 procent. Nie możesz nawet pomyśleć o odstawieniu nogi, bo na twoje miejsce już czeka ktoś inny. Chyba nie zdawałem sobie w stu procentach sprawy, że pod tym względem jest aż tak duża różnica. Teraz już to wiem.

- Trener Adrian Gula ma opinię szkoleniowca, który potrafi tworzyć prawdziwych piłkarzy z młodych chłopaków.
- Moje pierwsze wrażenie jest takie, że trener jest bardzo dobrym człowiekiem. Nie dystansuje się od otoczenia. Z każdym, nawet tym najmłodszym piłkarzem porozmawia, pożartuje, a kiedy trzeba weźmie na bok, powie nad czym trzeba pracować, jakie błędy wyeliminować. Takie nastawienie to jest bardzo ważna sprawa. Spędzamy codziennie w klubie po kilka godzin i powinniśmy się dobrze czuć w swoim towarzystwie, bo to buduje atmosferę pracy i atmosferę wspólnego celu. Treningi są u trenera Guli super. Praktycznie wszystko robimy z piłkami. Mam nadzieję, że efekty tej naszej wspólnej pracy będą widoczne już w pierwszym meczu, a piłeczka będzie chodzić jak po sznurku.

- Maciej Sadlok szykowany jest w nowym sezonie już bardziej do roli stopera, więc wychodzi na to, że na lewą obronę jest pan na razie jedynym kandydatem. Choć klub zapowiada jeszcze transfer na tę pozycję.
- Liczę się z tym, że ktoś dojdzie na lewą obronę, bo rywalizacja musi być. Jestem na nią gotowy, a później niech gra lepszy. Ja podejmę rękawicę, będę walczył o miejsce w składzie i mocno liczę na to, że będę grał więcej niż przez pierwsze pół roku w Wiśle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Krystian Wachowiak: Choć nie grałem prawie wcale, to bardzo dużo nauczyłem się przez ostatnie pół roku - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24