Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Marko Poletanović: Wkrótce pokażemy na co naprawdę nas stać

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
wisla.krakow.pl
- Jestem pewien swoich umiejętności, mam też dużo wiary w ten zespół. Na razie trzeba patrzeć z meczu na mecz, a co będzie za dwa, trzy miesiące, to kto to dzisiaj wie? Ja jestem jednak pewien, że się obronimy i w ekstraklasie zostaniemy - mówi nowy piłkarz Wisły Kraków Marko Poletanović.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Trafił pan do Wisły Kraków w trudnym okresie, gdy zespół broni się przed spadkiem. Jak czuje się pan po tych pierwszych prawie dwóch tygodniach w nowym klubie?
- Czuję się bardzo dobrze. To zawsze dla piłkarza jest ekscytujące jeśli trafiasz do nowego klubu. Nowy zespół, nowi koledzy i nowe wyzwania. Można powiedzieć, że jestem tym wszystkim podekscytowany. A co do problemów, to przyszedłem tutaj, żeby pomóc z nich wyjść.

- Przez ostatnie lata grał pan z Rakowem o czołowe miejsca w lidze, zdobywał trofea. Teraz będzie musiał się pan przestawić na walkę o utrzymanie. To chyba nie jest łatwa sprawa?
- To rzeczywiście tak wygląda, że w Rakowie grałem w bardzo dobrym zespole, w którym było mnóstwo jakości. W Wiśle ona jednak również jest. Oczywiście wiem, że teraz nie jesteśmy na miejscu, które satysfakcjonowałoby kogokolwiek w klubie, ale spokojnie. Jestem przekonany, że już wkrótce pokażemy wszystkim, że stać nas na dużo, dużo więcej. A co do mojej osoby, to taka jest piłka, że grasz w różnych klubach. Przez ostatnie sezony grałem regularnie w Rakowie, ale przyszedł moment, że miałbym na to znacznie mniejsze szanse. Dlatego podjąłem decyzję o tym, że trzeba coś zmienić.

- Co takiego stało się w Rakowie, że zdecydował się pan z niego odejść? Był jakiś problem między panem, a trenerem Markiem Papszunem? Przecież jesienią grał pan praktycznie we wszystkich meczach.
- Sytuacja była złożona. Na moją pozycję jest w Rakowie dużo zawodników. W dodatku mój kontrakt wygasał, a w klubie sprawę postawili dość jasno, że umowa nie zostanie przedłużona. W okresie przygotowawczym miałem też trochę problemów zdrowotnych, grałem mało sparingów. To wszystko oznaczało, że wiosną pewnie nie grałbym za wiele. Nie mam jednak najmniejszych pretensji do kogokolwiek w Częstochowie. Tak po prostu bywa w futbolu, że coś się kończy, a coś zaczyna. Ja z Rakowa zachowam bardzo dobre wspomnienia. Tam są świetni ludzie, panuje rodzinna atmosfera. To zresztą widać na boisku jaką jedność stanowi ten zespół. Życzę im jak najlepiej. A dla mnie wybór Wisły był w tym momencie najlepszą opcją. Mam 28 lat i chcę przede wszystkim grać. Gdybym został w Rakowie, to pewnie przez trzy miesiące uzbierałbym niewiele minut i ciężko byłoby mi wtedy znaleźć odpowiedni klub od nowego sezonu.

- Wisła była jedyną opcją czy miał pan również inne oferty?
- Były inne opcje, było sporo telefonów, ale nie ma już nawet co do tego wracać. Jestem w Wiśle i myślę w tym momencie o tym, żeby tutaj grać jak najlepiej.

- Raków gra w innym ustawieniu taktycznym niż Wisła. Przestawienie się będzie dla pana dużym problemem?
- Nie, bo całe moje życie grałem w takim ustawieniu jak Wisła. Oczywiście prócz tego czasu, który spędziłem w Rakowie. To w tym klubie miałem większy problem, żeby się przystosować, musiałem na to poświęcić trochę czasu, ale w końcu „złapałem” o co chodzi. Tutaj szybko pójdzie, żebym się dostosował.

- Podpisał pan z Wisłą kontrakt do 30 czerwca 2024 roku. To dość długa umowa. Nie ma pan obaw, że możecie spaść z ekstraklasy, a pan zostanie z długim kontraktem?
- Nie, nie boję się. Gdybym się bał, to nie przychodziłbym do Wisły. Jestem pewien swoich umiejętności, mam też dużo wiary w ten zespół. Na razie trzeba patrzeć z meczu na mecz, a co będzie za dwa, trzy miesiące, to kto to dzisiaj wie? Ja jestem jednak pewien, że się obronimy i w ekstraklasie zostaniemy.

- Zostawmy na chwilę bieżące sprawy i porozmawiajmy o pańskiej karierze. Jako młody chłopak uchodził pan za duży talent, grał pan w młodzieżowych reprezentacjach Serbii. Chyba jednak nie wszystko potoczyło się po pana myśli.
- W piłce jak w życiu, trzeba mieć trochę szczęścia w tym, co się robi. Ja generalnie nie mogę narzekać na moją karierę, choć oczywiście było parę momentów, gdy pewne sprawy mogły potoczyć się lepiej. Różne były tego przyczyny. Wyjechałem w dość młodym wieku do Belgii, do Gent. Żeby tam grać więcej, brakowało mi wtedy jeszcze chyba takiego międzynarodowego doświadczenia. Nie żałuję jednak okresu, jaki tam spędziłem. Ja generalnie staram się pamiętać tylko dobre momenty z mojej kariery w różnych klubach, ligach. Jeśli miałbym natomiast wskazać takie miejsca, gdzie czułem się najlepiej, to pewnie jak każdy powiem, że w domu, gdzie jest blisko rodzina, przyjaciele. Tak czułem się w Serbii, ale teraz mogę już tak samo powiedzieć po tych kilku latach spędzonych w Polsce, że podobnie czuję się w waszym kraju.

- Skoro wspomniał pan o Serbii, to prócz gry w rodzinnym Nowym Sadzie rok spędził pan w Crvenej Zveździe. W potocznej opinii mówi się, że serbski piłkarz marzy o grze albo w tym klubie, albo w Partizanie. Pan jako mały chłopiec komu kibicował?
- Vojvodinie Nowy Sad! Całą szkołę kibicowałem tej drużynie, grałem w niej. To w Serbii też jest duży klub. W domu jednak wszyscy kibicowali u mnie Crvenej Zveździe, więc można powiedzieć, że to też jest klub, który jest mi bliski. Dzisiaj w Serbii kibicuję pół na pół Vojvodinie i Zveździe. Wiadomo też, że w moim kraju Crvena Zvezda to największy klub. Znany w całej Europie.

- Dlaczego tak szybko skończyła się pańska przygoda z klubem z Belgradu?
- Byłem tam wypożyczony z Gent. Pierwsze pół roku grałem praktycznie wszystko. Problem w Crvenej Zveździe polegał wtedy na tym, że odpadliśmy z najpierw w eliminacjach Ligi Mistrzów, a następnie z Ligi Europy na dość wczesnym etapie po porażce z Sassuolo. Pojawiły się problemy finansowe w klubie, a za mnie trzeba było zapłacić 650 tysięcy euro, żeby wykupić mnie Gent. W klubie nie mieli takich pieniędzy, więc zaczęli wiosną stawiać bardziej na swoich piłkarzy, o których było wiadomo, że zostaną w Crvenej Zveździe. I tak jednak wspominam bardzo dobrze okres spędzony w tym klubie. Szkoda tylko, że nie zdobyliśmy mistrzostwa. Po sezonie zasadniczym prowadziliśmy w tabeli z dużą przewagą, ale później dzielono punkty, a w fazie play-off lepszy na finiszu okazał się Partizan. Boli to mnie do dzisiaj.

- Powtarza pan, że w piłce nożnej ważne jest szczęście. Nie do końca miał pan je też w kolejnym klubie, w rosyjskim Tosno. Może pan opowiedzieć, co tam się wydarzyło?
- Do pewnego momentu wszystko tam układało się bardzo dobrze. Zdobyliśmy Puchar Rosji, więc mogłem zapisać kolejne trofeum w mojej karierze. Tylko, że marzenia o grze w Europie znów przerwały problemy finansowe. Klub po prostu zbankrutował, a ja musiałem znowu szukać nowego miejsca pracy.

- I tak trafił pan do Polski, w której Wisła jest już trzecim pańskim klubem po Jagiellonii Białystok i Rakowie Częstochowa. Można powiedzieć, że znalazł pan u nas swoje miejsce na ziemi?
- Bardzo dobrze czuję się w Polsce pod każdym względem. Liga jest super, ludzie są super, kraj też. Nauczyłem się języka, więc tym lepiej się tutaj odnajduję. Może nie mówię perfekt, ale rozumiem wszystko.

- Przed panem w Wiśle grało kilku Serbów. Zna pan jakieś nazwiska?
- Ivica Iliev. Słyszałem, że bardzo dobrze sobie tutaj radził, że kibice go lubili. Słyszałem też o Nikoli Mijailoviciu. On grał zarówno w Wiśle jak i w Crvenej Zveździe, w której zakładał nawet opaskę kapitana.

- Jest też jeden zawodnik, który grał w Wiśle, a z którym pan z kolei występował w Vojvodinie. Wiem pan o kogo chodzi?
- O bramkarza Milana Jovanicia?

- Tak.
- Rzeczywiście, graliśmy razem przez rok w Nowym Sadzie.

- Pan do Wisły wszedł szybko, bo już w Gdańsku zagrał pan bardzo dobry mecz. Czuje pan, że szybko łapie pan dobry kontakt z kolegami z nowej drużyny?
- Tak, dość szybko zrozumiałem, o co chodzi w grze Wisły, czego się tutaj wymaga. Myślę, że w Gdańsku cała drużyna pokazała się z dobrej strony. Mieliśmy nawet szansę na wygraną. Tak jak mówiłem wcześniej, jestem pewien, że wkrótce pokażemy na co naprawdę nas stać. Wiem, że teraz przed nami bardzo trudne mecze z Lechem i Pogonią, ale to nie ma znaczenia. Musimy patrzeć na siebie i zbierać punkty z każdym rywalem.

- Widzi pan taką wiarę w tym zespole, że poradzicie sobie z problemami?
- Oczywiście. Zostało nam dziesięć meczów. To jest trzydzieści punktów do podniesienia z boiska. W tabeli różnice są niewielkie. Wszystko jest możliwe. Moim zdaniem ten sezon możemy jeszcze skończyć bliżej środka tabeli.

- Pan zna polską ligę bardzo dobrze. Jak pan patrzy na dzisiejszą Wisłę, to jest zespół na jakie miejsce?
- Polska liga jest mocno specyficzna. Tutaj naprawdę każdy może wygrać z każdym. Jest też w niej dużo jakości. A co do Wisły, to trudno mi tak jednoznacznie określić, na jakim miejscu powinna się znajdować. Jednego jestem natomiast pewien, nie zasługuje na spadek.

- Miał pan rozmowę z trenerem Jerzym Brzęczkiem jak widzi pana w swoim zespole?
- Miałem, ale nie będę mówił o czym rozmawialiśmy. Niech to zostanie między mną i trenerem.

- To zapytam pana inaczej. Gdzie pan najlepiej czuje się na boisku?
- Pozycja „osiem” to jest dla mnie optymalne miejsce, ale na „szóstce” też mogę grać.

- Dość szybko zyskał pan zaufanie trenera, który od razu powierzył panu wykonywanie stałych fragmentów gry.
- Robiłem to praktycznie w każdym klubie, w którym grałem, więc nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie. Ale to nie oznacza, że będę wykonywał wszystkie rzuty rożne i wolne. Jest w Wiśle kilku zawodników, którzy potrafią to dobrze robić.

- Ma pan na koncie już dwa mecze w barwach Wisły, ale oba wyjazdowe. W niedzielę zagra pan pierwszy raz jako piłkarz „Białej Gwiazdy” na stadionie przy ul. Reymonta. I to w dużym meczu, bo z Lechem Poznań. Jest ekscytacja?
- Ekscytacja jest zawsze, choć gra przy licznej publiczności to dla mnie żadna nowość. Grałem przy 50 tysiącach widzów, przy 30 tysiącach czy przy 20 tysiącach. Takie duże mecze to jest coś najlepszego, co może spotkać piłkarza. Wiem, że jest na nas duża presja, że musimy wygrywać, zbierać punkty, ale nie ma co się przesadnie obawiać Lecha. Każdy mecz jest ciężki. Gdyby przyjechał teraz Bruk-Bet, też byłoby ciężko i wszyscy oczekiwaliby, że musimy wygrać. Trzeba wyjść na boisko i zrobić swoje.

- Jaki jest klucz do tego, żeby z Lechem przynajmniej nie przegrać?
- Koncentracja, agresywna gra, doskok do rywala. Oglądałem ich ostatni mecz z Rakowem i Lech nie miał za wiele okazji. Raków był świetnie przygotowany do tego spotkania, znakomicie zakładał pressing. My musimy być agresywni, gdy przyjdzie nam piłkę odbierać, a gdy ją będziemy mieć, musimy być spokojni i pewni w rozegraniu.

- Z Lechem powinniście pańskim zdaniem zagrać otwarty futbol czy raczej skupić się na wybiciu argumentów z ich rąk?
- Lech ma mnóstwo jakości w ofensywie. Każdy w Polsce to wie. Jaką taktykę trener wybierze, to zobaczymy. Na pewno musimy jednak być zdecydowani w tym, co będziemy robić. Jak jest doskok, agresywna gra, pressing, jak masz przeciwnika na plecach, to gra się o wiele trudniej. I takie warunki musimy postawić Lechowi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Marko Poletanović: Wkrótce pokażemy na co naprawdę nas stać - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24