Wisła Kraków. Mateusz Lis: Wreszcie możemy koncentrować się tylko na treningach i meczach

Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
Bramkarz Wisły Kraków Mateusz Lis miał ostatnio powody do zadowolenia. Rozegrał bardzo dobry mecz ze Śląskiem Wrocław, w którym zachował czyste konto. Zawodnik „Białej Gwiazdy” cieszy się również, ze zmian, jakie zachodzą w klubie z ul. Reymonta, w którym pojawia się coraz większa stabilizacja.

– Powoli zapominamy o najgorszym – mówi piłkarz, nawiązując do wielkich kłopotów Wisły na przełomie roku. – Jesteśmy teraz w takim momencie, że wreszcie możemy koncentrować się już tylko na grze, treningach, meczach i nie myśleć o problemach. W lutym pensja trafiła normalnie na moje konto. Myślę, że chłopaki też dostali pieniądze. To naprawdę duży komfort, który pozwala ze spokojem przygotowywać się do kolejnych meczów. Wszystko w Wiśle zaczyna wyglądać tak, jak powinno. Oby tak dalej.

Piłkarz Wisły nie kryje satysfakcji z udanego występu przeciwko Śląskowi. – Prócz tego, że zdobyliśmy trzy punkty, to mnie jako bramkarza dodatkowo cieszył fakt, że zakończyłem to spotkanie z zerem na koncie po stronie strat. To jeszcze bardziej motywuje do ciężkiej pracy, żeby w kolejnych meczach również zachować czyste konto – mówi o ostatnim swoim występie Lis.

Śląsk w tym meczu starał się odrabiać straty, mocno przycisnął, ale nie stwarzał sobie zbyt wiele klarownych sytuacji pod bramką Wisły. Lis ma swoją teorię, dlaczego tak było. – Bardzo ważna była dyscyplina – mówi. – Takie mecze bywają specyficzne, bo niby z jednej strony przez większość czasu prowadzimy grę, ale chwila dekoncentracji może kosztować bardzo drogo. Można powiedzieć, że wyszarpaliśmy to zwycięstwo. Nikt nie odpuszczał nawet na sekundę, graliśmy z poświęceniem i spotkała nas za to nagroda.

Lis mówi o poświęceniu zespołu, a on sam jest na to najlepszym dowodem. Mecz ze Śląskiem zakończył z mocno zaczerwienionym policzkiem. To efekt obrony strzału Krzysztofa Mączyńskiego z rzutu wolnego, po którym bramkarz Wisły głową uderzył w słupek. – Rzeczywiście, zaliczyłem delikatne spotkanie ze słupkiem – uśmiecha się piłkarz. – Na szczęście skończyło się tylko na lekkim stłuczeniu i obtarciu. Nic poważniejszego nie dolegało mi po tym wypadku, a cieszyłem się przede wszystkim z tego, że obrona była skuteczna.

Wisła zmieniła się w ostatnich tygodniach. Odeszło z niej siedmiu zawodników, przyszli nowi i można mówić, że zespół jest w przebudowie. Bramkarz Wisły na ten temat mówi: – Jestem optymistą, jeśli chodzi o przyszłość tej drużyny. Obserwuję, jak to wygląda codziennie na treningach i widzę, że jako zespół robimy postępy. Oczywiście wyznacznikiem tego, czy postęp rzeczywiście jest, będzie każdy kolejny mecz. Już w spotkaniu ze Śląskiem było lepiej niż na inaugurację wiosny w Zabrzu. Teraz trzeba skoncentrować się na każdym treningu. Musimy pielęgnować to, co jest dobre w naszej grze, a eliminować mankamenty.

Ważną postacią w Wiśle stał się oczywiście szybko Jakub Błaszczykowski. Warto w tym miejscu nadmienić, że gdy Kuba odchodził z niej w 2007 roku do Borussii Dortmund, Mateusz Lis miał… dziesięć lat. – Byłem małym chłopcem, chodziłem do szkoły i nawet nie myślałem wtedy, że kiedyś będę grał z takim piłkarzem w jednej drużynie – uśmiecha się bramkarz. – Dobrze, że Kuba z nami jest. Jego osobowość jest bardzo ważna w dzisiejszej szatni Wisły. Kuba dużo mówi, podpowiada, potrafi też wszystkich zmotywować w odpowiedni sposób. Jest prawdziwym liderem tej drużyny.

Teraz piłkarze „Białej Gwiazdy” mogą mówić o aspektach sportowych, a jeszcze kilka tygodni temu w ogóle nie było wiadomo, czy wiosną będzie im dane zagrać w ekstraklasie. Z tego punktu widzenia pierwszy wiosenny, domowy mecz miał szczególny charakter. Ludzie cieszyli się, że Wisła może normalnie grać, na stadion przyszło ponad 21 tysięcy kibiców. Lis nie kryje, że miał swoje przemyślenia z tym związane przed pierwszym gwizdkiem sędziego. – Gdy wychodziliśmy przed meczem na boisko, pomyślałem sobie, że to wielka przyjemność wrócić na ten stadion, zobaczyć te wypełnione trybuny, usłyszeć doping naszych kibiców. Klub zmienił się przez ostatnie tygodnie, ale przecież najważniejsze, że to wciąż jest Wisła Kraków – tłumaczy bramkarz.

Przed wiślakami teraz bardzo ciężki wyjazd do liderującej w tabeli ekstraklasy Lechii Gdańsk. To gospodarze będą w tym spotkaniu zdecydowanym faworytem, ale Mateusz Lis nie traci nadziei, że Wiśle uda się sprawić nad Bałtykiem niespodziankę. – Znów dyscyplina będzie kluczem do wszystkiego. Trzeba grać blisko siebie, nie pozwalać Lechii rozwijać skrzydeł, stwarzać sytuacji pod naszą bramką. Liczę też, że sami będziemy potrafili wyprowadzać skuteczne ataki. Na pewno nie jedziemy tam na stracenie – kończy bramkarz Wisły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Mateusz Lis: Wreszcie możemy koncentrować się tylko na treningach i meczach - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24