Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła wygrywa pojedynek Mistrzów, Biton nadal jedynym strzelcem

Wojciech Maćczak
Hit T-Mobile Ekstraklasy dla Wisły Kraków! Piłkarze spod Wawelu pokonali Lecha w Poznaniu 1:0. Decydującą bramkę zdobył izraelski napastnik Dudu Biton, który na razie ma monopol na zdobywanie ligowych bramek dla „Białej Gwiazdy”.

Lech Poznań - Wisła Kraków 0:1 - czytaj zapis naszej relacji na żywo!

Spotkanie zapowiadano jako najciekawszy mecz rozgrywanej w bieżący weekend szóstej kolejki Ekstraklasy. Nic dziwnego, bowiem po starciu byłego i obecnego mistrza Polski można było spodziewać się wiele. Tym bardziej, że dla obu drużyn liczyło się tylko zwycięstwo, podział punktów nie wchodził w rachubę. Widać to było zwłaszcza na początku meczu, gdy zarówno piłkarze Lecha, jak i Wisły odważnie ruszyli do ataku, dzięki czemu stworzyli naprawdę niezłe widowisko.

W pierwszych minutach zarysowała się przewaga poznaniaków, grających po raz pierwszy w tym sezonie na własnym stadionie. W ósmej minucie Marciano Bruma dośrodkował w pole karne do Bartosza Ślusarskiego, ten zgrał piłkę do Dimitrije Injaca, a Serb dwukrotnie próbował pokonać Sergeia Pareikę, za każdym razem trafiając w reprezentanta Estonii. Gdyby pomocnik Lecha zdołał zachować w tej sytuacji więcej zimnej krwi, dalszy przebieg meczu wyglądałby zupełnie inaczej. Chwilę później kolejną bramkową okazję miał Injac, a następnie Pareikę strzałem głową próbował pokonać Ivan Djurdjević. W obu sytuacjach zakończyło się jedynie na zamieszaniu pod bramką gości.

Bardzo szybko, bo już w dziesiątej minucie spotkania, pierwszej zmiany w swoim zespole dokonał trener Robert Maaskant. Z boiska musiał zejść kontuzjowany Cwetan Genkow, zastąpiony przez Dudu Bitona. Obecność tego pierwszego w podstawowej „jedenastce” była pewnym zaskoczeniem, bowiem w ostatnich meczach prezentował się dosyć przeciętnie, a przede wszystkim nie zdobywał bramek, co przecież jest najważniejszym zadaniem napastnika. W przeciwieństwie do Bitona, który strzelił wszystkie dotychczasowe gole dla Wisły w rozgrywkach T-Mobile Ekstraklasy. W pojedynku z Lechem po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na miejsce w wyjściowym składzie.

W siedemnastej minucie spotkania bliski wpisania się na listę strzelców był rodak Bitona, Maor Melikson, ale jego strzał głową okazał się niecelny. Trzy minuty później Ślusarski dobrze wypatrzył wychodzącego lewą stroną boiska Wojtkowiaka, ten jednak stracił piłkę i niezła akcja „Kolejorza” spaliła na panewce. W 27. minucie Biton pokazał, ile warta jest jego obecność na boisku. 23-letni napastnik dopadł do piłki odbitej od poprzeczki po strzale Andraża Kirma i umieścił ją w siatce obok bezradnego Krzysztofa Kotorowskiego. W ten sposób zdobył swoją czwartą bramkę w Ekstraklasie i być może wywalczył sobie miejsce w składzie mistrza Polski, o czym przekonamy się już w czwartek, gdy Wisła podejmie na własnym boisku Odense Boldklub w ramach Ligi Europejskiej.

Zdobyta przez Wisłę bramka ustawiła dalszy przebieg spotkania. Podopieczni Maaskanta dążyli do zdobycia kolejnych goli, a Lechici sprawiali wrażenie nieco zagubionych. Poznańscy obrońcy zostawiali zbyt dużo miejsca zawodnikom z Krakowa, przez co sami prokurowali niebezpieczeństwo pod własną bramką. Słabo spisywał się Marcin Kamiński, który w 30. minucie zmienił kontuzjowanego Djurdjevicia. Młody zawodnik nie potrafił upilnować doświadczonego Ivicy Ilieva, a ten bezlitośnie wykorzystywał błędy rywala. Nieźle spisywał się natomiast Marciano Bruma, zwłaszcza jeżeli chodzi o podłączanie się do akcji ofensywnych. Kilkakrotnie właśnie jego zagrania z prawej strony boiska dawały piłkarzom Lecha szanse bramkowe, żadna jednak nie została wykorzystana.

W 32. minucie powinno być 2:0 dla Wisły. Doświadczony Radosław Sobolewski przerzucił piłkę nad obrońcami wprost do wychodzącego na czystą pozycję Meliksona, a ten strzelił obok bramki w bardzo dogodnej sytuacji. Dziesięć minut później Kotorowski wyszedł obronną ręką z pojedynku z Kirmem, naprawiając w ten sposób błąd defensywy. Jeszcze przed przerwą bliski zdobycia pięknego gola i był Iliev (strzelił minimalnie obok spojenia słupka z poprzeczką), a następnie dwukrotnie szczęścia próbował Biton. Za pierwszym razem piłkę z linii bramkowej wybił Wołąkiewicz, a za drugim skutecznie interweniował bramkarz Lecha.

Druga połowa meczu stała już na niższym poziomie. Nadal stroną przeważającą była Wisła, ale atakowała już z mniejszym impetem. W 53. minucie Iliev po raz kolejny próbował trafić w okienko bramki Lecha. Tym razem nawet mu się udało, tyle że na posterunku był „Kotor”, który przepiękną paradą zażegnał niebezpieczeństwo. W 65. minucie po podaniu Kirma piłkę spod nóg Bitona wygarnął Bruma, a chwilę później po raz kolejny szczęścia próbował Iliev, znów nieskutecznie.

Dwadzieścia minut przed końcem spotkania diametralnie zmieniła się sytuacja na stadionie, dokładniej na II trybunie. Kibice, którzy dotychczas ubrani na czarno nie dopingowali zespołu w ramach protestu, przywdziali klubowe barwy i zaczęli intensywnie wspierać swoich zawodników. Od razu miało to przełożenie na grę zespołu Lecha, który ruszył do ataku. Kolejnym powodem zmiany postawy podopiecznych Jose Bakero mogło być wejście na boisko Aleksandara Tonewa. Bułgar wniósł sporo ożywienia w akcje ofensywne „Kolejorza” i aż dziw bierze, że to Bartosz Ślusarski, a nie on znalazł się w wyjściowym składzie. Tyle że atak gospodarzy w ostatnich minutach na nic się zdał i nie zmienił już wyniku spotkania.

Wisła wygrała z Lechem zasłużenie, udowadniając w ten sposób, że chwilowy kryzys spowodowany odpadnięciem w eliminacjach Ligi Mistrzów ma już za sobą i teraz zajmie się odrabianiem strat w lidze. Dla Lecha była to druga porażka z rzędu, co może być niepokojącym sygnałem. Po dobrym początku sezonu poznaniacy popadają w przeciętność i zaczynają tracić punkty.

Na meczu obecny był selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda, który po spotkaniu nie chciał wypowiadać się na jego temat. – Ja nic nie będę mówił, bo tu grało bardzo mało Polaków i nie miałem kogo obserwować – stwierdził. Na pytanie co z tymi, którzy znajdują się w kręgu zainteresowań trenera, jak chociażby Wojtkowiak czy Wołąkiewicz, Smuda powtórzył jeszcze raz: „Nie było kogo oglądać”. Za wartą obejrzenia można uznać na pewno pierwszą połowę spotkania, po przerwie było już znacznie mniej ciekawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24