Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisłocki: Fragment podejścia na szczyt za nami, teraz obóz i aklimatyzacja

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Rafał Wisłocki - prezes Wisły Kraków SA i pełniący obowiązki prezesa TS Wisła
Rafał Wisłocki - prezes Wisły Kraków SA i pełniący obowiązki prezesa TS Wisła Aneta Żurek
- Jestem nastawiony na to, że będę kandydował. Mimo, że sam nie jestem fanem tego rozwiązania – mówi o zbliżających się wyborach na fotel prezesa Towarzystwa Sportowego Wisła Rafał Wisłocki, obecny prezes Wisły Kraków SA oraz pełniący obowiązki prezesa TS.

- Jako były szef Akademii Wisły czuł Pan wyjątkową satysfakcję z tego, jak zaprezentował się ostatnio w ekstraklasie 15-letni Daniel Hoyo-Kowalski? To ewenement na skalę europejską.

- Bardzo cieszy, że Daniel udźwignął ten niełatwy klimat wokół ostatnich meczów. Miał swój duży udział w tym, że już jesteśmy bezpieczni, jeśli chodzi o rozstrzygnięcia w grupie spadkowej. Liczę, że teraz duża grupa chłopców z Akademii - czy to wychowanków, czy tych krócej tam się kształcących, ale pozyskanych przez skauting – będzie wchodziła do ekstraklasy. I że będą pokazywali się z dobrej strony, będąc dowodem, że Wisła mocno koncentruje się na szkoleniu młodzieży.

- Teraz chyba największym wyzwaniem dla Wisły w kontekście przyszłości Hoyo-Kowalskiego będzie zatrzymanie go w krakowskim zespole? Tak, by nie podzielił losu Konrada Handzlika, Pawła Stolarskiego itd.

- Warto tu zacytować Adama Buksę, brata naszego Aleksandra. Wspomniał on, że o Olka walczyło wiele klubów, ale on sam widział, jaką w Krakowie ma opiekę i szkolenie w Akademii. Ci młodzi zawodnicy widzą, jaką teraz szansę dostają w Wiśle w pierwszym zespole. Wcześniej młodzi musieli uwierzyć na słowo w hasło „dostaniesz swoją szansę”. Konradowi czy Pawłowi mogło być trudniej uwierzyć, że rzeczywiście tak będzie. W tamtym czasie duża grupa zawodników, którzy też przecież mieli talent, musiała swoją ścieżkę do ekstraklasy wydeptać nie na Reymonta, tylko przez inne stadiony. A tymczasem teraz ci młodzi chłopcy szkolący się w Wiśle, dostają szansę w pierwszej drużynie Macieja Stolarczyka.

- To ma być pomysł również na kolejny sezon Wisły Kraków – mieszanka młodych talentów z doświadczeniem takich graczy, jak Jakub Błaszczykowski czy Marcin Wasilewski? Bo chodzą słuchy, że Błaszczykowski skłania się już ku pozostaniu w Wiśle na kolejny sezon.

- Mieszanie rutyny z młodością i chęcią rozwoju - taka będzie strategia budowania zespołu. Co do Kuby, to mam nadzieję, że tak właśnie będzie i że będzie jednym z mentorów dla tych młodych zawodników, zwłaszcza grających w pomocy. Wiadomo, że na pozycji skrzydłowego też mamy kilku utalentowanych młodych – Maćka Śliwę, Wojtka Słomkę czy Emmanuela Kumaha. Jest grupa chłopaków, którzy od Kuby się mogą uczyć.

Oryginalne, czasem dziwne, czasem zachwycające. Jedne dopracowane do najmniejszego szczegółu, przy drugich grafik płakał jak projektował. Herby małopolskich klubów piłkarskich to fascynujący katalog miejsc i ich historii. O słoniu z Niecieczy słyszeli już wszyscy, ale czy ktoś widział dzika z Kostrza? Zapraszamy do galerii. Który herb podoba wam się najbardziej?

Smoki, niedźwiedzie, bociany, węże, jest nawet jeden dinozau...

- W snuciu planów na przyszłość wciąż przeszkadzają wam stare zobowiązania, np. wobec byłych trenerów Wisły Joana Carrillo i Kiko Ramireza. Obaj byli rozgoryczeni postępowaniem poprzedniego zarządu. Czy po tym, jak objął Pan stery w klubie, udało się przekonać obu Hiszpanów, by poszli wam na rękę w kwestii tych zobowiązań? Może - parafrazując znane hasło - wystarczy nie kłamać, by łatwiej było o porozumienie?

- Panowie oczekują zapłaty za to, co wynika z podpisanych z nimi umów. Decyzje poprzedniego zarządu wynikały z tego, że pewnie bardziej myśleli o tym, by zapłacić tam, gdzie - ich zdaniem - było to najbardziej potrzebne. My w każdym razie jesteśmy w kontakcie z przedstawicielami obu trenerów i szukamy najlepszego rozwiązania w tej sytuacji. Tak, by dla nas było to łatwiejsze – by opłaty byłyby rozłożone w czasie, na konkretną liczbę miesięcy. Tak, by to bardzo nie obciążało budżetu miesięcznego - chodzi o to, aby płacić mniejsze kwoty przez określony, nawet dłuższy, czas.

- Ramirez już wcześniej zgodził się na podobne rozwiązanie. A Carrillo? Jest szansa, że z nim również uda się w ten sposób dogadać?

- Tutaj sprawa jest prowadzona przez prawników, którzy o tym rozmawiają i liczę że dojdą do porozumienia. Mam też nadzieję, że zaczniemy lepszy rodzaj komunikacji.

- Jako nowi włodarze Wisły kontaktowaliście się bezpośrednio z Carrillo, by tak po ludzku wyjaśnić pewne sprawy i przekonać go do pójścia klubowi nieco na rękę? Ewentualnie próbować załagodzić konflikt z przeszłości, bo trzeba przyznać, że Hiszpana spotkało parę nieuczciwych zagrywek ze strony poprzednich działaczy.

- Powiem szczerze, że komunikacja z trenerem Carrillo jest w tej chwili jednak utrudniona. Z trenerem Ramirezem jest w porządku, mamy z nim ułatwiony kontakt poprzez Goncalo Feio. Zaproponowaliśmy mu pewne rozwiązania i dotrzymujemy słowa. A z jego strony jest pozytywny odbiór. Natomiast jeśli chodzi o trenera Carrillo to komunikacja jest trochę inna, odbywa się poprzez prawników.

- Swoją drogą, kibice cały czas pytają, czy nie zamierzacie wykorzystać dobrej znajomości hiszpańskiego rynku zawodników, jaką ma Ramirez? Na zasadzie współpracy skautingowej?

- Myślę, że Kiko chce być przede wszystkim trenerem i w tej roli by się głównie chciał odnajdywać. A nie szukać innych opcji zawodowych. On czuje się szkoleniowcem, wejście do ekstraklasy miał bardzo dobre i może jeszcze wiele pokazać w tej roli. Ma oczywiście dobre oko do wypatrywania zawodników z Półwyspu Iberyjskiego i ich pozyskiwania, ale myślę, że będzie skoncentrowany na pracy trenera.

- Prezes go pewnie rozumie?

- O tak, ja go doskonale rozumiem. Wiem, że przebywanie na boisku jest rzeczą najprzyjemniejszą.

Piłkarze Wisły Kraków przed laty i dziś. Zobacz, jak się zmi...

- Nie od dziś powtarza Pan, że działaczem się bywa, ale tak naprawdę chciałby Pan wrócić do trenerki. Tymczasem już niebawem walne wyborcze zgromadzenie w Towarzystwie Sportowym Wisła. Chce Pan nadal pełnić rolę prezesa w obu Wisłach? I być odpowiedzialnym za „Białą Gwiazdę” jako całość?

- Do walnego wyborczego został ok. miesiąc. Jestem nastawiony na to, że też będę kandydował. Mimo, że może sam nie jestem fanem tego rozwiązania. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. W Spółce jesteśmy po realizacji podstawowego celu, jakim było utrzymanie się w ekstraklasie. Patrząc z perspektywy 4 stycznia, to pierwszy etap tej misji, jaką wówczas rozpoczęliśmy, został zrealizowany. Nawet niedawno rozmawialiśmy z naszym znakomitym zdobywcą szczytów Jędrkiem Bargielem. I pozostając w tej nomenklaturze związanej ze wspinaczką na szczyty, to jesteśmy z Wisłą teraz na etapie pierwszego obozu. Pierwszy fragment podejścia mamy za sobą, rozbiliśmy obóz, aklimatyzujemy się. Natomiast do tego, by dojść na ten wierzchołek, to trzeba jeszcze pokonać sporo drogi, rozbić drugi i trzeci obóz. I dopiero potem dokonać ataku szczytowego. Czyli doprowadzić do tego, by Wisła była dobrze zorganizowanym klubem, spłacającym zaległości z przeszłości. Aby to wszystko spłacić, to myślę że potrzebnych jest kilka sezonów z rozsądnym zarządzaniem. Chcielibyśmy jednocześnie, by zespół utrzymywał się w czołówce ekstraklasy, bo chcemy dać kibicom dobry piłkarsko produkt. Bo ten sukces z wiosny 2019 to jest przecież przede wszystkim sukces kibiców.

- Ten rozłożony na lata proces mógłby zostać skrócony, gdyby nagle wkroczył inwestor „na białym koniu”. Pytanie, czy wy wierzycie w ogóle w pojawienie się nagle inwestora w takim stylu, w rodzaju Waldemara Kity?

- Gdyby to był Pan Waldemar, to bylibyśmy pewni tego, że byłoby to najlepsze możliwe rozwiązanie dla klubu. Wiadomo, to postać z odpowiednimi środkami finansowymi, z odpowiednimi założeniami i doświadczeniem z zakresu budowania i zarządzania klubem. Pan Waldemar funkcjonując w FC Nantes jest jednym z lepszych prezesów w lidze francuskiej, zdobywcą wyróżnień związanych z piastowaniem tego stanowiska. Gdyby osoba takiego pokroju chciała rzeczywiście przejąć klub, to uważam, że niemal z miejsca - po przeprowadzeniu kompletnej analizy - trzeba byłoby na to przystać. Zwłaszcza, że ja z Panem Waldemarem mam od lat pewien kontakt. Od czasów turnieju we Francji. Co jakiś czas SMS-ujemy, wymieniamy się poglądami, rozmawiamy.

- A ten kontakt się ostatnio nie zintensyfikował?

-Pan Waldemar jest w tym momencie w dość trudnej sytuacji. Nie sprzedał klubu, tylko analizuje pewne aspekty. Jest więc zajęty bardzo mocno swoimi sprawami.

- Wróćmy do Pana misji w Towarzystwie Sportowym. Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że nie będzie zdrowej spółki piłkarskiej Wisła bez zdrowego TS Wisła? Ostatnie lata chyba to dobitnie pokazały.

- Aby Wisła Kraków była dobrze postrzegana przez środowisko – czy to małopolskie czy ogólnokrajowe – to jest niezbędne, by zarówno spółka piłkarska, jak i TS dobrze funkcjonowały. I dobrze byłoby, aby był pewnego rodzaju łącznik między tymi podmiotami. Pytanie, czy to powinna być akurat osoba prezesa. Zobaczymy, skończymy etap tego sezonu i przekonamy się, jak dalej ta nasza misja się będzie toczyła. Kontrakt Piotrka Obidzińskiego obowiązuje do czerwca. Ja też podjąłem się tej roli prezesa mając na uwadze fakt, że w pewnym momencie nie było innych chętnych. A ja cały czas uważam, że jeżeli pojawi się osoba z bogatszym doświadczeniem, to możemy śmiało zadecydować, by prezesem był właśnie ktoś z większą wiedzą o zarządzaniu. Przynajmniej jeśli chodzi o spółkę piłkarską.

- W Towarzystwie Sportowym może być trudno w tym momencie taką osobę znaleźć. Wydaje się, że tam też przydałaby się iskra i zapał do zmian, który wnieśliście w spółkę piłkarską.

- W spółce było tak, że do osób, które już w tym klubie funkcjonowały jakiś czas, jak Arek Głowacki czy Maciej Stolarczyk doszła „świeża krew” w postaci takich osób, jak trójka pożyczkodawców, czy pełnomocnik ds. restrukturyzacji Piotr Obidziński. Sądzę, że ta mieszanka dała pozytywny efekt. I być może takie rozwiązanie, gdyby miało miejsce w TS, też dałoby pozytywny bodziec. Tak, by Towarzystwo było w coraz lepszej kondycji.

- W tym momencie najpilniejszą sprawą w TS wydaje się to, by uniknąć kryzysu we flagowej sekcji TS Wisła, czyli sekcji koszykarek. Dotychczasowy sponsor, czyli Can-Pack zamierza mocno ograniczyć od kolejnego sezonu finansowanie, choć nie wycofa się całkowicie. To prawda, że nie będzie już sponsorem tytularnym?

- Jest to najbardziej realny scenariusz. Can-Pack będzie nadal wspierał mocno koszykówkę wiślacką, ale da pole do tego, by inny podmiot został sponsorem tytularnym. Czyli zaangażował więcej środków, z innego źródła. Dostaliśmy zielone światło na rozmowy, więc podejmujemy taki temat z różnymi firmami. Zobaczymy, jakie będą efekty, mam nadzieję, że pozytywne. Chcemy dbać, by koszykówka kobiet w Krakowie stała cały czas na wysokim poziomie. Musimy jednak rozpatrywać również taki wariant, że budżet drużyny koszykarek na kolejny sezon będzie znacząco niższy.

- Kluczowe w takiej sytuacji wydaje się to, by tym skromniejszym budżetem optymalnie zarządzać. Pytanie, czy rozważaliście powrót do Wisły w jakiejkolwiek roli osoby o ogromnej wiedzy o kobiecej koszykówce, czyli byłego prezesa Piotra Dunina-Suligostowskiego?

- Aż tak dogłębnie się nad tym nie zastanawialiśmy. Mamy w tym momencie w zarządzie TS Dorotę Gburczyk-Sikorę, która na koszykówce też się świetnie zna. Bardzo dobrze zarządza naszą koszykarską Akademią. Na ten moment przede wszystkim koncentrujemy się na uzyskaniu wsparcia nowego sponsora tytularnego.

- Mając ograniczone środki, tym uważniej musicie podjąć decyzję o wyborze nowego trenera dla ekipy koszykarek. Poprzedni dwaj nie zrealizowali zakładanych celów.

- Uważam, że za czasów pracy Krzysztofa Szewczyka w Wiśle wiele zawodniczek się rozwinęło. Największym problemem były bezpośrednie relacje na linii trener – zawodniczki w trakcie meczów. Pojawiało się dużo emocji, często tych negatywnych. W pewnym momencie chyba zaniknęła chemia w zespole. Później, po objęciu drużyny przed Wojciecha Eljasza-Radzikowskiego, było widać, że dziewczyny odzyskały radość z gry. Swoboda, jaką dał zawodniczkom sprawiła, że przyjemnie się oglądało te mecze.

- Do czasu, aż zaczęły się play-offy, czyli najważniejsza część sezonu. Wtedy nastąpiło ogromne rozczarowanie.

- Zgadza się. Gdy przyszła presja, było już trudniej. Ale każdy z nas się uczy. Odnosząc się do początku naszej rozmowy, do tego, jak rozwija się Hoyo-Kowalski, to trenerzy też zdobywają doświadczenie. U Wojtka Eljasza-Radzikowskiego też tak było. Pamiętamy, jak swego czasu było w przypadku chociażby takiego szkoleniowca, jak Jurgen Klopp i Mainz...

- Szanuję ciekawe porównanie, ale wydaje mi się, że mając do dyspozycji niewielki budżet, klub powinien tym bardziej minimalizować ryzyko. A wiara w trenera bez doświadczenia jest dużym ryzykiem.

- Pamiętajmy, że trener z solidnym doświadczeniem oznacza często konieczność wydania dużych pieniędzy. Uznany trener zwykle oczekuje też tego, że będą w zespole zawodniczki wysokiej klasy. To trochę zamknięte koło. To tak jak ze sznurem korali – duże pasują do dużych, a mniejsze czy średnie do siebie nawzajem. I tyle. Musimy podejść do tego rozsądnie. Tym bardziej, że możliwe, że nie zagramy w następnym sezonie w europejskich pucharach.

- Z kolei drużyna koszykarzy Wisły, czyli „Wawelskie Smoki” co roku ma problem z uzbieraniem funduszy na funkcjonowanie drużyny, na przetrwanie. Tymczasem wydaje się, że stosunkowo niewiele trzeba, by poprawić sytuację tej sekcji.

- Na pewno takie zadanie też zostanie postawione przed tym nowym zarządem. Tak, by zapewnić stabilne finansowanie „Wawelskim Smokom”, by drużyna mogła koncentrować się na graniu.

- Ostatnio wspominał Pan, że chcielibyście postawić w Wiśle również na żeński futbol. Jak by to dokładnie miało wyglądać? Pomysł powstał ze względu na to, że Legia Warszawa postanowiła iść w podobnym kierunku, czy to inicjatywa Jarosława Królewskiego, który wspiera żeński futbol już od pewnego czasu?

- Nie, to wynika raczej z mojego rozumienia budowania społeczności wokół klubu. To nie jest przypadek, że Olympique Lyon, Barcelona, Arsenal czy Manchester United mają zarówno zespoły męskie, jak i kobiece. Po prostu w ten sposób kluby zacieśniają więzi z fanami i wpływają na chęć uczestniczenia w wydarzeniach sportowych zespołu, któremu się kibicuje. Te panie, które by grały w koszulkach z „Białą Gwiazdą” oraz ich rodziny też przychodziłyby na mecze piłkarzy. I odwrotnie.

- Docelowo myślicie o tym, jako o sekcji TS czy jako o części spółki piłkarskiej Wisła?

- Myślę, że to po prostu powinna być część Wisły Kraków. A w jaki sposób to rozwiążemy? Może podobnie, jak z Akademią, która funkcjonuje w ramach Towarzystwa Sportowego, ale zespół CLJ U-18 jest pod skrzydłami Spółki Akcyjnej. Na pewno chcielibyśmy, żeby to funkcjonowało zarówno na poziomie seniorskim, jak i juniorskim. Podstawą jest jednak infrastruktura, którą trzeba byłoby zapewnić. I o to się „rozbija” sprawa na ten moment. Zobaczymy, jak długo będziemy czekali na decyzje dotyczące budowy boiska ze sztuczną nawierzchnią. Gdyby rzeczywiście udało się to już w trakcie najbliższego sezonu, to będziemy mogli uruchomić szkolenie młodzieży w żeńskim futbolu. Od tego trzeba byłoby bowiem zacząć – najpierw muszą być grupy młodzieżowe, by potem pojawiła się przy Reymonta ligowa piłka kobiet.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisłocki: Fragment podejścia na szczyt za nami, teraz obóz i aklimatyzacja - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24