Wstydu nie było. 25 lat temu ŁKS zmierzył się z FC Porto

R. Piotrowski
Marek Chojnacki, Witold Bendkowski (tyłem) i Tomasz Cebula postawili się FC Porto [Fot. Janusz Kubik]
Ćwierć wieku temu prowadzony przez trenera Ryszarda Polaka ŁKS napsuł krwi gigantowi europejskiego futbolu. W dwumeczu rozegranym w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów lepsze okazało się FC Porto, ale ełkaesiacy nie przynieśli wstydu swoim kibicom, choć sytuacja w klubie jeszcze przed pierwszym spotkaniem z Portugalczykami była tragiczna.

Jesienią 1994 roku po trzydziestu pięciu latach ŁKS ponownie zagrał w europejskich pucharach. Ironia losu polegała na tym, że z FC Porto, drużyną z europejskiego topu, a w przeszłości triumfatorem m.in. Pucharu Europy, nie zmierzyła się generacja wielkich piłkarzy ŁKS, którzy w al. Unii 2 występowali w latach 60., 70. i 80. Na salonach w pierwszej połowie lat 90. pojawiła się (prawda, że tylko na chwilę) grupa zdolnych, ale z pewnością nie wybitnych piłkarzy, z których pomimo katastrofalnej sytuacji finansowej klubu trenerzy Ryszard Polak i Andrzej Pyrdoł (dziadek Piotra Pyrdoła) zdołali stworzyć prezentujący ofensywny, miły dla oka futbol zespół.

Nie Jan Tomaszewski a Jerzy Zajda stanął więc między słupkami bramki w meczu z FC Porto. Słynny duet portugalskich napastników: Rui Barros – Domingos, powstrzymywali ze zmiennym szczęściem nie Mirosław Bulzacki i nie Marek Dziuba, a Marek Chojnacki z Witoldem Bendkowskim; na skrzydle w miejsce futbolowego artysty par excellence, Stanisława Terleckiego, pojawił się Grzegorz Krysiak, a sposób na legendarnego bramkarza Vítora Baíę próbowali znaleźć Tomasz Cebula, Jacek Płuciennik i Tomasz Wieszczycki.

Wielokrotny mistrz Portugalii miał kim straszyć nie tylko na boisku, bo należy pamiętać, że w sztabie trenerskim, któremu szefował słynny Bobby Robson, za rozpracowanie rywala odpowiadał wówczas rozpoczynający poważną przygodę z wielkim futbolem José Mourinho, wówczas nieznany jeszcze nikomu spec od analizy gry, który przed pierwszym meczem w Porto pojawił się na wysłużonej trybunie stadionu w al. Unii 2, by przyjrzeć się grze ełkaesiaków w ligowym starciu z Rakowem Częstochowa.

„The Special One” chwali Cebulę

Człowiek, który wiele lat później sam siebie nazwie „The Special One” chwalił ŁKS za odważny futbol, a ponoć największe wrażenie zrobił na nim Tomasz Cebula. Dlaczego? „Bo to dobry rozgrywający” – przekonywał przyszły menadżer m.in. FC Porto, Interu Mediolan, Chelsea Londyn, Realu Madryt i Manchesteru United.

Złośliwi twierdzili, że łodzianie pojechali do Porto tylko na wycieczkę, a i straszyli finalistów Pucharu Polski takim pogromem, którego zaledwie dwa lata temu doświadczył we Frankfurcie Widzew (słynne 0:9). Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a chociaż ełkaesiacy nie zdołali wyeliminować utytułowanego rywala, wstydu kibicom nie przynieśli.

Gdyby trafił Płuciennik...

Piętnastego września trzydzieści pięć tysięcy widzów na Estádio das Antas i wielu łodzian przyklejonych do radioodbiorników długo nie potrafiły pojąć – ci pierwsi tego, że ich pupile nie są w stanie pokonać polskiego bramkarza, a przecież obiecywano im wysokie zwycięstwo nad piłkarskim kopciuszkiem; ci drudzy natomiast, że piłkarze bankrutującego klubu zaangażowaniem, zawziętością, a i niezłym zgraniem potrafili tak długo niweczyć ofensywne próby gospodarzy. A mogło być jeszcze lepiej...

W 14. minucie Grzegorz Krysiak prostopadłym podaniem oszukał defensywę Porto i futbolówka dotarła do wbiegającego w pole karne Jacka Płuciennika. Ten miał przed sobą tylko słynnego bramkarza reprezentacji Portugalii. Kilkanaście miesięcy wcześniej w podobnej sytuacji Płuciennik zapewnił ŁKS pierwsze w historii zwycięstwo w derbach Łodzi na stadionie Widzewa. Teraz też kropnął po długim rogu, ale piłka o centymetry minęła lewy słupek bramki. Do szczęścia zabrakło niewiele...

- „Zastanawiano się jedynie nad tym, czy już do przerwy gospodarze strzelą dziesięć, a może… więcej goli. A tymczasem kibice zgromadzeni w sile 40 tys. w czwartkowy wieczór na stadionie Das Antas zaczęli trwożliwie spoglądać na zegar i zastanawiać się, czy ich pupile potrafią zdobyć choćby jednego gola. Z większym szacunkiem zaczęto wymawiać i sylabizować nazwiska łódzkich piłkarzy” – zanotował sprawozdawca „Przeglądu Sportowego”.

Mijały kolejne minuty, a relacjonujący to spotkanie dla słuchaczy Polskiego Radia red. Piotr Andrzejczak raz po raz podnosił głos, gdy na bramkę łodzian sunął kolejny atak, a potem zwieszał go po to tylko, by po chwili oznajmić, że Jerzy Zajda znów złapał lub odbił futbolówkę, choć wydawało się, że nic nie uratuje gości z Polski. Bramkarz ŁKS dokonywał tego dnia cudów i dzięki niemu przede wszystkim ełkaesiacy tak długo zdołali zachować w Porto czyste konto.

- Duże przeżycie. Byłem wśród kilkunastu Polaków na trybunach stadionu, jako sprawozdawca Radia Łódź i byliśmy wtedy jedynymi, którzy przeprowadzili transmisję. ŁKS zagrał na miarę możliwości - kapitalny Zajda w bramce i niewykorzystana kontra Płuciennika. Dla piłkarzy to też była w pewnym sensie wycieczka i nauka tego, jak daleko nam do europejskiej piłki – wspominał po latach redaktor Piotr Andrzejczak na łamach książki wydanej z okazji 110. rocznicy powstania łódzkiego klubu.

Dopiero w ostatnich minutach, po zamieszaniu w polu karnym, kiedy łodzianom zabrakło już sił, a Zajdę opuściło szczęście, Domingos i Rui Barros zapobiegli kompromitacji, za taką bowiem poczytywano by bezbramkowy remis z nieznaną nikomu w Portugalii drużyną z Polski.
- „Myślę, że nie skompromitowaliśmy polskiego futbolu, choć w tej chwili żal, że przynajmniej raz nie udało się żadnemu zawodnikowi wpisać na listę strzelców” - stwierdził po meczu Ryszard Polak w rozmowie z polskimi dziennikarzami.

Uratowane święto futbolu

Rewanż w Łodzi rozegrano 29 września 1994 roku, dokładnie 25 lat temu. Sytuacja w klubie jednokrotnego jeszcze wówczas mistrza Polski (drugi tytuł ełkaesiacy zdobędą cztery lata później) była katastrofalna. Piłkarzom nie płacono od wielu miesięcy, a trenera Ryszarda Polaka przed pierwszym meczem z FC Porto bardziej od klasy rywala martwiły wydatki związane z daleką podróżą. Pięć dni przed spotkaniem z FC Porto w al. Unii 2 kilku zawodników z pierwszej drużyny ŁKS nie pojechało na wyjazdowy mecz z Legią do Warszawy, co miało zwrócić uwagę opinii publicznej na sytuację klubu i przede wszystkich biedujących od miesięcy zawodników.

Kiedy niektórzy powątpiewali w sens rozgrywania rewanżowego meczu z Portugalczykami, w klubie pojawił się Antoni Ptak. Biznesmen ze Rzgowa postanowił uratować klub przed finansową zapaścią. W al. Unii 2 zaświeciło w końcu słońce. Kibice mogli odetchnąć z ulgą.

Co ciekawe, entuzjazm ten udzielił się piłkarzom. Na portalu youtube można znaleźć zapis meczu rozegranego w Łodzi. Warto poświecić tych kilkadziesiąt minut na obejrzenie tego dziś zapomnianego spotkania choćby dlatego, by przekonać się, że ćwierć wieku temu, choć różnica klas pomiędzy czołową drużyną z Portugalii a finalistą Pucharu Polski była już przecież wyraźna, polski klub potrafił zagrać z faworytem ofensywny futbol, ba, potrafił go nawet momentami zdominować.

Prawda, FC Porto także w Łodzi było zespołem bardziej dojrzałym i dysponującym znacznie większym potencjałem piłkarskim (ostatecznie goście wygrali po golu Drulovicia), ale nie przeszkodziło to „Rycerzom Wiosny” zmusić słynnych Portugalczyków do momentami rozpaczliwej obrony. Bliscy szczęścia byli zwłaszcza Tomasz Wieszczycki i Jarosław Soszyński, w dodatku w 33. minucie sędzia ukarał Rui Jorge drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką, więc przez kilkadziesiąt minut goście musieli radzić sobie w dziesiątkę.

Porto, 15 września 1994 r.
FC Porto – ŁKS 2:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Domingos 72, 2:0 Rui Barros 77.
Sędziował: Piller z Wegier. Widzów: 40 tys.
FC Porto: Baía – Secretario, Jorge Costa, Paulinho Santos, Rui Jorge, Couto (70, Boroni), Andre (57, Drulović), Emerson, Folha, Rui Barros, Domingos.
ŁKS: Zajda – Kościuk, Bendkowski, Chojnacki, Pawlak, Lenart, Krysiak (74, Nowacki), Leszczyński, Wieszczycki, Cebula, Płuciennik (88, Matusiak).

Łódź, 29 września 1994 r.
ŁKS - FC Porto 0:1 (0:1)
Bramka: 0:1 Drulović 45.
Sędziował: Bodenham z Anglii. Widzów: 8 tys.
ŁKS: Zajda – Bendkowski, Chojnacki, Pawlak (86, Soszyński), Krysiak, Kościuk (65, Nowacki), Leszczyński, Wieszczycki, Lenart, Cebula, Płuciennik.
FC Porto: Baía – Secretario, Jorge Costa, Aloisio, Rui Jorge, Jorge Couto (35, Bandeirinha), Emerson, Paulinho, Rui Barros (46, Andre), Drulović, Domingos.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wstydu nie było. 25 lat temu ŁKS zmierzył się z FC Porto - Dziennik Łódzki

Wróć na gol24.pl Gol 24