Wysoka cena poparcia dla prawicowego prezydenta

Dominik Owczarek
Barcelona ograniczy obecność Ronaldinho w wydarzeniach promocyjnych i meczach legend
Barcelona ograniczy obecność Ronaldinho w wydarzeniach promocyjnych i meczach legend EastNews
Ronaldinho i Rivaldo przestaną pełnić funkcję ambasadorów Barcelony. Kataloński klub stoi na straży wolności słowa, ale poparcie przez obu skrajnie prawicowego kandydata sprawiło, że postanowił uczynić wyjątek i zawiesić współpracę z nimi.

Brazylia nadal jest wymieniana wśród najbogatszych gospodarek świata, jednak obecna sytuacja w Kraju Kawy nie należy do stabilnych. Korupcja, rozdawnictwo oraz rosnąca przemoc na ulicach wywołują chęć radykalnych zmian wśród obywateli. Widać to już po I turze wyborów, w której Jair Bolsonaro odniósł zdecydowane zwycięstwo, uzyskując 46,7 proc. głosów. Skrajne poglądy i zapowiedzi byłego kapitana brazylijskiego wojska nie odstraszają sportowców znanych z pierwszych stron gazet.

Polityk uzyskał oficjalne poparcie takich legendarnych piłkarzy, jak m.in. Cafu, Kaka, Rivaldo czy Ronaldinho. W przypadku dwóch ostatnich spotkało się to z reakcją klubu, którego obaj są ambasadorami. „Barcelona nie chce zajmować publicznie stanowiska wobec poglądów piłkarzy, nawet jeśli ich nie podziela i uważa za niezgodne z wartościami, którymi kieruje się klub. Zamiast tego postanowiono ograniczyć obecność Ronaldinho i Rivaldo w wydarzeniach instytucjonalnych, promocyjnych, a także w meczach legend - podał kataloński dziennik „Sport”.

Barcelona dobitnie ukazała swoje przywiązanie do wolności słowa pod koniec ubiegłego roku w kontekście katalońskiego referendum. Independentyści dążyli do odłączenia się od Hiszpanii, co zakończyło się fiaskiem. Komisja Europejska uznała, że referendum było nielegalne, na ulicach dochodziło do starć między policją i protestującymi. Gdy wiele znanych postaci ze świata sportu, m.in. Rafael Nadal i Pep Guardio-la ukazywało swoje zdanie, klub również wydał oświadczenie nawiązujące do kampanii. - Katalonia przeżywa przełomowe chwile w swojej najnowszej historii. FC Barcelona apeluje o rozpoczęcie rozmów, które pozwolą na znalezienie politycznego rozwiązania sytuacji, zachowując przy tym szacunek wobec Katalończyków, którzy chcą decydować o swojej przyszłości - podkreślał prezydent Blaugrany Josep Maria Bartomeu.

Nawet jeśli kwestia wyborów prezydenckich w Brazylii nie dotyczy Hiszpanii ani tym bardziej regionu katalońskiego, władze klubu zareagowały natychmiast. Bojąc się o nadszarpnięcie wizerunku klubu, zawiesiły współpracę z ambasadorami, którzy poparli polityka uważanego za rasistę i homofoba, tęskniącego za czasami dyktatury wojskowej.

Decyzję Barcelony pochwala były reprezentant Brazylii Juninho, który otwarcie nie zgadza się z wartościami prezentowanymi przez Bolsonaro. - Czy każdy, kto wierzy w istnienie lepszych ras i szerzy nienawiść, zasługuje na demokrację? - pytał w wywiadzie dla dziennika „El Pais”. Skrytykował również Ronaldinho, który na Twitterze umieścił komunikat, że „chce dla wszystkich lepszej Brazylii, pokoju, bezpieczeństwa”.

Niektórzy zaczęli nazywać Ronaldinho i Rivaldo pożytecznymi idiotami, którzy „wierzą w bajki opowiadane przez Bolsonaro”. Krytyka skupia się również wokół przemilczenia ze strony piłkarzy tych wypowiedzi, które kładą się cieniem na polityku. Uwagę światowych mediów zwróciły stwierdzenia Bolsonaro pokroju tego, że wolałby, aby jego syn zginął w wypadku, niż miałby okazać się gejem. Zszokował też opinię publiczną słowami wypowiedzianymi w parlamencie. - Nawet bym cię nie zgwałcił, bo nie jesteś tego warta - zwrócił się do koleżanki z centrolewicowego ugrupowania Marii do Rosario.

Zapowiedź prezydentury Bolsonaro zmobilizowała sztab lewicowego rywala Fernando Haddada, który apeluje o „ratowanie demokracji”. Agencja Associated Press podkreśla, że zwycięzca pierwszej tury wyborów pozostawił w tyle konkurentów m.in. dzięki znacznie większym funduszom, poparciu prawicowych partii i darmowym spotom wyborczym w telewizji. Nie bez znaczenia jest poparcie idoli młodych ludzi, czyli piłkarzy. „Trumpinho” (mały Trump) jak nazywany jest skrajnie prawicowy polityk, uzyskał poparcie i byłych i czynnych sportowców.

Lucas Moura nie ukrywa preferencji wyborczych, za co spotkała go krytyka fanów. - Dajcie spokój, gdyby naprawdę był rasistą, to siedziałby w więzieniu - odpowiadał piłkarz Tottenhamu. - Oprócz bycia piłkarzem, jestem też obywatelem Brazylii. Mam prawo martwić się tym, co się dzieje wokół mojego kraju. Staram się w sposób cywilizowany odpowiadać w social mediach, jednak niektórzy obserwujący nie potrafią respektować prawa do odmiennej opinii - dodał Moura.

Doszukiwanie się zwolenników Bolsonaro wśród piłkarzy miało też charakter przesadny, jak m.in. w wypadku Neymara. Niektóre miejscowe media posądzały o to gwiazdora Paris Saint--Germain, bo polubił zdjęcia kolegów w social mediach, odnoszące się do ich poparcia wobec kandydata. Między innymi ten przykład jest dowodem na to, jak ogromna wyborcza gorączka ogarnęła Brazylię. Biorąc pod uwagę dbałość o PR największych klubów na świecie, niewykluczone, że Ronaldinho i Rivaldo nie są ostatnimi, których spotkają konsekwencje poparcia kontrowersyjnego „Trumpinho”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wysoka cena poparcia dla prawicowego prezydenta - Portal i.pl

Wróć na gol24.pl Gol 24