Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaplecze godne pożałowania. Czy w Lechii ktokolwiek kontroluje to, co dzieje się w rezerwach? (KOMENTARZ)

jac
W zeszłym sezonie, gdyby nie przepisy, pewnie święciliby awans do drugiej ligi. Teraz miotają się w drugiej połowie stawki notując serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa. Rezerwy Lechii Gdańsk, bo o nich mowa, mimo wzmocnień z kadry ekstraklasowej, dostają ciągle w łeb. I nikt nie wyciąga z tego wniosków i konsekwencji.

Zlać rezerwy Lechii to nie wyczyn – to powinność. Zrobiły to „potęgi” z Dębnicy, Polic, czy Kartuz, nie wspominając o aspirujących do awansu zespołach z Drawska-Pomorskiego i Koszalina (ostatni wbili im w listopadzie ubiegłego roku cztery gole). Na swoją kolejkę czekają teraz ekipy z Manowa, Potęgowa, Kołobrzegu i Kościerzyny. Do meczu mogą podejść na kacu, po kilkugodzinnej podróży autokarem lub bez szerokiej ławki rezerwowych. Do zwycięstwa wystarczy im jedenastu wybieganych ludzi z pobieżną wiedzą taktyczną i szczątkowymi umiejętnościami technicznymi. Rywal, co sugerują wyniki, raczej i tak nie będzie stawiać oporu.

Bo tegoroczny bilans rezerwistów Lechii to obraz nędzy i rozpaczy. Oprócz jednego zwycięstwa i jednego remisu, ponieśli siedem porażek. Ich piłkarski marazm jeszcze bardziej szokująco oddaje stosunek bramkowy. Lechiści strzelili tylko pięć goli, a stracili aż dziewiętnaście. Gorzej w całej stawce punktuje ostatnio tylko Polonia Gdańsk, choć trzeba jednocześnie zaznaczyć, że od zaplecza Lechii straciła o dwa gole mniej.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w rezerwach Lechii regularnie występują zawodnicy z ekstraklasowej kadry. Wystarczy wspomnieć, że w niedzielnym spotkaniu - rzecz jasna przegranym - z rezerwami Arki Gdynia zagrało aż dziewięciu piłkarzy, którzy są w kręgu zainteresowania trenera Ricardo Moniza (mowa m.in. o Damianie Garbaciku, Wojciechu Zysce, Macieju Kostrzewie, Tsubasie Nishim, Aleksandrze Jagiełło oraz o Pawle Buzale). W poprzednich meczach także wystawiani byli piłkarze z pierwszej drużyny, ale skutek był ten sam, czyli opłakany.

Trenerzy z ekstraklasy lubują się w zsyłaniu piłkarzy do rezerw. Moniz bynajmniej nie jest w tej kwestii odosobniony. Pytanie jednak czy docierają do niego sygnały, jak dany piłkarz wypadł w meczu, skoro sam ich nie obserwuje. Nam się wydaje, że nie. Gdyby miał świadomość tego co się tam dzieje, to już dawno walnąłby pięścią w stół.

Z jednej strony: to tylko rezerwy. Awans im nie grozi, spadek tym bardziej, bo punkty zdobyte jesienią wystarczą do utrzymania się. Poza tym przez zespół przechodzi taki tabun piłkarzy, że nie sposób ich zgrać, skoro w tygodniu część z nich ćwiczy z pierwszą drużyną. Z niej delegowani są zresztą ci, którzy wracają po urazach, a którym brakuje ogrania.

Z drugiej strony: czego od nich wymagać jeśli nie wygranych w trzeciej lidze? Przecież ich docelowym miejscem jest PGE Arena, stadiony w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, a nie boiska w Koszalinie, czy Gryfinie. Jeśli chcą zagrać przeciwko Legii, Lechowi i Wisły, to obligatoryjnie mają wygrywać mecze drugiemu zespołowi. I to bez rozpracowywania przeciwnika. Tego wymaga się od Buzały, czy nawet od Kostrzewy, Zyski lub Jagiełły.

Oczywiście, można przegrać raz, bo wynik skręcił sędzia. Można nawet dwa lub trzy razy z rzędu, bo ktoś trafił w słupek, a kogoś innego oślepiło słońce. Ale siedem razy w łeb na czwartym poziomie rozgrywkowym?! Trudno mówić o ślepej fortunie. Gdyby niechlubni bohaterzy tekstu mieli „cojones”, to przyznaliby, że nie zawsze chce im się uganiać za piłką, a tym bardziej w trzeciej lidze.

Lechia Gdańsk

LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24