Żegnaj Hiszpanio, czyli o zawodnikach, którzy opuścili Primera Division (ZDJĘCIA)

Konrad Kryczka
Radamel Falcao odszedł do AS Monaco
Radamel Falcao odszedł do AS Monaco Wikimedia Commons
Kryzys. Słowo klucz. Ciągle słyszymy o tym, jak to nieciekawie dzieje się w Hiszpanii. Rzecz jasna, kryzys nie ominął także hiszpańskiego futbolu. I tak, kluby muszą kombinować, oszczędzać, gdzie się tylko da i oczywiście sprzedawać piłkarzy, aby poprawić swoją sytuację finansową. Nie powinno, więc dziwić, że zespoły Primera Division opuszczają coraz to lepsi piłkarze. Kryzysowi w twarz mogą się śmiać niby Real i Barcelona, ale nawet z tymi dwoma wielkimi klubami pożegnało się w tym okienku kilku dobrych graczy.

Kibice el. MŚ. Wszędzie race, więcej gości niż gospodarzy, ponad milion kibiców (WIDEO)

20. Kaka

Kaka, czyli piłkarz, a raczej cień piłkarza, który w Realu grał albo prędzej pozorował grę, przez cztery sezony. Przyszedł do „Los Blancos” w 2009 roku, kiedy to na fotel prezesa klubu wrócił Florentino Perez. A że Perez miał kilka lat przerwy w prezesowaniu Realowi, to jego powrót musiał się odbyć z pompą. Dodajmy do tego, że obecny sternik „Królewskich” lubi bardzo: piłkarzy z najwyższej półki oraz wydawanie pieniędzy. Łącząc te fakty, można dojść do wniosku, że kupowanie graczy za duże pieniądze przychodzi mu równie łatwo, co polskim klubom zapraszanie zawodników na testy. I Kaka był właśnie taką transferową bombą na wejście. Marketingowo ta bomba rzeczywiście wypaliła, ale sportowo… Szkoda gadać. Wszyscy mieli go pokochać, a skończyło się na tym, że większość fanów miała nadzieję, że niegdyś najlepszy piłkarz świata jak najszybciej wsiądzie w samolot i poleci w siną dal. O transferze Kaki słyszeliśmy więc co roku. Coraz to nowsze kierunki, coraz to ciekawsze informacje, ale Brazylijczyk nadal siedział w stolicy Hiszpanii. W sumie trudno mu się dziwić. Miasto ładne, drużyna dobra, a, i najważniejsze, pensja w granicach 10 milionów euro rocznie. Jak nie trudno się domyślić, jeżeli transfer Kaki w którymś momencie nie wypalił, to powód mógł być tylko jeden, czyli „jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Real mógł się porozumieć z innym klubem, ale Kaka również musiałby się z takim zespołem dogadać, a z tym mógłby być problem, bo kogo stać na płacenie 10 milionów euro rocznie za genialne nazwisko, ale nie genialną grę? Oprócz Realu i szejków oczywiście.

Kiedy w tym sezonie Ancelotti został trenerem „Królewskich” znaleźli się tacy, którzy myśleli, że włoski szkoleniowiec postawi Kakę na nogi. A że Ancelotti nie ma na nazwisko Houdini, to Brazylijczyk też podczas okresu przygotowawczego nie przypomniał sobie, jak grał za najlepszych czasów. Nowy szkoleniowiec Realu na Kakę nie stawiał, ten też się w końcu zorientował, że z jego pobytu w Madrycie nic już nie będzie. Brazylijczyk zakomunikował, że chce odejść. Kibice odetchnęli z ulgą. Zdobywca Złotej Piłki z 2007 roku wrócił do Milanu, czy też, jak sam określił, do domu. Klub z Mediolanu sprzedał go cztery lata temu za 65 milionów euro, teraz ma go za darmo. Nie jest to co prawda ten sam, wielki Kaka, ale jednak trzeba przyznać, że Galliani zrobił interes życia.

19. Andres Palop

Są piłkarze, o których myślimy, że nigdy nie opuszczą swojej ojczyzny. Mogą przechodzić z klubu do klubu w wewnątrz danego kraju, ale o wyjechaniu poza jego granice nie ma mowy. "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" myślą sobie pewnie tacy zawodnicy i często faktycznie robią dobrze, darując sobie wszelkie zagraniczne wojaże, bo skoro mają dobre warunki do rozwoju w ojczyźnie, to po co ryzykować wyjazd? Dobrym przykładem jest tu właśnie Andres Palop, który praktycznie całą karierę spędził w Hiszpanii. Wychowanek Valencii grał w drużynie "Nietoperzy" przez dłuższy czas, choć w Primera Division debiutował w barwach Villarrealu, do którego był wypożyczony. Najlepsze lata spędził jednak w Sevilli, do której trafił w 2005 roku. Osiem lat Palop grał w drużynie ze stolicy Andaluzji i w tym czasie był w stanie ze swoim zespołem wygrać po dwa razy Puchar UEFA i Puchar Króla oraz po jednym Superpucharze Europy i Superpucharze Hiszpanii. Do tego razem z reprezentacją wygrał Euro 2008, choć w La Furia Roja zadebiutować jak do tej pory nie zdołał i wszytko wskazuje na to, że już nie zadebiutuje. Jego trzy ostatnie sezony w Sevilli do wybitnie udanych nie należały. Czasu się nie oszuka i to było widać po Palopie, którego umiejętności bramkarskie z biegiem lat znacznie spadły. Oznaczało to również, że jego pozycja w bramce Sevilli nie była tak niepodważalna jak kiedyś, ale mimo to kibice mieli nadzieję, że doświadczony golkiper zakończy karierę w andaluzyjskim klubie. Jak widać, inne zdanie na ten temat miał sam Andres Palop, który w wieku 39 lat (w październiku br. stuknie mu czterdziestka) postanowił zmienić zespół i to nie na inny hiszpański, lecz na niemiecki. Dokładniej na Bayer Leverkusen, gdzie oczywiście jest tylko rezerwowym, ale przynajmniej może powiedzieć, że na koniec kariery spróbował swoich sił w zagranicznym klubie.

18. Tino Costa

Po trzyletniej przygodzie z Valencią Hiszpanię postanowił opuścić Tino Costa. Gracz, który większość swojej piłkarskiej kariery spędził we Francji, przeszedł do Spartaka Moskwa. Rosjanie zapłacili za niego tylko siedem milionów euro. Napisaliśmy tylko, bo przywykliśmy już do tego, że kluby z Premier Ligi potrafią płacić krocie za niezłych piłkarzy. A taki jest właśnie Tino Costa. Niezły. Ma swoje zalety, ale ma też wady. Najbardziej chwalony za to, że potrafi huknąć z dystansu oraz kapitalnie wykonuje stałe fragmenty gry. A jeżeli chodzi już o rozgrywanie, grę w destrukcji, to z tym było już średnio. Mimo to i tak był uważany za jednego z najlepszych zawodników Valencii. Nie miał może jakichś wybitnych statystyk, ponieważ w trzy sezony w Primera Division zdołał strzelić 10 bramek, zaliczył mniej więcej tyle samo asyst, a do tego złapał trochę żółtych kartek, jednak jego wkład w grę hiszpańskiego zespołu należy docenić. W Spartaku jest zawodnikiem podstawowej jedenastki, grał jak do tej pory w każdym ligowym meczu, a w debiucie w Premier Lidze pokonał nawet bramkarza rywali.

17. Raul Albiol

Kiedy w 2009 roku Florentino Perez ściągnął go z Valencii, mówiono, że Real będzie miał środkowego obrońcę na lata. Ogranego w Primera Division, występującego w reprezentacji Hiszpanii. Czego chcieć więcej? Przygoda Albiola z Realem nie była jednak tak piękna, jak większość przewidywała. O ile jeszcze w pierwszym swoim sezonie w Madrycie piłkarz Valencii grał dużo i prezentował się dobrze, to z każdym następnym sezonem popełniał coraz więcej błędów, a Jose Mourinho nie widział dla niego miejsca w podstawowej jedenastce. Zaczęły się więc pojawiać spekulacje, że Albiol lada moment pożegna się z Madrytem i trafi do klubu, w którym wymagania wobec zawodników nie są tak ogromne jak w Realu. Hiszpańskiemu obrońcy było tak spieszno do zmiany barw klubowych, że rok temu przedłużył swój kontrakt z "Królewskimi" do połowy 2017 roku. Real miał więc na lata solidnego środkowego obrońcę, tylko że rezerwowego, co w Madrycie chyba nikogo specjalnie nie smuciło, a i samemu zawodnikowi jakoś bardzo nie przeszkadzało. Tak się przynajmniej wydawało wtedy, ponieważ już w lipcu tego roku postanowił opuścić stolicę Hiszpanii, aby zostać piłkarzem Napoli. Klub Serie A pozyskał więc zawodnika, który jest bardzo silny, doświadczony oraz króluje w pojedynkach powietrznych, ale gorzej radzi sobie z grą po ziemi, często mając problemy z szybkimi piłkarzami rywali. Mimo swoich wad Albiol to dobry obrońca i wydaje się, że Napoli postąpiło słusznie, decydując się na pozyskanie właśnie tego gracza.

16. Marcos Senna

Ponad dekada gry i ponad 350 spotkań rozegranych dla Villarrealu. Do tego prawie 30 meczów i złoty medal Mistrzostw Europy z 2008 roku w barwach reprezentacji Hiszpanii. Tak najłatwiej opisać dorobek Marcosa Senny, który w wieku 37 lat postanowił opuścić nie tylko Hiszpanię, ale nawet Europę, zostając zawodnikiem New York Cosmos, czyli zespołu występującego w NASL. Decyzja bardziej zaskakująca niż bramka, którą reprezentacja Polski straciła w starciu z San Marino. Gdyby Senna poszedł do MLS, to taki wybór nie byłby niczym nadzwyczajnym. Ale ligę niżej? Fajnie, że były reprezentant Hiszpanii lubi wyzwania, ale żeby wybrać drugi poziom rozgrywek w Ameryce Północnej?

Bez wątpienia szczyt swojej formy Senna osiągnął w 2008 roku, podczas Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, kiedy to był jednym z kluczowych zawodników La Furia Roja. Zastanawiano się wtedy, nie czy, ale kiedy opuści Villarreal... Ostatecznie stało się to dopiero teraz, ale wszystkim nie o taki transfer chodziło. Pamiętamy Sennę sprzed lat, który układał grę "Żółtej Łodzi Podwodnej" w środku pola. Solidny w destrukcji, dużo dający drużynie w ofensywie. Wiadomo, że teraz ten zawodnik nie prezentuje takiego poziomu jak kiedyś, ale chyba mógłby spokojnie zakotwiczyć w bardziej klasowym zespole niż NY Cosmos.

15. Gary Medel

Mówi się "trafiła kosa na kamień", w tym przypadku należy napisać "trafił Chilijczyk do odpowiedniej dla siebie ligi". Kiedy przybył do Sewilli, był już piłkarzem ogranym w Chile i Argentynie, do tego reprezentantem tego pierwszego kraju. Do La Liga trafił więc wtedy zawodnik całkiem niezły, mimo to nie wszyscy kibice byli zachwyceni tym transferem. Pojawiały się głosy, że Medel na boisku jest nazbyt agresywny, a nawet brutalny, że brakuje mu piłkarskiej jakości, że będzie robił tylko za przecinaka w środku pola, i tak dalej. Trenerzy klubu z Andaluzji cenili jednak jego umiejętności, ciągle wystawiając go w podstawowej jedenastce. Dla nich był piłkarzem niezbędnym w środkowej strefie boiska. Waleczny, nieustępliwy, mogący biegać za rywalami bez wytchnienia, tak jakby w ogóle się nie męczył. Ksywka "El Pitbull" skądś się musiała wziąć. Do tego od czasu do czasu dorzucał coś w ataku. Jasne, że w przypadku Medela można było się przyczepić do nadmiernie agresywnej gry, do łapania kartek, ale trzeba przyznać, że ze swoich zadań na boisku wywiązywał się co najmniej przyzwoicie.

O ile sam transfer Chilijczyka do Cardiff nie jest wielkim zaskoczeniem, to już kwota, jaką klub występujący w Premier League na niego wydał, już jest. Walijski zespół nie poskąpił grosza, skoro ponoć na transfer Medela przeznaczył jakieś 13 milionów euro. Mówi się, że zawodnik jest wart tyle, ile ktoś jest skłonny za niego zapłacić, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym przypadku Cardiff troszeczkę przepłaciło. Choć z drugiej strony, w dzisiejszych czasach za piłkarzy płaci się krocie, prezesi muszą oferować coraz wyższe pensje graczom, więc może Medel wart jest swojej ceny?

14. Javier Saviola

Krótki powrót do La Liga zaliczył były reprezentant Argentyny. Filigranowy napastnik strzelił w ostatnim sezonie w Primera Division osiem bramek, co nie jest jakimś złym wynikiem, ale na przedłużenie kontraktu z Malagą nie wystarczyło. Jak widać, władze andaluzyjskiego klubu uznały, że w tym przypadku relacja jakość/zarobki zawodnika jest niesatysfakcjonująca. Argentyńczyk musiał znaleźć nowy klub i znalazł. Olympiakos Pireus. Saviola opuścił Hiszpanię, w której kryzys szaleje w najlepsze, by zamieszkać w Grecji, w której kryzys się zadomowił. Decyzja troszeczkę dziwna, nawet patrząc na przebieg kariery argentyńskiego snajpera. Przecież kiedy 12 lat temu zostawał zawodnikiem Barcelony, wróżono mu wielką karierę, ale on sam swojego olbrzymiego potencjału odpowiednio nie spożytkował. Pograł kilka lat w "Dumie Katalonii", zaliczając w międzyczasie wypożyczenia do Sevilli i Monaco, by za darmo trafić do największego rywala Barcy Realu Madryt. Tam jednak furory nie zrobił, ale udało się go sprzedać do Benfiki. W Portugalii nie grał najgorzej, ale po trzech sezonach i tak wrócił do Hiszpanii, do Malagi właśnie. A teraz gracz, który w 40 meczach dla reprezentacji Albicelestes strzelił 11 bramek, ma za zadanie nękać obrońców w lidze greckiej. Chyba nie tak to wszystko miało wyglądać.

13. Jeremy Toulalan

Piłkarz, którego będzie brakowało w Primera Division, mimo że w tej lidze grał tylko przez dwa sezony. Zresztą dla samego Toulalana był to pierwszy wyjazd do zagranicznego klubu w karierze. Pierwszy i niby niezbyt długi, choć chyba sam piłkarz już tęsknił za ojczyzną, skoro teraz przeniósł się z Malagi do AS Monaco. Dla francuskiego pomocnika jest to trzeci klub, w barwach którego gra w Ligue 1. W najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji debiutował w barwach FC Nantes i grał na tyle dobrze, że zechciał go mieć go u siebie Olympique Lyon. A skoro ówczesny mistrz Francji zechciał, to Toulalan wkrótce zameldował się na Stade Gerland. W Olympique przez pięć sezonów miał chwile lepsze i gorsze, ale cały czas cieszył się zaufaniem kolejnych trenerów. Jako zawodnik Lyonu debiutował przecież w reprezentacji, dla której rozegrał 36 spotkań. Z kadrą narodową wiąże go również mało chlubne zachowanie, czyli udział w strajku piłkarzy podczas MŚ w 2010 roku. Nie trzeba zresztą przypominać, jak "Trójkolorowi" zaprezentowali się na tamtej imprezie.

Dla Toulalana mundial w RPA były końcem pewnego etapu w jego karierze. Po ich zakończeniu nie zagrał już w reprezentacji a także w Lyonie, który opuścił na rzecz Malagi. W Hiszpanii grał naprawdę dobrze, ale wydaje się, że gdyby nie kontuzje, to byłby w stanie dać drużynie z Andaluzji jeszcze więcej. Od początku tego sezonu pisze w swojej karierze nową kartę. Monaco po powrocie do Ligue 1 postanowiło zbudować solidną ekipę, a Toulalan powinien być jej ważną częścią. Jest to w końcu piłkarz, który potrafi poukładać grę w środku pola, a tego właśnie zespół z Księstwa Monako potrzebuje.

12. Martin Demichelis

Jeżeli chodzi o minione okienko transferowe, będziemy się zastanawiać, kto zrobił najlepszy interes. Kandydatur trochę mamy i ciężko będzie się zdecydować, który klub sprzedał najkorzystniej swoich graczy. Zdaje się, że transferowego majstersztyku dokonali działacze z Madrytu. I nie mamy na myśli któregoś z transferów Realu, lecz chodzi nam o działanie władz lokalnego rywala "Królewskich", czyli Atletico. O co dokładnie? Transfer Demichelisa. Atletico sprowadziło go na początku lipca, kiedy wygasł jego kontrakt z Malagą, a na koniec okienka transferowego... sprzedało go do Manchesteru City za 5 milionów euro. Czyli jakby nie patrzeć, "Los Rojiblancos" zapłacili Argentyńczykowi jakieś dwie pensje, aby wyciągnąć z jego sprzedaży dobre pieniądze. Dobre, bo mówimy o trzydziestodwuletnim obrońcy, którego pobyt w Madrycie tego lata można uznać za wakacje.

Demichelis w Anglii jeszcze nie grał. W Europie tylko Niemcy i Hiszpania, gdzie przyodziewał koszulkę odpowiednio Bayernu Monachium i Malagi. Gdziekolwiek występował, pokazał, że potrafi grać głową, jest silny i nieustępliwy, a twarda gra to coś, co lubi. Na Wyspach powinno mu się więc spodobać.

11. Iago Aspas

Celta Vigo żegna swojego najlepszego strzelca i piłkarza. Iago Aspas to wychowanek klubu z Galicji, w którego pierwszym zespole debiutował w 2008 roku, ale pierwszy występ w Primera Division zaliczył dopiero w poprzednim sezonie, kiedy to Celta po pięciu latach przerwy wróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej w Hiszpanii. Swój pierwszy sezon w La Liga powinien wspominać dobrze, ponieważ udało mu się zdobyć 12 goli, strzelając m.in. Realowi Madryt. Oczywiście do wyniku, z jakim kończył rozgrywki Segunda Division 2011/2012 (23 bramki, wicekról strzelców), sporo mu brakowało, ale Primera Division to jednak szczebel wyżej i dorobek strzelecki Aspasa należy uznać za co najmniej przyzwoity. W końcu to jego bramki w głównej mierze zagwarantowały utrzymanie ekipie z Vigo. Jego dobra gra nie umknęła scoutom silniejszych klubów. Ostatecznie to Liverpool ściągnął do siebie tego bardzo szybkiego napastnika za około 9 milionów euro.

10. Eric Abidal

Historia lewego obrońcy to opowieść przepełniona nie tylko pięknymi chwilami, ale też tymi bolesnymi. Wszyscy doskonale znamy problemy zdrowotne Francuza. Nowotwór, który uniemożliwił mu grę przez dłuższy czas. Kiedy był w ciężkim stanie, kiedy groził mu koniec kariery, Barcelona się na niego nie wypięła, tylko podała mu rękę. Nie zdziwiłoby pewnie nikogo, gdyby doświadczony lewy obrońca usłyszał "gramy w jednej drużynie" czy jakiś inny banał. W swoim ostatnim sezonie w Barcelonie wrócił do grania, czy też, co chyba bardziej pasuje, do odbudowywania siebie jako piłkarza. Pięć meczów w Primera Division, jeden w pełnym wymiarze czasowym. Jasne, że mało, ale kibice sądzili, że to dopiero początek, że trzeba czasu, aby Abidal dawał drużynie tyle, co kiedyś. Czas nie był jednak tym razem sprzymierzeńcem Abidala, a cierpliwość sojusznikiem działaczy Barcy, którzy postanowili nie przedłużać kontraktu z francuskim obrońcą. Sam zawodnik nie ukrywał rozżalenie takim obrotem sprawy, ale na znalezienie chętnego na swoje usługi długo nie czekał. Wracające do Ligue 1 AS Monaco przygarnęło byłego gracza Barcelony z otwartymi ramionami. Co więcej, Abidal dostał opaskę kapitana drużyny z Księstwa Monako. I, co raczej oczywiste, wywalczył miejsce w pierwszym składzie francuskiego zespołu.

9. Fernando Llorente

Llorente, czyli piłkarz, który prawie całą swoją karierę spędził w Athleticu. Dawno temu, w odległej Baskonii, kibice mieli nawet nadzieję, że wysoki napastnik zostanie w klubie z Bilbao do zawieszenia butów na kołku... i o jeden dzień dłużej. Tylko, że życie to nie bajka, więc i Llorente postanowił w końcu odejść.

Od lat czołowy gracz drużyny z Kraju Basków, strzelający sporo goli w La Liga, choć akurat w ostatnim sezonie do siatki za często nie trafiał. A na dodatek reprezentant Hiszpanii. CV dobre, zainteresowanie innych klubów oczywiście odnotowane... No i w końcu Llorente dał się przekonać do przeprowadzki. Właściwie stało to się już rok temu, kiedy baskijski napastnik zapowiedział, że nie przedłuży kontraktu z Athletikiem, który miał obowiązywać do połowy 2013 roku. Oznaczało to, że już pół roku temu Llorente mógł podpisać umowę z nowym klubem. Trafiło na Juventus, który był zainteresowany reprezentantem Hiszpanii od dłuższego czasu. W zespole z Turynu były piłkarz Athletiku ma jednak silną konkurencję i jak na razie daleko mu do podstawowej jedenastki "Starej Damy".

8. Geoffrey Kondogbia

Rok. Tyle czasu wystarczyło, żeby liga hiszpańska znudziła się Kondogbii. Francuz, który rok temu przybył z Lens do Sevilli, wrócił do ojczyzny, by przyodziać barwy Monaco. Był tak zdesperowany, by opuścić andaluzyjską drużynę, że wykupił swój kontrakt za 20 mln euro (choć i tak wiadomo, że te pieniądze zapłaciło Monaco). Czas spędzony w Hiszpanii z pewnością nie poszedł u tego piłkarza na marne. Różnica między Kondogbią, który został graczem Sevilli, a Kondogbią, który ekipę z Sewilli opuszcza, jest mniej więcej taka, jak między Negredo, który opuszczał Almerię, a Negredo, który zostawał graczem Manchesteru City.

Wielu pewnie zdziwiło, że Kondogbia w celu kontynuowania kariery przeniósł się do beniaminka Ligue 1, zwłaszcza że mówiło się o tym, że Francuzem są zainteresowane czołowe europejskie kluby, wśród nich Real i Juventus. Patrząc na atuty Kondogbii, czyli siłę, odbiór piłki, inteligencję w grze, siłą rzeczy wydaje się, że bez żadnych problemów poradziłby sobie w Anglii, jednak na jego przeprowadzkę na Wyspy, o ile do takiej kiedykolwiek dojdzie, przyjdzie nam jeszcze poczekać.

7. Roberto Soldado

Po latach spędzonych w ojczyźnie swoich sił za granicą postanowił spróbować również Soldado. O tym, że napastnik reprezentacji Hiszpanii wyjedzie za granicę, mówiło się już od kilku sezonów, ale zawsze brakowało konkretów. Tym razem, po niełatwych negocjacjach, Valencia dogadała się z Tottenhamem, a sam Soldado odetchnął z ulgą. Dlaczego? Po prostu nie widział już swojej przyszłości na Mestalla. Z władzami klubu też już nie miał raczej najlepszych relacji, skoro zarzucił prezydentowi Valencii, Amadeo Salvo, kłamstwo. Cóż, pewnie kibice "Nietoperzy" nie tak wyobrażali sobie odejście gwiazdy zespołu, natomiast fani Spurs mogą być zadowoleni, że władze ich ukochanego klubu sięgnęły po gracza formatu Soldado. Zawodnika silnego, dobrze grającego głową i będącego gwarantem kilkunastu bramek w sezonie. Piłkarza, którego należy zaliczyć do czołówki hiszpańskich napastników. Przypomnijmy, że Tottenham zapłacił za niego jakieś 30 milionów euro, co było największą kwotą, jaką kiedykolwiek wydał ten klub na jednego zawodnika (w ostatnim dniu okienka transferowego zespół z Londynu zapłacił taką samą kwotę za Erika Lamelę z Romy).

6. Jesus Navas

Kto sieje wiatr... nazywa się Navas, można by napisać. Jeżeli pytamy kogoś, jaka jest największa zaleta filigranowego skrzydłowego, to zazwyczaj uzyskujemy odpowiedź, że szybkość. I ciężko nam z taką opinią polemizować, gdyż sami potrafimy przypomnieć sobie wiele sytuacji, w których Jesus Navas pędzi wzdłuż linii bocznej niczym bolid Formuły 1, wyprzedza bez problemów rywali, a ostatecznie nie zawsze wie, co powinien zrobić z piłką. Oczywiście jego statystyki nie są złe, ale, patrząc na jego umiejętności, wydaje się, że mógłby spokojnie zaliczać więcej asyst. Navas od zawsze kojarzył się z Sevillą, ale o jego transferze mówiło się od kilku sezonów, jednak skrzydłowy jakoś nie potrafił pożegnać się z Andaluzją. Zdecydował się na to dopiero w tym roku, wybierając od razu ligę angielską, co może troszkę dziwić, jeśli zwrócimy uwagę na warunki fizyczne hiszpańskiego skrzydłowego. Choć z drugiej strony, skoro w Hiszpanii nikt od niego nie oczekiwał, że będzie wchodził w pojedynki siłowe z obrońcami innych drużyn, to w Anglii nie powinno się tego tym bardziej od niego wymagać.

5. Thiago Alcantara

Piłkarz, na którym Barca zarobiła w tegorocznym letnim okienku transferowym najwięcej. Thiago Alcantara, który za 25 milionów euro przeniósł się do Bayernu Monachium, gdzie trenerem jest Pep Guardiola, u którego... 22-letni Hiszpan debiutował w barwach Barcelony. Jeżeli Pep rzeczywiście chce wprowadzić tiki-takę w Monachium (co na razie wychodzi mu tak, jak awans polskim klubom w XXI w. do Ligi Mistrzów), to Thiago jest idealnym zawodnikiem do takiego grania. Technika, podanie i, co najważniejsze, boiskowe myślenie. On to wszystko ma. Pamiętajmy, że z jakichś powodów o tym chłopaku mówi się, że będzie następcą Xaviego. Mimo że Katalończyk jest w nowym zespole niedługo, to już pojawiają się głosy, że Bayern prezentuje się najkorzystniej, kiedy Thiago... siedzi na ławce rezerwowych. Kiedy jest na boisku, to gra się Bawarczykom nie za bardzo klei, a były zawodnik "Blaugrany" robi za głównego hamulcowego. Może odejście z Barcy to nie był dobry krok? Z drugiej strony Thiago ma teraz szansę od podszewki poznać zupełnie inną ligę, przyzwyczaić się do innego futbolu. I to w zespole, który rok temu w półfinale rozjechał "Dumę Katalonii" niczym walec. Jeśli ktoś, co wątpliwe, nie pamięta, było 7:0 w dwumeczu dla Bayernu, a w spotkaniu rewanżowym na boisku, wchodząc z ławki, pojawił się właśnie Thiago.

4. Gonzalo Higuain

O tym, że Argentyńczyk chce opuścić Madryt, wiedziano już od jakiegoś czasu. Pod koniec ubiegłego sezonu sam zainteresowany stwierdził, że jego przygoda z Realem dobiegła końca. „Czas na zmiany” pomyślał pewnie napastnik, który życia w stolicy Hiszpanii łatwego nie miał. Raz kibice go kochali, a innym razem wręcz żądali jego odejścia. Oczywiście to Argentyńczyk swoją grą powodował takie zmiany zachowań wśród fanów. „Chybił, trafił” tak można chyba opisać byłego snajpera „Królewskich”. Kiedy dostawał piłkę w wybornej sytuacji, to nigdy nie było pewności, że trafi do siatki. Wystarczy wspomnieć, że wielu nadal wypomina mu stuprocentową sytuację z Lyonem z 2010 roku, kiedy minął bramkarza drużyny francuskiej i… obił słupek. Tą swoją nieporadnością pod bramką rywali niejednokrotnie irytował publiczność, kolegów z drużyny i Jose Mourinho, który wyżej stawiał akcje Karima Benzemy. Nic dziwnego, że "El Pipita” postanowił w końcu odejść. W pewnym momencie wydawało się jednak, że Argentyńczyk w Realu zostanie, ponieważ przygotowania do nowego sezonu rozpoczął właśnie w klubie z Madrytu. Pojawiały się więc głosy, że Higuain „Królewskim” w nadchodzącym sezonie może się jeszcze bardzo przydać. Jednak nic z tego. Napoli zaproponowało za argentyńskiego snajpera blisko 40 milionów euro, a władze Realu liczyć potrafią i uznały, że grzechem byłoby taką ofertę odrzucić. Sam Argentyńczyk też nie przywiązał się łańcuchem do pomnika Cibeles, byle tylko zostać w Madrycie. Przenosiny do Włoch na razie wydają się słuszne, ponieważ Higuain w Serie A już strzela

3. Alvaro Negredo

Za największe osłabienie Sevilli można uznać odejście Alvaro Negredo. Wiadomo, że wychowanek Rayo jest graczem formatu europejskiego. Wiadomo także, że jego dorobek strzelecki w ubiegłym sezonie był wyśmienity. Wiemy też jakie są jego atuty. Siła, technika, gra głową, umiejętność odnalezienia się w polu karnym. Generalnie, na ligę angielską jak znalazł. Nie powinno dziwić, że na Wyspach wybrał akurat Manchester City, ponieważ w nowym klubie będzie miał wszystko zapewnione. Pieniądze na koncie będą się zgadzały, walka o trofea jest jak najbardziej możliwa, a i ze skrzydła piłki będzie mógł mu dorzucać Jesus Navas, którego Negredo zna doskonale z Sevilli. Dodajmy jeszcze, że dwudziestoośmioletni napastnik jest również powoływany do reprezentacji Hiszpanii, dla której strzelił do tej pory osiem bramek w szesnastu spotkaniach. Mamy więc napastnika, jakiego widziałaby u siebie pewnie większość trenerów klubowych, o którego nie trzeba się martwić, że weźmie roczny urlop od strzelania bramek. Zresztą swoją klasę potwierdza już w Premier League, w której jak do tej pory zdołał pokonać bramkarzy Cardiff i Hull.

2. Mesut Oezil

Niemiec niespodziewanie zrezygnował ze słonecznej Hiszpanii na rzecz „trochę” mniej słonecznej Anglii. Z Realem żegna się więc najbardziej chimeryczny zawodnik, jakiego widziano ostatnimi laty w La Liga. Człowiek, który potrafi być niewidoczny cały mecz, aby w końcu zagrać jedno genialne podanie. O możliwym transferze Niemca zrobiło się głośno pierwszego września wieczorem, kiedy ogłoszono oficjalnie, że Real porozumiał się z Tottenhamem w sprawie kupna Garetha Bale’a. Dla reprezentanta Niemiec był to kolejny konkurent w walce o miejsce w pierwszym składzie, a pamiętajmy, że kilka godzin wcześniej Real grał z Athletikiem, a Özil cały mecz przesiedział na ławce. Generalnie Niemcowi nie bardzo odpowiadała jego sytuacja w Realu za Ancelottiego, u którego nie miał wykupionego abonamentu na grę w pierwszym składzie. Kibice "Los Blancos" jeszcze w poniedziałkowy wieczór mieli jednak nadzieję, że transfer do skutku nie dojdzie. Że kluby przed północą nie zdążą się dogadać, że zawodnik w ostatniej chwili się wycofa, że… cokolwiek. Jednak po godzinie dwudziestej trzeciej potwierdzono oficjalnie, że Özil swoją karierę będzie kontynuował w Arsenalu.

Odszedł z Realu, z którym zdobył mistrzostwo, puchar i Superpuchar Hiszpanii, do Arsenalu, który, jeżeli chodzi o zdobyte ostatnimi czasy trofea, nie ma się bardzo czym chwalić. Ale tam przynajmniej trener w niego wierzy… nie to, co w Madrycie, jak stwierdził Özil po zameldowaniu się na Emirates. Dodawał też coś o tym, że obcokrajowcom w Realu jest trudno, że ani razu przez trzy lata kibice nie śpiewali jego nazwiska. Nie wiemy, czy reprezentant Niemiec obserwował to, co działo się na trybunach podczas meczu „Królewskich” z Athletikiem, ale jeśli obserwował, to powinien pamiętać, że kibice skandowali nazwisko Modricia, który Hiszpanem, z tego, co nam wiadomo, nie jest. Ale w przypadku Chorwata bardzo spodobała się widowni gra w defensywie, czyli taki element piłki nożnej, z którym Mesut Özil ma niewiele wspólnego.

1. Radamel Falcao

Najdrożej sprzedany zawodnik z Primera Division w minionym okienku. I kolejny gracz, który wybrał Monaco. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale to, co można za nie kupić, już tak. No to Kolumbijczyk będzie mógł wydawać forsę na to, czego dusza tylko zapragnie. Nie to, żeby jako graczowi Atletico czegoś mu brakowało, jednak po zmianie barw klubowych stan jego konta też ulegnie zmianie. Na plus, rzecz jasna.

Falcao to w tym momencie światowy top. Napadzior, który posiada wręcz niewiarygodne umiejętności. Jest bardzo silny, świetnie gra głową, a, co najważniejsze, jest bezlitosny i zabójczo skuteczny w polu karnym. O napastnika o takiej charakterystyce biją się zazwyczaj czołowe kluby europejskie i tym razem nie było inaczej. Ile to wielkich firm nie przewinęło się w kontekście transferu Kolumbijczyka, ile to już za niego nie płacono, ile... a sam zainteresowany wybrał ostatecznie AS Monaco. I jest to naprawdę bardzo zaskakujący ruch kolumbijskiego piłkarza, ponieważ trudno powiedzieć, co, oprócz pieniędzy, skusiło Falcao do przeprowadzki do Francji. Oczywiście nikogo nie powinno dziwić, że reprezentant Kolumbii radzi sobie w Ligue 1, w której dla Monaco strzelił już trzy bramki w czterech spotkaniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24