Fatalna seria zaczęła się w marcu w Krakowie w meczu z Wisłą. Lechita został w 22. minucie uderzony w nos. Krwotok udało się zatamować, a obrońca pokazał, że jest prawdziwym twardzielem. Wrócił na murawę i dotrwał do przerwy. Dopiero w szatni okazało się że ma złamany nos i nie może grać. Po kilkudniowej pauzie wrócił na boisko w specjalnej masce.
Wołąkiewicz nie będzie wspominał mile też sierpniowego meczu w Pucharze Polski w Grudziądzu. W starciu z jednym z rywali został uderzony w twarz. I znów uraz uniemożliwił mu kontynuowanie spotkania. Diagnoza lekarska brzmiała: stłuczenie okolicy żuchwowej. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że nie doszło do złamania czy pęknięcia.
W niedzielę Wołąkiewicza bezpardonowo potraktował Piotr Wiśniewski, który trafił go korkami w twarz. Trener Rumak przyznał, że jego podopieczny wygląda jak po walce w MMA. - Hubert najwięcej ran ma na twarzy. Ucierpiało czoło, nos i wargi, ale również ręką, która jest stłuczona. Na razie trudno przewidzieć, kiedy będzie mógł trenować - powiedział lekarz Lecha, dr Paweł Bąkowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?