Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Żółto-czerwony świat": Pięć lat minęło od zdobycia Pucharu Polski

Jakub Seweryn
Kibice Jagiellonii Białystok pięć lat temu cieszyli się ze zdobycia Pucharu Polski
Kibice Jagiellonii Białystok pięć lat temu cieszyli się ze zdobycia Pucharu Polski Michał Janucik
Jagiellonia Białystok świętowała w sobotę swoje 95. urodziny. To jednak niejedyna rocznica, którą mogą celebrować kibice żółto-czerwonych. W piątek minęło bowiem dokładnie pięć lat od największego sukcesu w historii klubu – zdobycia w Bydgoszczy pierwszego w historii trofeum - Pucharu Polski.

Chyba nikt w Białymstoku nie spodziewał się, że sezon 2009/2010 może zakończyć się w tak wspaniały sposób. Trudno się temu dziwić, jako że na starcie rozgrywek ligowych Jagiellonia musiała się zmagać z karą wymierzoną jej przez Wydział Dyscypliny PZPN. Za swój udział w aferze korupcyjnej białostocki klub musiał zmierzyć się z bagażem dziesięciu minusowych punktów, które sprawiały, że wielu rywali uważało Jagiellonię za murowanego kandydata do spadku. Jak bardzo się mylili, przekonali się o tym już po czterech kolejkach, gdy drużyna Michała Probierza po trzech zwycięstwach i remisie wyszła ‘na zero’. Znakomita gra Frankowskiego, Grosickiego, Bruno i spółki sprawiła, że Jaga szybko dała wszystkim do zrozumienia, iż utrzymanie jest jak najbardziej w jej zasięgu i już na koniec piłkarskiej jesieni mogła się cieszyć z wydostania się ze strefy spadkowej.

I choć drużyna pod względem sportowym balansowała wówczas w Ekstraklasie około szóstego miejsca, na walkę o wyższe cele nie można już było liczyć. Jedyną szansą na zaznaczenie swojej dobrej formy żółto-czerwoni mieli w Pucharze Polski, a i tam pierwsze mecze nie wskazywały na największy triumf białostoczan w historii klubu.

- To był bardzo trudny sezon. Nikt nie mógł myśleć o finale Pucharu Polski, bo wtedy liczyło się tylko utrzymanie. To była dla nas droga przez mękę, bo mieliśmy kilka wzlotów i upadków. Chociażby po remisie 0:0 z Cracovią niektórzy zaczynali wątpić w to, czy uda nam się utrzymać. My jednak wierzyliśmy w ten zespół. Wiedzieliśmy, że nie da się grać rewelacyjnie przez cały sezon. Dopiero w końcówce, gdy już utrzymanie mieliśmy pewne, mogliśmy skupić się na pucharze. Było trochę zamieszania w związku z katastrofą smoleńską, ale ostatecznie najważniejsze, że wszystko się dla nas wtedy skończyło dobrze. Utrzymaliśmy się w ekstraklasie, zdobyliśmy Puchar Polski – wspomina tamte rozgrywki trener Michał Probierz.

Na początek Tychy

Na starcie rozgrywek Jagiellończycy udali się w daleką podróż na Śląsk, gdzie czekał ich pojedynek z drugoligowym GKS Tychy. Pomimo różnicy dwóch klas rozgrywkowych, drużynie Probierza nie było łatwo. Grając bez Tomasza Frankowskiego i Kamila Grosickiego (obaj pojawili się na murawie dopiero na kilkanaście minut przed końcem regulaminowego czasu gry) białostocka ofensywa nie była w stanie solidnie zagrozić mniej renomowanym rywalom, a i ci od czasu do czasu stwarzali sobie dobre okazje pod bramką Grzegorza Sandomierskiego.

O awansie do kolejnej rundy miała zadecydować dogrywka, a na nią żółto-czerwoni wyszli w dziesiątkę z powodu kontuzji Dariusza Jareckiego. Mimo to, już z Grosikiem i Frankiem Jaga była w dodatkowych 30 minutach lepsza od swojego przeciwnika, a gdy wszystko wskazywało na to, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebne będą rzuty karne, Andrius Skerla popisał się znakomitą długą piłką w kierunku Kamila Grosickiego, ten przelobował bramkarza GKS i Jagiellonia rzutem na taśmę zwyciężyła 1:0.

Festiwal jedenastek w Gdyni

Jeśli w Tychach Jagiellonię spotkała bardzo trudna przeprawa, to w 1/8 finału w Gdyni była ona z kolei bardzo bliska odpadnięcia. Tym razem rywalem była ekstraklasowa Arka, a że mecz rozgrywano w Trójmieście, to mająca ogromne problemy na wyjazdach Jaga nie mogła być jego faworytem. Przebieg spotkania zdawał się to potwierdzać. To gospodarze mieli przewagę optyczną i w regulaminowym czasie ówczesny zespół Dariusza Pasieki był o krok o zwycięstwa. Wszystko za sprawą rzutu karnego, jaki został podyktowany dla Arki za faul Bruno Coutinho w 83. minucie gry. Gdyby Adrian Mrowiec go wykorzystał, przygoda Jagiellonii z Pucharem Polskim prawdopodobnie by się zakończyła. Tak jednak nie było. Rafał Gikiewicz doskonale obronił uderzenie piłkarza Arki i choć ten jeszcze miał okazję do dobitki, to strzelił obok bramki.

Kolejna dogrywka w wykonaniu Jagiellonii stała się faktem, a w niej raz jeszcze żółto-czerwoni okazali się lepsi. Dwukrotnie błysnął Kamil Grosicki, którego dwa rajdy indywidualne przyniosły dwie kolejne jedenastki, które na gole zamienił z wielkim spokojem Tomasz Frankowski. Po niezwykle trudnym pojedynku Jaga zwyciężyła w Gdyni 2:0 i mogła cieszyć się z awansu do ¼ finału.

- To był taki piłkarski efekt motyla. Ułamki sekundy, pojedyncze zdarzenia boiskowe mogły zmienić wszystko. W Tychach Kamil Grosicki strzelił zwycięskiego gola dopiero w 119. minucie, następnie męczyliśmy się również w Gdyni, gdzie była fatalna pogoda i mało ludzi na trybunach. Wtedy Rafał Gikiewicz obroną rzutu karnego pozwolił nam dotrwać do dogrywki, gdzie z kolei to my wykorzystaliśmy dwie jedenastki i wygraliśmy 2:0. Potwierdziło się, że droga do sukcesu zawsze jest bardzo trudna. W najważniejszych momentach dopisywało nam szczęście, które w takich sytuacjach jest niezbędne – opowiadał nam szkoleniowiec Jagiellonii.

‘Remontada’ na Koronie

W ćwierćfinale na Jagiellonię czekała Korona Kielce. Żółto-czerwoni mogli cieszyć się, że od tej fazy Pucharu Polski rozgrywane są już dwumecze, bowiem pierwszy pojedynek w Kielcach zupełnie im nie wyszedł. Rozpoczęło się dobrze, bo od gola Tomasza Frankowskiego, ale jeszcze przed przerwą kielczanie trzykrotnie rozmontowali białostocką defensywę, a bramki Mijailovicia, Zielińskiego i Tataja dały im solidną przewagę przed rewanżem w Białymstoku. - Zrobimy wszystko, aby na własnym stadionie odrobić dwubramkową stratę – zapowiedział tuż po porażce 1:3 trener Michał Probierz, ale chyba nawet on sam nie spodziewał się, jak dobrze jest w stanie zagrać jego zespół w rewanżu.

Optymizm kibiców też musiał zdecydowanie zmaleć, gdy zobaczyli oni tuż przed meczem, że tylko na ławce rezerwowych znalazł się Tomasz Frankowski. Niesłusznie, bo to był wieczór Jagiellonii. Zaczął Piotr Klepczarek, poprawił Remigiusz Jezierski, a ostateczny cios wyprowadził z rzutu karnego Hermes i zanim ‘Franek’ pojawił się na boisku, dwumecz był już praktycznie rozstrzygnięty. Zwycięstwo 3:0, przy jednoczesnym odpadnięciu Wisły Kraków i Legii Warszawa, sprawiło, że w Białymstoku coraz głośniej zaczęto mówić o walce o pierwsze w historii klubu trofeum.

- W Kielcach przegraliśmy 1:3, mimo że prowadziliśmy nawet 1:0. Po strzelonej bramce trochę się posypaliśmy, ale potrafiliśmy u siebie wygrać bardzo zdecydowanie. Od pierwszej minuty narzuciliśmy rywalom swój styl gry i to był chyba pierwszy mecz tej drużyny w sezonie, który potrafiliśmy wygrać trzema bramkami. To był bardzo ważny moment dla nas, bo nastąpiło pewne przełamanie, które dało nam dużo wiary w siebie – przyznał trener Probierz.

Nawet sędzia nie mógł zatrzymać rozpędzonej Jagi

Będąc już praktycznie spokojnym o utrzymanie w lidze, Żółto-czerwoni mogli skupić się na Pucharze Polski. W półfinale raz jeszcze w tych rozgrywkach pojechali oni nad Bałtyk, tym razem do Gdańska na pojedynek z tamtejszą Lechią. Mecz ten ułożył się dla Jagi fantastycznie, bo już w szóstej minucie gry po akcji Maycona do siatki trafił Rafał Grzyb, a jeszcze przed upływem pół godziny spotkania genialnym uderzeniem z dystansu popisał się Bruno Coutinho i białostoczanie znaleźli się w znakomitej sytuacji.

Lechiści nie byli w stanie odrobić tych strat w drugiej połowie, choć niemalże ‘za uszy’ ciągnął ją sędzia Marek Karkut. W 70. minucie podyktował on jedenastkę dla Lechii i wyrzucił z boiska Marokańczyka El Mehdiego, a gdy strzał z 11 metrów Karola Piątka obronił Rafał Gikiewicz, to jeszcze tuż przed zakończeniem spotkania po raz drugi wskazał na wapno, tym razem dopatrując się przewinienia Igora Lewczuka na Tomaszu Dawidowskim. Nawet bezstronni komentatorzy TVP tę decyzję nazwali ‘skandalem’, ale to nie zmieniło faktu, że ten prezent zdołał wykorzystać Hubert Wołąkiewicz i przed rewanżem w obozie Biało-Zielonych pozostawały resztki nadziei na awans do finału.

Pojedynek w Białymstoku nie stworzył już jednak emocji w tej rywalizacji. Na trybunach trwało prawdziwe, godne tego wydarzenia święto, a na murawie przewaga ekipy Probierza nie podlegała dyskusji. Lechia mogła opuścić Podlasie z bagażem kilku bramek, ale dobrych okazji do postawienia ‘kropki nad i’ nie potrafili wykorzystać Kamil Grosicki i Bruno Coutinho. Udało się to dopiero w 70. minucie gry Tomaszowi Frankowskiemu i stało się jasne, że po 21 latach żółto-czerwoni ponownie wystąpią w finale Pucharu Polski. Nie zmieniła tego nawet przepiękna bramka Marko Bajicia z rzutu wolnego w ostatnich minutach tego spotkania, bo był to jedyny zryw gdańszczan przez 90 minut, a remis 1:1 wciąż premiował jagiellończyków.

Żółto-czerwony najazd na Bydgoszcz

Już dzień po zapewnieniu sobie awansu, w klubie rozpoczęły się wielkie przygotowania do finału. Żółto-czerwoni dostali od PZPN 4,5 tysiąca biletów na mecz o główne trofeum, w związku z czym kibiców Jagiellonii czekał największy wyjazd w historii klubu. Z tej okazji wynajęto od Polskich Kolei Państwowych aż pięć składów pociągu, które miały przewieźć wszystkich zainteresowanych na miejsce wielkiej piłkarskiej bitwy.

Szybko okazało się, że tych zainteresowanych jest naprawdę wielu. Ostatecznie, wszystkie bilety z jagiellońskiej puli na bydgoski finał były wyprzedane już na trzy dni przed meczem, a do Bydgoszczy udało się łącznie ponad pięć tysięcy sympatyków Jagi. Stolica województwa kujawsko-pomorskiego przywitała ich kilkudziesięciominutowa ulewa. Po niej jednak przyszło słońce, które okazało się dobrym prognostykiem na rozpoczynający się kilka godzin później mecz. Dużą część stadionu Zawiszy dotknął prawdziwy żółto-czerwony potop.

Złota bramka Skerli

22 maja, na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy, Jagiellonia była zdecydowanym faworytem do zdobycia Pucharu. Nic w tym dziwnego, skoro jej rywalem była występująca na zapleczu Ekstraklasy Pogoń Szczecin. Ten mecz mógł się jednak potoczyć inaczej, bo już na starcie pojedynku dużo szczęścia miał stoper Jagi, El Mehdi, który sfaulował przed szesnastką wychodzącego na czystą pozycję Marcina Bojarskiego. Czerwonej kartki dla Marokańczyka jednak nie było, a w kolejnych minutach Jaga zyskała nad Portowcami olbrzymią przewagę. Nie potrafiła jej jednak udokumentować bramkami, przez co długo na tablicy świetlnej bydgoskiego obiektu widniał bezbramkowy remis.

Tuż po przerwie jagiellończykom udało się jednak przełamać impas. Po rzucie rożnym dla białostoczan piłka znalazła się przed szesnastką, gdzie nieczysto z powietrza uderzył ją Jarosław Lato, ale zdołał jeszcze dopaść do niej przed bramką Andrius Skerla i lewą nogą, z woleja, wraz z upływem 48. minuty gry doprowadził do prawdziwej ekstazy wszystkich sympatyków Jagiellonii, zarówno tych przebywających na stadionie, jak i dziesiątki tysięcy zgromadzonych przed telewizorami.

Pogoń była bezradna, nie umiała zareagować, a Jagiellonia wyprowadzała kolejne bardzo groźne kontry, ale nie umiała przypieczętować swojego zwycięstwa. Kolejnymi doskonałymi interwencjami popisywał się bowiem Radosław Janukiewicz, raz za razem zatrzymując Tomasza Frankowskiego, Kamila Grosickiego i Remigiusza Jezierskiego. Po końcowym gwizdku sędziego Roberta Małka to już jednak nie miało znaczenia. W szeregach żółto-czerwonych zapanowała wielka radość, godna pierwszego tak wielkiego sukcesu całego klubu. Stało się jasne, że dzień 22 maja 2010 roku na trwałe zapisze się w jagiellońskiej historii.

- Finał to już jest jeden mecz, który dzieli od trofeum. Przeciwko Pogoni nie wykorzystaliśmy multum sytuacji stuprocentowych, powinniśmy wygrać zdecydowanie wyżej, a tak wciąż wiele mogło zależeć od przypadku. Na szczęście naszym bohaterem został Andrius Skerla i skończyło się wynikiem 1:0, który w takich meczach smakuje najlepiej – wspomina trener Jagi.

Podsumowanie

Zdobycie pięć lat temu Pucharu Polski rozpoczęło fantastyczne miesiące dla kibiców żółto-czerwonych. Jagiellonia potrafiła bowiem zdobyć jeszcze Superpuchar Polski, wygrywając w Płocku z Lechem Poznań 1:0, wywalczyć ‘mistrzostwo jesieni’, a następnie zająć najlepsze w historii klubu czwarte miejsce w Ekstraklasie. Do tego należy dołożyć także dwa kolejne występy w europejskich pucharach i choć rywalizacji z kazachskim Irtyszem Pawłodar nikt w Białymstoku pamiętać nie chce, to dwumecz z greckim Arisem wraz z ‘emocjonującym’ wyjazdem do Salonik na długo zapadnie w pamięć wielu sympatykom Jagi.

Puchar spowodował też, że w polskiej piłce zupełnie inaczej zaczęto spoglądać na Jagiellonię. Od tej pory to już nie była drużyna, której powrót do niższych klas rozgrywkowych miał być kwestią czasu, ale przynajmniej bardzo solidny średniak, który od czasu do czasu jest w stanie sprawić niespodziankę w Ekstraklasie. To wszystko sprawia, że Jaga przeżywa najlepszy okres w swojej 95-letniej historii, rozgrywając już ósmy kolejny sezon w krajowej elicie, a drugie podejście w białostockiej drużynie trenera Michała Probierza ponownie rozbudziło apetyty podlaskich sympatyków.

- Budowa tej drużyny nie opierała się tylko na zdobyciu Pucharu Polski. To był cykl trzyletni. Już w drugim roku udało się osiągnąć wielki sukces, graliśmy dwa razy w ciągu trzech lat w europejskich pucharach, o czym nie zawsze się pamięta – zaznaczył trener Probierz. - Jest tutaj grupa ludzi oddanych klubowi, dzięki czemu wiele spraw daje się załatwić bardzo szybko. Organizacja klubu jest na wysokim poziomie, w porównaniu chociażby do kilku korporacyjnych klubów, w którym miałem okazję pracować. Trzeba się cieszyć, że Jagiellonia latami utrzymuje się na poziomie Ekstraklasy, jest dobrze postrzegana w kraju i kto wie – być może w tym roku zaskoczy wszystkich jeszcze bardziej.

Żółto-czerwoni są na najlepszej drodze, aby uczcić swój jubileusz kolejnym znakomitym wynikiem sportowym. Pięć lat temu był Puchar i Superpuchar Polski, dziś ekipa Probierza walczy o podium i kolejne występy w Europie, a być może nawet o mistrzostwo Polski. Do odważnych świat należy, co jagiellończycy pokazali w 2010 roku.

Obserwuj

@KubaSeweryn

Jagiellonia Białystok

@JagielloniaNews

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24