Błędy bramkarza utrudniły Warcie Poznań walkę o utrzymanie. Zobacz oceny piłkarzy Zielonych

Jeszcze przed meczem kibice Warty Poznań otrzymali świetne informacje dotyczące przyszłości klubu. Jeżeli Zieloni zdołają się utrzymać w lidze, to kolejny sezon w ekstraklasie będą rozgrywać mecze na Enea Stadionie w Poznaniu. Poznaniacy otrzymali licenę od Komisji Licencyjnej PZPN, w której zgłosili, że ich domowym obiektem będzie ten przy Bułgarskiej.

Jednak, aby tak się stało, podopieczni trenera Dawida Szulczka muszą udowodnić to na boisku.

W piątkowym meczu z Piastem Gliwice szkoleniowiec warciarzy postawił na tę samą jedenastkę, co w poniedziałkowym pojedynku ze Stalą, w którym to Warta rozgromiła mielczan aż 5:2.

Piłkarze Warty Poznań rozpieścili swoich kibiców tym ostatnim meczem. Każdy spodziewał się równie efektywnej i efektownej gry ze strony Zielonych. Tak się jednak nie stało. Strzałów było jak na lekarstwo, a jak ktoś już przeprowadzał groźne sytuacje, to byli to gospodarze.

Jedyny celny strzał oddali poznaniacy. Niilo Maenpaa w stylu Roberta Lewandowskiego w spotkaniu z GKS Bełchatów w 2008 roku próbował umieścić piłkę w siatce, jednak czujny na posterunku był Frantisek Plach. Chwilę później zaatakowali gospodarze i Miłosz Szczepański strzałem z dystansu próbował pokonać Jędrzeja Grobelnego.

Tak oceniamy piłkarzy Warty Poznań w meczu z Piastem Gliwice. Zobacz w galerii:

Do szatni z przewagą jednego gola schodzili goście. Gapiostwo Szymonowicza oraz poślizgnięcie się Grobelnego wykorzystał Kamil Wilczek. Ten miał rozpocząć spotkanie z ławki rezerwowych, jednak w ostatniej chwili musiał zastąpić Jorge Felixa. 36-latek na wślizgu, czubkami palców kopnął w piłkę i zdobył swoją pierwszą bramkę od blisko roku.

Po zmianie stron Warta Poznań nie rzuciła się do odrabiania strat. Dała przejąć inicjatywę Piastowi, jednak gospodarze zbytnio nie wiedzieli, jak to przekuć w kolejną bramkę.

Dopiero po roszadach gra poznaniaków się nieco ożywiła. Szczególnie po wejściu Tomasa Prikryla, który ponownie dał się poznać z tej dobrej strony. To po jego akcji w świetnej sytuacji był Zrelak, jednak strzał Słowaka zatrzymał słupek. W 89. minucie fatalnym błędem ponownie w tym meczu "popisał się" Jędrzej Grobelny. Ten chcąc obronić strzał, który leciał na aut bramkowy, zrobił to na tyle niefortunnie, że futbolówka spadła wprost pod nogi Grzegorza Tomasiewicza, a ten bez żadnych problemów ustalił wynik na 2:0.

Ekipa Szulczka na własne życzenie ponownie wplątała się w kłopoty, bowiem z przebiegu spotkania śmiało było można myśleć o wywiezieniu ze Śląska choćby jednego punktu.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News