Ewa Augustyn, sędzia z Gdańska: Jako kobieta muszę udowadniać, że jestem co najmniej tak dobra jak moi koledzy [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Sędzia piłkarska Ewa Augustyn pokonuje kolejne szczeble zawodowej kariery i jest na dobrej drodze, aby przejść do historii futbolu w Polsce
Sędzia piłkarska Ewa Augustyn pokonuje kolejne szczeble zawodowej kariery i jest na dobrej drodze, aby przejść do historii futbolu w Polsce archiwum Ewy Augustyn
Rozmowa z Ewą Augustyn, sędzią FIFA z Gdańska, która od dwóch sezonów prowadzi także mecze mężczyzn na poziomie II ligi, o kobiecie w męskim środowisku, zarządzaniu mężczyznami uganiającymi się za piłką, przyjacielskich relacjach z najbardziej znaną niemiecką sędzią Bibianą Steinhaus oraz możliwościach technologii wprowadzanej do futbolu.

Coraz częściej widać panią na meczach lig centralnych, w II lidze. Zawodowo chyba wszystko idzie w dobrym kierunku?
W moim przypadku wygląda to tak, że pracowałam dziesięć lat na to, aby dostać się na szczebel centralny, do męskiej II ligi. Trzeba naprawdę dużo pracować i przede wszystkim być cierpliwym.

Kobiety z gwizdkiem mają w Polsce trudniej?
Będąc wśród sędziów kobiet przechodzi się pewne projekty kobiece i męskie. To się łączy, a czasem przeplata. Na jednym z seminariów poradziłam się kiedyś Kari Seitz, byłej sędzi międzynarodowej, a teraz obserwatorki FIFA. Zapytałam: Kari, powiedz mi proszę, jak za każdym razem dobrze prezentować się w lidze męskiej? Usłyszałam wtedy, że trzeba udowadniać, że jest się co najmniej tak dobrym, jak mężczyzna. Wychodząc na boisko mam te słowa, gdzieś tam z tyłu głowy. Dobrze wiem i czuję, że to męski futbol, męskie środowisko. Nie zamierzam eksponować swojej kobiecości, chcę być tak samo traktowana, jako moi koledzy sędziowie.

Dziesięć lat z gwizdkiem to kawałek czasu. Pamięta pani momenty przełomowe tej ścieżki?
Każdy etap jest inny. To ścieżka rozwoju. Na każdym etapie wyłapuje się inne swoje niedoskonałości, nad którymi trzeba pracować. Przygotowując się do meczów z udziałem mężczyzn muszę wykonać ogromną pracę. Moi koledzy się ze mnie czasami śmieją, pytając po co to robię. Te przygotowania dają mi pewne poczucie bezpieczeństwa. Przede wszystkim zawsze oglądam oba mecze drużyn, które będę sędziowała robiąc odpowiednie notatki taktyczne. Skrupulatnie podchodzę do wywiadów. Poszukuję treści, wypowiedzi trenerów, w których określają, jak się nastawiają do danych zawodów.

A co pani ma na myśli mówiąc o bezpieczeństwie?
Chodzi mi o spokój przed spotkaniem. Odpowiednie przygotowanie do zawodów pozwala mi osiągnąć taki stan, że wychodzę odpowiednio skoncentrowana na boisko. Jeśli zna się nietypowe zachowania zawodników i jest się na to przygotowanym, jeśli zna się taktykę drużyny, to ja to przekładam na sędziowanie. Taka Chojniczanka Chojnice na przykład, gra wąsko w obronie, a to oznacza, że rywal ma możliwość wyprowadzania dużej liczby dośrodkowań ze skrzydeł. O ile będzie tak grał. Taka taktyka wiąże się z blokowaniem dośrodkowań. Ja wtedy mówię do asystentów przed meczem, żeby na te sytuacje zwrócili szczególną uwagę, żeby byli wyczuleni, bo może dochodzić do blokowania dośrodkowań rękami. Natomiast u drużyny Wigier Suwałki zauważyłam, że po wykonywanym rzucie rożnym pod ich bramką po przechwyceniu piłki potrafią zrobić zabójczą kontrę. To się wiąże z tym, że wiedząc to trzeba bardzo szybko przemieścić się z jednego w drugie pole karne. Tak, aby nie czekać na rozwój akcji i być gotowym do podjęcia może nawet kluczowej decyzji w meczu.

To jest w karierze sędziowskiej jakiś próg, który najtrudniej pokonać?
Najciężej jest dostać się na szczebel centralny. Bardzo się z tego cieszę i szanuję to co mam. Jest to dla mnie duże wyróżnienie i mam też świadomość tego, że muszę o to dbać.

A kolejne przeskoki w sędziowskim topie są już łatwiejsze?
Nie, nigdy nie będzie łatwiej. Chodząc po tej ścieżce za każdym razem muszę dać od siebie jeszcze więcej. Obrazowo – jakiś młody, perspektywiczny sędzia pewnie ma łatwiejszy start z uwagi na płeć, ale to nie problem. Wiem, że ja muszę udowadniać jeszcze więcej. Udowadniać, że to nie jest przypadek, że dotarłam do tego miejsca.

Bibiana Steinhaus latem 2017 roku zadebiutowała w Bundeslidze z gwizdkiem. To się obiło szerokim echem w świecie piłkarskim…
Moja przesympatyczna koleżanka, z którą mam bardzo dobry kontakt.

O, to ciekawe. Jak te relacje wyglądają?
Zawsze starałam się obserwować mecze Bundesligi, które prowadziła Bibiana. Starałam się skupić na tym, w jaki sposób zarządza tymi mężczyznami, jak się z nimi komunikuje. A to nie jest łatwa sprawa. Zdarzają się takie sytuacje, że faceci potrafią być mocno źli. Tak jest, po prostu. W takich momentach trzeba dobrać odpowiednie środki. Na jednego trzeba wrzasnąć, aby patrzył na Ciebie przez pryzmat sędziego, a nie płci. Czasem jest jednak tak, że facet tego wcale nie akceptuje. Trzeba sobie radzić. A jeśli chodzi o Bibianę, to byłam okropnie na nią zła, kiedy zdecydowała się zakończyć karierę. Uważałam, że to dla niej za wcześnie. Jako młokos chciałabym być bliżej niej, aby czerpać jak najwięcej i uczyć się od najlepszej sędzi na świecie. Można to porównać do relacji Sebastian Szymański – Robert Lewandowski. Naprawdę, decyzja Bibiany była dla mnie dużym ciosem.

Długo się znacie?
Nasze relacje zacieśniły się dwa lata temu, na kursie UEFA.

Nawiązałem do Steinhaus, bo ona zadebiutowała w Bundeslidze w wieku 39. Pani ma 31 lat, więc chyba szybciej może trafić do polskiej Ekstraklasy…
Może zaskoczę tą odpowiedzią, ale nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Skupiam się na tu i teraz. Bardzo szanuję to, co mam. Każdym meczem chcę udowadniać, że to miejsce nie jest efektem jakiegoś wymysłu. Co będzie dalej? Mam swój kierunek. Wyznaczyłam sobie cele do zrealizowania. A żeby móc je zrealizować, to poszczególne etapy sobie drobiazgowo zmieniam i dorzucam, tak by spełnić swoje marzenia.

Sędziowanie wiąże się z dużą presją. Czy poziom ligi ma tutaj znaczenie?
Zdecydowanie ma. Im wyższa liga, tym większe pieniądze. Zarządzanie ludźmi jest obarczone coraz większą presją. Dlatego chociażby z tego powodu na kolejnych etapach kariery w ligach jest trudniej.

Piłka nożna to męskie terytorium, o czym już pani wspomniała. Czy często musi się pani o tym przekonywać na boisku?
Nie. To jest tak, że kiedy na boisku jest 22 „chłopa”, to nie każdy każdemu do gustu przypadnie. Będę to podkreślać: ja nie chcę, aby mnie oglądano przez pryzmat płci. Wychodzę na boisko i pierwsze 10 minut to sprawdzanie siebie, a później jest tak, że mężczyźni grają, a ja gwiżdżę.

Kucyk blond włosów musiałaby pani schować…
(śmiech) Kobiety łagodzą obyczaje i z tym się zgadzam. W niektórych nerwowych sytuacjach czasami wystarczy dobranie nietuzinkowego słowa i można „rozbroić” napiętą atmosferę. Na tym to polega. Mężczyźni nadal nie są przyzwyczajeni do tego, że kobieta jest sędzią. Kiedy mają impuls, aby skoczyć w danej sytuacji, to to robią. I dobrze. Moja w tym rola, aby do tego nie dopuszczać. Ja jestem w tle, a ich interesować powinien tylko gwizdek, a właściwie piłka. Muszę po prostu panować nad harmonią emocji oraz płynności gry.

Widać, że w III i II lidze potrafi pani temperować piłkarzy. Zdarzały się mecze, w których było po 8-9 żółtych kartek, a nawet czerwone.
Staram się wchodzić w głowy piłkarzy i podchodzić do nich indywidualnie. Jeżeli wiem, że ktoś nie lubi uwag słownych, to nic nie mówię i używam tylko gwizdka. Gwiżdżę wtedy, kiedy jest przewinienie, można powiedzieć, że staram się dogadać bez słów. A jeśli ktoś chce, aby coś wytłumaczyć, to w wolnej chwili to robię lub po prostu wyjaśniam, że można do tego wrócić później. Na boisku chodzi o to, aby móc się dogadać i współpracować.

Utarło się wśród kibiców, ale podsycane to jest czasami przez samych trenerów, że błędy sędziowskie uchodzą im płazem. Jak to wygląda od strony sędziego?
Nie uchodzą płazem. Od weryfikacji pracy sędziego jest zarząd i prezes. I jeśli widzą, że ktoś się nie nadaje, podjął złą decyzję lub „wielbłąda”, to dostaje tzw. zamrażarkę. Opinia sędziego jest subiektywna i jest narażona na błąd. Stąd też został wprowadzony system VAR, aby tych błędów się wystrzegać.

Wydaje mi się, że zaczynamy mieć piłkę nożną dwóch prędkości. Mamy futbol topowy ze wsparciem technologicznym i grę w niższych ligach, gdzie są tradycyjne rozwiązania. Czy to też wymaga od sędziego innego przygotowania?
Miałam możliwość współpracować z systemem VAR w Lizbonie, gdzie pojechałam z Szymonem Marciniakiem. To jest inna praca. Tam mieliśmy ćwiczenia, w których sprawdzaliśmy przewinienia w polu karnym, przed polem karnym, łapanie piłki rękoma przed i za linią pola karnego. Trenowaliśmy i podejmowaliśmy decyzje. Nieraz zdarzało się tak, że trzeba się było posiłkować technologią. Komfort pracy sędziego jest dużo większy, kiedy jest możliwość sprawdzenia czegoś co zaszło na boisku. Wierzy się w to, że zrobiło się wszystko, co trzeba, aby jak najlepiej móc przyjrzeć się danej sytuacji. Czasami zdarzają się jednak błędy. System VAR pozwala to zweryfikować i dla mnie to jest w porządku.

Pani zdaniem technologia będzie wypierać człowieka, jeśli chodzi o ocenę kluczowych sytuacji w meczu?
Nie sądzę. Przepisy są tak skonstruowane, że nie technologia decyduje. Ona tylko ułatwia podjąć decyzję. To tak, jak ze spojrzeniem trenera na zawodnika, który wykonuje jakieś zadanie na boisku. Z boku trener potrafi lepiej ocenić sytuację, widzi alternatywne rozwiązania dla tego zadania. A piłkarz na boisku czasami tego lepszego spojrzenia nie ma i twierdzi, że nie umie tak zagrać.

To zapytam jeszcze o faule. W niskich ligach zazwyczaj musi być noga „urwana”, aby sędzia użył gwizdka. W profesjonalnych rozgrywkach coraz częściej muśnięcia decydują o takich przewinieniach. Są sposoby na rozpoznawanie aktorów?
Chociażby w ostatnim meczu Wigry Suwałki – Chojniczanka Chojnice miałam próbę wymuszenia rzutu karnego. Jako sędziowie mamy szkolenia, na których dostajemy wytyczne, jak uniknąć takich sytuacji i na co zwrócić szczególną uwagę. Druga rzecz to system VAR. Ja akurat nie sędziuję takich meczów, ale ci, którzy taką możliwość mają, to mają czyste kapcie. W UEFA tendencja jest teraz taka, że nie ma „miękkich” karnych. Ostatnio dostaliśmy materiał szkoleniowy i z niego wynika, że lekki kontakt między zawodnikami nie ma powodować prostego gwizdka.

Dobre relacje z europejskim środowiskiem sędziów ułatwiają pracę w pani przypadku?
Przede wszystkim jestem na bieżąco z wytycznymi, trendami, które powstają. Te szkolenia są naprawdę wartościowe. Konkretne decyzje podejmowane przez sędziów w europejskich pucharach, w Lidze Mistrzów oczywiście też, omawiane są na naszej wewnętrznej platformie. Te komentarze zmierzają do tego, aby później być jednolitym w reakcjach na sytuacje.

Jaka piłka marzy się pani w przyszłości? Jaką rolę chciałaby pani w niej odegrać?
Będę starała się zrobić wszystko, aby osiągnąć jak najwięcej. Dopóki będę mieć zapał, determinację i możliwości rozwijania się, a schodząc z boiska nie będę wstydzić się za swoje decyzje, to mam nadzieję, że będę jak najwięcej z tego czerpała radości. A co mi przyniesie los? O to już trzeba zapytać Tego u góry. (śmiech)

***
Ewa Augustyn to 31-letnia gdańszczanka, absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku na kierunku wychowanie fizyczne. Reprezentuje Kolegium Sędziowskie Pomorskiego ZPN-u. Plakietkę FIFA Referee otrzymała w 2015 roku. First Category UEFA, czyli poziom drugi po elicie, posiada od 2019 roku. Była rozjemczynią półfinału mistrzostw Europy do lat 19 kobiet w 2019 roku. Prowadzi mecze Ligi Mistrzyń i eliminacji mistrzostw Europy oraz świata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ewa Augustyn, sędzia z Gdańska: Jako kobieta muszę udowadniać, że jestem co najmniej tak dobra jak moi koledzy [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na gol24.pl Gol 24