Ligowa krucjata (1. kolejka): Bądźmy jak Korea Północna!

Grzegorz Ignatowski
Po zakończonych mistrzostwach świata i pierwszych meczach polskich drużyn w europejskich pucharach, liga polska miała smakować jak zimna kawa, w której ktoś zamiast cukru dosypał soli. Jednak właśnie w takich sytuacjach powinniśmy jeszcze bardziej uważnie patrzeć na grę ligowców i wskazywać zarówno słabe, jak i mocne strony.

I właśnie po to wróciła krucjata, bo wydaje się, że w polskich mediach za mało jest konstruktywnej krytyki, a jeszcze mniej pochwał, jeżeli któremuś z piłkarzy gra w piłkę zacznie wychodzić nieco lepiej. Ale spokojnie, humoru jak zwykle, nie zabraknie.

Podbeskidzie - Pogoń 2:3

Ekstraklasa powiedziała kibicom "dzień dobry". To "dzień dobry" miało zaskakująco optymistyczny wydźwięk, bo mecz stał na niezłym poziomie, emocji było co nie miara, a i bramek wpadło dużo. Do tego zarówno Pogoń jak i Podbeskidzie pokazały coś, co do polskich drużyn jakoś nie bardzo pasuje - dobrą organizację. Mimo, że gospodarze ten mecz przegrali, to jakoś nie mogę się pozbyć wrażenia, że żadnej z tych drużyn nic złego w tym sezonie się nie stanie.

Obie drużyny grały dobrze, ale byli też zawodnicy, którzy wybili się ponad to. Mowa o Adamie Frączczaku i Dominiku Kunie. Ten pierwszy dostał już masę pochwał w przeróżnych mediach, ale warto też zwrócić uwagę na 21-letniego Kuna. Ten zawodnik doskonale czuje przestrzeń i nie boi się jej wykorzystać zarówno kiedy chodzi o podanie do partnera na dobieg, jak i indywidualną szarżę. Jeśli do tego dodamy, że były piłkarz Stomilu Olsztyn dysponuje niezłą szybkością i jest dobrze wyszkolony technicznie to okaże się, że rośnie nam w Szczecinie kawał piłkarza.

Z tego meczu można wyciągnąć bardzo ciekawe wnioski. Dlaczego polski kibic ma się męczyć z oglądaniem naszych drużyn eksportowych w europejskich pucharach? Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Zrezygnujmy z transmisji meczów w telewizji i zachwycajmy się meczami typu Podbeskidzie - Pogoń! Będziemy zdrowsi. A jeśli ktoś zapyta, jak prezentujemy się na tle Europy, to pójdźmy śladem Korei Północnej i stwórzmy filmik, według którego w finale Ligi Mistrzów Legia Warszawa wygrała z Bayernem Monachium 7:1.

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1:1

Ten mecz był czymś w rodzaju podróży w czasie. Kiedy fani zobaczyli składy obu drużyn, to zapewne niejeden z nich zastanawiał się, czy przypadkiem nie obudził się pięć lat wcześniej. Na jednym boisku zagrali Łukasz Mierzejewski, Sebastian Szałachowski, Grzegorz Bonin, Przemysław Kaźmierczak, Paweł Brożek, Dariusz Dudka, Arkadiusz Głowacki czy Łukasz Garguła. Niewykluczone, że niektórzy poczuli się jak w popularnym niegdyś serialu telewizyjnym "Strefa Mroku".

A z tego mroku wyskoczył Tomasz Nowak, który już w pierwszej kolejce stał się najpoważniejszym kandydatem do zgarnięcia nagrody za najładniejszą bramkę sezonu. I po co nam europejskie puchary, skoro w lidze polskiej też padają przepiękne gole? Kto nie widział strzału Nowaka powinien czym prędzej nadrobić zaległości.

Zobacz bramkę Tomasza Nowaka

Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 2:2

Czego ta Lechia miała nie zrobić z rywalami. Już mówiono, że włączy się do walki o mistrzostwo, że Borysiuk i Pawłowski będą trzęśli ligą i wniosą do niej nową jakość. Tymczasem ten Pawłowski był najsłabszym zawodnikiem na boisku i jedyne, co można zarzucić trenerowi Machado zmieniając byłego zawodnika Malagi, to zapytać dlaczego zrobił to tak późno. Pawłowski był słabym punktem, nie wywiązywał się z zadań taktycznych, będąc zazwyczaj nie tam gdzie trzeba i podejmując niemal wyłącznie złe decyzje. Na szczęście Borysiuk był na drugiej stronie bieguna i zaliczył całkiem udany występ, często odbierając piłkę przeciwnikom a następnie umiejętnie ją rozgrywając. Pierwsze koty za płoty, Lechia z każdym tygodniem będzie coraz silniejsza i może ona skorzystać na podziale na grupę mistrzowską i spadkową.

W gdańskim zespole zaskakuje tylko jedna rzecz. Co robił w składzie Tiago Valente? Czy na treningach nie widać, że porusza się on jak odurzony hipopotam? A przecież w Lechii jest na przykład Adam Dźwigała, który jest jednym z najlepszych polskich zawodników defensywnych młodego pokolenia.

Legia Warszawa - GKS Bełchatów 0:1

W tym meczu udział brał mistrz Polski. Kto w zeszłym sezonie nie oglądał meczów Legii z wysokości trybun, zapewne do tej pory nie jest pewny, czy w zeszłym sezonie nie był okłamywany, tak jak Koreańczycy z Północy podczas mundialu. W tej drużynie nie było nic z drużyny, która zdobyła tytuł mistrzowski. Był za to chaos. Chaos, który wywołał w Bogusławie Leśnodorskim wyrzut sumienia.

Wierzę, że Henning Berg ma jakąś wizję i to co zrobił w pierwszych spotkaniach to tylko głupia pomyłka, wynikająca z dziwnego założenia, że składem trzeba rotować do bólu. A przecież Berg powinien wiedzieć najlepiej, że można grać dwa razy w tygodniu i żyć dalej. Gorzej jeśli w tej wizji główną rolę odgrywają Helio Pinto i Jakub Kosecki. Młody "Kosa" niedawno wziął ślub, ale chyba nikt nie sprawdził czy przypadkiem nie poznał swojej żony udając, że został przez nią sfaulowany. A co z Helio Pinto? Był nadzwyczaj konsekwentny. Z zadziwiającym uporem unikał walki i z zadziwiającą konsekwencją posyłał piłkę wprost na głowę rywali.

Jednak jak tu mówić o jakiejkolwiek wizji, skoro mistrz Polski sprowadza do ataku typowego szybkościowca, podczas gdy jego przeciwnicy w lidze polskiej skupiają się na defensywie i grze z kontry. Nie mówcie, że Piech jest słabym napastnikiem. On zwyczajnie do tej Legii nie pasuje i szanse, że stanie się lekarstwem na problemy mistrza Polski w ataku są takie same jak to, że odurzony hipopotam zostanie królem strzelców polskiej ekstraklasy.

Lech Poznań - Piast Gliwice 4:0

Media odmieniały nazwisko Vojo Ubiparipa przez wszystkie przypadki. Najlepszy tytuł znaleźliśmy na sport.pl: "Vojo-wniczy Lech". Vojo strzelił trzy bramki i dołożył do tego asystę i zasłużenie został piłkarzem meczu. Ciekawe co o tym myślą Estończycy z Nomme Kalju. Jeśli wysłannicy tego klubu oglądali spotkanie z Piastem to zapewne mają wrażenie, że rywalem poznaniaków byli bohaterowie filmu "Mordercze klauny z kosmosu". Jeśli nie widzieliście to próbka na filmiku poniżej. Czy to przypadek, że jeden z aktorów przypomina posturą Dawida Janczyka?

Zawisza Bydgoszcz - Korona Kielce 2:0

Może i ten mecz stał na słabym poziomie, może ludzie zasypiali, rozwiązywali sudoku, grali w węża, układali pasjansa, czy zajmowali się innymi niezwykle pasjonującymi rzeczami, ale trzeba przyznać, że Zawisza spisał się bardzo dobrze. Nie chodzi tylko o fakt, że wykorzystał dwa koszmarne błędy rywali i wygrał 2:0. Ważne jest to, że nawet w chwilach słabości bydgoszczanie byli w stanie stworzyć zagrożenie strzałami z dystansu, przez co wydawało się, że to oni cały czas kontrolują przebieg spotkania. Widać, że trener Jorge Paixao wie jak wykorzystać atuty Piotra Petasza czy Samuela Mirandy, choć jeden znakomity strzał z dystansu to za mało, by uznać ten element sztuki futbolowej za jego atut.

Co z Koroną? Chciałoby się kogoś pochwalić, ale... nie ma za co. Za to przy Sylwestrzaku i Ouattarze trzeba się na chwilę zatrzymać. Takie klopsy, jakie popełnili ci zawodnicy rzadko zdarzają się nawet w drużynach juniorskich. Nie ma dla nich żadnego wytłumaczenia. Na tym poziomie takie błędy nie mają prawa się zdarzyć.

Zobacz błąd Ouattary przy golu Kadu

Śląsk Wrocław - Ruch Chorzów 2:0

Taki Śląsk chcemy oglądać. Prący do przodu, odważny, agresywny i co najważniejsze - skuteczny. Duża w tym zasługa Lukasa Droppy i Roberta Picha, którzy w tym sezonie mogą odegrać kluczową rolę w drużynie Tadeusza Pawłowskiego. Jeśli ta dwójka dalej będzie prezentowała wysoką formę, to w przyszłym sezonie Śląsk będzie musiał męczyć się z Estończykami, Kazachami, lub innymi gigantami futbolu w europejskich pucharach.

Ruch na tle Śląska wyglądał, jakby ktoś załatwił tej drużynie puchary przy zielonym stoliku. Nie chodzi tylko o to, że nie ma już Jankowskiego, bo słabo zagrał też kreowany na lidera Filip Strarzyński i chyba tylko o Bartłomieju Babiarzu można powiedzieć coś pozytywnego. Jednak jeden pozytyw to za mało by nawiązać równorzędną walkę z Vaduz.

Górnik Zabrze - Cracovia 2:0

W tym meczu stało się coś, co powinno trafić do Archiwum X. W starciu Oleksandra Szweluchina z Dawidem Nowakiem kontuzji doznał... ten pierwszy! Tego podobno sam Chuck Norris nie potrafi zrozumieć.

Górnik zagrał solidnie, a kluczową rolę odegrali Augustyn, Madej i Zachara. Nie ma jednak potrzeby mydlić oczu, ten Górnik wciąż jest przeciętny i wygrał głównie dlatego, że rywal nie może się jeszcze odnaleźć ze zmianą sposobu gry. Cracovia nie stosowała już strategii wymiany tysiąca podań na własnej połowie i starała się szybko przenosić ciężar gry w strefę niebezpieczną dla przeciwnika. Tym razem nie przyniosło to efektu, choć trzeba przyznać, że sytuacje były. "Pasy" z Robertem Podolińskim i nowym stylem gry powinny z każdym dniem radzić sobie coraz lepiej i efekt nowej miotły powinien być kwestią czasu.

Podsumowując - 1. kolejka ekstraklasy była ciekawa i kibice mogą być zadowoleni. Jednak mogą oni mieć wrażenie, że to zadowolenie będzie się pojawiało wyłącznie w pojedynkach polsko-polskich. Cała nadzieja w ludziach pokroju Dariusza Wdowczyka, Leszka Ojrzyńskiego, Kamila Kieresia i Roberta Podolińskiego, o ile ktoś pozwoli im pracować wystarczająco długo by zbudować solidny zespół i o ile nie zaczną oni kłaść większego nacisku na show niż na pracę z drużyną jak uczynił to Michał Probierz na konferencji prasowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24