ŁKS zmiażdżył kandydata do spadku. Start Brzeziny przyjął cztery gole

Monika W.
Łódzki Klub Sportowy wręcz zmiażdżył rywala przed własną publicznością
Łódzki Klub Sportowy wręcz zmiażdżył rywala przed własną publicznością kwadrans_po
Oczekiwaniom kibiców stało się zadość. W piątkowe popołudnie podopieczni Wojciecha Robaszka pokazali na co ich stać i po raz kolejny dopisali do swojego konta komplet punktów. Łodzianie nie dali szans rywalowi i całkowicie zdominowali broniący się przed spadkiem Start Brzeziny.

Podobnie jak w Zduńskiej Woli, łodzianie potrzebowali kwadransa by złapać rytm i zacząć grać swoje. Pierwsze minuty spotkania nie zapowiadały tego, co miało nastąpić już niedługo, a wręcz wydawało się, że plasujący się na przedostatnim miejscu w tabeli IV ligi Start Brzeziny będzie w stanie utrudnić gospodarzom dopisanie do swojego konta kolejnych punktów.

Chociaż już na samym początku meczu Adam Patora miał możliwość wyprowadzenia podopiecznych Wojciecha Robaszka, to właśnie po upływie tego czasu biało-czerwono-biali pokazali do potrafią. Dał się jednak we znaki pech prześladujący najlepszego w rundzie jesiennej napastnika i aż trzykrotnie nie wykorzystał dogodnych okazji na strzelenie gola, najpierw posyłając piłkę obok bramki, następnie uderzając w słupek, by na koniec razem z Pawłem Hajduczkiem rozminąć się z nadlatującą futbolówką i nie oddać strzału. Więcej szczęścia miał za to Aleksander Ślęzak, który w dwudziestej siódmej minucie powtórzył swoje zagranie ze Zduńskiej Woli i wykończył głową dośrodkowanie Adriana Kasztelana z rzutu rożnego, jako pierwszy w tym spotkaniu pokonując Dariusza Słowińskiego.

Na drugiego gola nie musieliśmy długo czekać. Już chwilę później w polu karnym gości upadł jeden z zawodników ŁKS-u i asystujący przy poprzedniej bramce dla gospodarzy pomocnik pewnie wykonał podyktowaną przez arbitra jedenastkę. Na tym się jednak nie skończyło. Brzezinianie za szybko odetchnęli z ulgą, gdy Ślęzakowi nie udało się kierować piłki do siatki po wykonanym przez Kasztelana rzucie wolnym, bo ta trafiła pod nogi obrońcy, Marcina Zimonia, który dopełnił formalności i jako ostatni w pierwszej części spotkania dopisał się na listę strzelców.

Mylił się jednak kto sądził, że na drugą połowę łodzianie wyjdą z celem utrzymania czystego konta i obrony wyniku. Od pierwszych jej minut ruszyli z atakiem, jednak znowu dał o sobie znać pech prześladujący zwłaszcza Adama Patorę, który w świetnej sytuacji posłał piłkę... prosto w bramkarza. Poważniejsze powody do złości miał jednak strzelec drugiego gola, bo futbolówka po nieudanym uderzeniu kolegi trafiła prosto pod jego nogi, a on zamiast wykorzystać prawie że stuprocentową okazję, wybił ją obok słupka. Podobnie zresztą chwilę później huknął Paweł Hajduczek. Co się odwlecze to nie uciecze i w pięćdziesiątej ósmej minucie Kasztelan pozbył się rywali, dobrze przymierzył z lewego skrzydła i raz jeszcze - a jak się potem okazało po raz ostatni - pokonał Dariusza Słowińskiego.

Tym razem już rozluźnienie dało o sobie znać i podopiecznym Wojciecha Robaszka nie udało się w ostatnie pół godziny meczy doprowadzić do zmiany wyniku. Bliscy tego byli za to goście, którzy chyba w jedynej skonstruowanej przez nich groźnej akcji o mało co nie zmusili Konrada Przybylskiego do wyjmowania piłki z siatki. Po dośrodkowaniu od Tomka Kazimierczaka futbolówka wylądowała na głowie Jacka Bernata, ale ten minimalnie się pomylił i posłał ją obok słupka. Całkowicie zdominowany zespół z Brzezin nie dostał już od gospodarzy drugiej okazji i musiał pogodzić się ze sromotną porażką.

- Trzeba zacząć od tego, że liczy się dla nas kolejne zwycięstwo - podkreślił po zakończonym spotkaniu zdobywca trzeciej bramki, Marcin Zimoń. - To jest ten moment, gdzie moim zdaniem złapaliśmy już właściwy rytm i zespół gra tak, jak trener tego od nas oczekuje. Przeciwnik był na pewno co najmniej o klasę słabszy, ale uważam, że zrobiliśmy swoje i zdecydowanie wygraliśmy - dodaje. W podobnym tonie wypowiada się Adam Patora, który choć sam nie był w stanie przełamać pecha i pokonać Słowińskiego, to jednak z wyniku jest zadowolony. - Byliśmy przez całe spotkanie drużyną lepszą i zdominowaliśmy rywala w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Cieszą trzy punkty i dobrze wykonana przez zespół robota.

W piątkowym spotkaniu miał także okazję porządnie zadebiutować Damian Kopa, którego w Zduńskiej Woli oglądaliśmy zaledwie przez dwie minuty, ale już w pojedynku ze Startem Brzeziny dostał od Wojciecha Robaszka prawie kwadrans na pokazanie swoich umiejętności. - Jestem zadowolony, że trener dał mi szansę i mogłem zagrać w tym meczu, zwłaszcza, że wygraliśmy 4:0. Mam nadzieję, że będę mógł wspomóc zespół swoją grą w zdobywaniu awansu do trzeciej ligi - stwierdził dwudziestojednoletni pomocnik łódzkiego klubu. - Pierwszy raz grałem przed tak liczną publicznością i byłem trochę spięty, ale gdy wszedłem na boisko skupiałem się już tylko na grze - zapewnia. Być może kolejny raz będzie mógł się nam zaprezentować już w przyszłym tygodniu, ponieważ w Wielką Sobotę biało-czerwono-biali pojadą do Pajęczna, by tam zmierzyć się z miejscową Zawiszą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24