Mistrzostwa Świata. Polskie mundiale: w 1974 roku "Orły Górskiego" zadziwiły świat

OPRAC.: Jakub Maj
Kiedy przed mundialem w 1974 roku reprezentacja Polski przegrała sparing z VfB Stuttgart 1:4, krajowe media mocno skrytykowały piłkarzy Kazimierza Górskiego. Trener odpowiadał, że dopiero turniej pokaże prawdziwe oblicze drużyny. Nie mylił się. Jego zespół wkrótce zadziwił świat.

"Orły Górskiego" pokazały pazury już w eliminacjach mistrzostw świata, kiedy dzięki zwycięskiemu remisowi na Wembley (1:1) zablokowały drogę do turnieju finałowego Anglikom, którzy siedem lat wcześniej zostali najlepszą jedenastką globu. W meczach towarzyskich poprzedzających MŚ reprezentacja Polski prezentowała się jednak poniżej oczekiwań kibiców.

Wylosowanie w grupie Argentyny i Włoch wielu potraktowało jako zapowiedź niepowodzenia już na początku turnieju w RFN. Polska i Haiti to mieli być "chłopcy do bicia" dla piłkarskich potęg.

Już inauguracyjny mecz z Argentyńczykami pokazał jednak, jak Górski świetnie przygotował zawodników do mistrzostw. Polska wygrała 3:2, a później rozgromiła Haiti 7:0 i pokonała Włochów 2:1. Wtedy biało-czerwoni byli na ustach wszystkich. W kolejnej fazie skromnym 1:0 odprawili do domu Szwedów, a później pokonali Jugosławię 2:1.

Finał był w zasięgu ręki, ale by do niego dotrzeć, trzeba było pokonać gospodarzy. Niemcom do awansu wystarczył remis. W słynnym "meczu na wodzie" we Frankfurcie Polacy grali bardzo dobrze i mieli więcej sytuacji strzeleckich. Jednak po błędzie obrońców Gerd Mueller zdobył gola dającego gospodarzom finał (0:1).

W późniejszych wypowiedziach Górski nigdy nie krytykował decyzji sędziów, którzy zezwolili na rozegranie meczu w ekstremalnych warunkach. Na konferencji prasowej powiedział: "Przegraliśmy po równorzędnej walce z finalistą mistrzostw świata, którego ja typuję na zwycięzcę. Wpajam piłkarzom, że trzeba umieć przegrywać".

Trener się nie pomylił. Niemcy zdobyli tytuł. W swoim ostatnim występie w mistrzostwach Polacy ponownie pokazali klasę - pokonali w meczu o trzecie miejsce broniących tytułu Brazylijczyków 1:0. Decydującą bramkę po rajdzie przez pół boiska zdobył Grzegorz Lato, z siedmioma trafieniami król strzelców turnieju. Warto dodać, że drugi był w tym zestawieniu Andrzej Szarmach, który ze względu na kontuzję stawu skokowego nie zagrał z Niemcami.

"Często myślę o tym fatalnym meczu z RFN. Sami piłkarze niemieccy mówili później, że o ich zwycięstwie zadecydował przypadek. Ale przede wszystkim to spotkanie nie powinno się odbyć. W dzisiejszej piłce coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Nawet wtedy przy takich warunkach odwoływano mecze. Na zalanym boisku zupełnie nie dało się przyspieszyć gry. Technika nie miała znaczenia. Piłka uciekała jak na filmach rysunkowych. Niemcom remis wystarczał do finału. My musieliśmy wygrać, mieliśmy więc inne założenia, graliśmy inaczej. Mieliśmy okazje, żeby strzelić gola, ale ratował ich bramkarz. Ja w pierwszej połowie miałem sytuację sam na sam, piłka odbiła mi się od kolana, bramkarz wybił, Gadocha dobijał, ale ktoś go zablokował. Maier obronił też świetne uderzenia Deyny i Kmiecika. Bramkę straciliśmy przypadkowo. Szymanowski nieszczęśliwie odbił, piłka trafiła do Muellera i ten jakoś wbił ją do bramki" - wspominał po latach w rozmowie z PAP Grzegorz Lato.

Jak jednak zaznaczył, polski zespół i tak zaszedł dalej niż się wszyscy spodziewali.

"Tylko trener Górski w nas wierzył do końca. W kraju - i nie tylko - mówili, że nie wyjdziemy z grupy. Miała liczyć się Argentyna i Włochy, a Polska i Haiti miały stanowić tło. Tego sukcesu już nikt nam nie zabierze. Zawsze w statystykach będzie, że Polska miała trzecie miejsce, a Lato był królem strzelców. A jak ktoś będzie chciał sięgnąć głębiej, to dowie się, jak efektowną, nowoczesną piłkę wówczas graliśmy" - dodał.

Jednym z odkryć turnieju był zaledwie 20-letni wówczas obrońca Władysław Żmuda.

"Nie było łatwo, bo przed mistrzostwami zagrałem tylko trzy oficjalne mecze w kadrze. Starsi mieli większe doświadczenie, grali w eliminacjach. Ale takim żółtodziobem to znowu nie byłem. Grałem regularnie w reprezentacji do lat 23, w juniorach i to o dwa lata z wyprzedzeniem. Czułem się pewnie, wierzyłem w siebie. Uważałem, że nie trzeba się bać, bo w sporcie nie ma na to miejsca. Przed mistrzostwami nie liczyłem, że znajdę się w szerokiej kadrze. A tu takie zaskoczenie. Widziałem, że w meczu z Argentyną ciąży na mnie duża odpowiedzialność. Jakbym zawalił, to cała kariera inaczej by się potoczyła. Bramka z Niemcami to moment nieuwagi, Mueller huknął i po sprawie. To był nasz jedyny duży błąd w tym meczu" - przyznał po latach Żmuda, który w sumie w mundialach rozegrał 21 spotkań, najwięcej z Polaków w historii.(PAP)
bek/ st/ bia/ pp/

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24