Twardy jak GÓRA(lski)

Jakub Laskowski
Jacek Góralski przebojem wdarł się na boiska Ekstraklasy.
Jacek Góralski przebojem wdarł się na boiska Ekstraklasy. Maciej Gilewski / jagiellonia.pl
Choć miłośnicy I-ligowych rozgrywek już kilka lat wcześniej okrzyknęli go nadzieją polskiej piłki, dopiero teraz wypłynął na szerokie wody. Przebojowość, nieustępliwość i pewność siebie sprawiły, że o Jacku Góralskim mówi się bardzo dużo, a piłkarscy eksperci nie mogą powstrzymać się od porównań do legendy francuskiego futbolu, Claude'a Makelele. - Jestem Góralski - przypomina jednak wszystkim sam zainteresowany.

Afera Volkswagena. Co na to Jeremy Clarkson?

Dorastał w Bydgoszczy, w najgroźniejszej dzielnicy miasta. Szemrane towarzystwo, ciężka sytuacja rodzinna i brak persepktyw na przyszłość. Jak sam mówi - to sprawiło, że był bardziej zdeterminowany i nieugięty w poszukiwaniu upragnionego sukcesu. W tym wszystkim odnalazł jednak swój sens - piłkę. Gdyby nie ona? - Wydaję mi się, że to wszystko potoczyło by się zupełnie inaczej. Nie mieszkałbym w Bydgoszczy, a podobnie jak moi koledzy i rodzina, szukałbym pracy za granicą - zapewnia Góralski.

Początki kariery "Górala" nie były łatwe. Wielokrotnie słyszał, że jego największym problemem jest niski wzrost, który uniemożliwi mu grę na profesjonalnym poziomie. Mankamenty fizyczne musiał więc nadrabiać heroiczną pracą i charakterem. Nie ukrywa swojego rozczarowania w stosunku do prezesów bydgoskiego Zawiszy, którzy kilka lat temu bez żalu pożegnali swojego wychowanka. - Miałem 16 lat, gdy trener Kuras prowadził klub w II lidze. W czterech czy pięciu spotkaniach byłem nawet w szerokiej kadrze, ale ostatecznie nie otrzymałem szansy debiutu. Gdy skończyłem już wiek juniora, prezesi Zawiszy odesłali mnie do III-ligi mówiąc, że rywalizacja w ich drużynie jest dla mnie zbyt wysoka - opowiada.

Piłkarz tułał się po III-ligowych boiskach, łącząc przy tym pracę fizyczną, bo tylko ta mogła wówczas zapewnić mu wyżywienie. Lepsze czasy nastały, gdy posadę trenera Victorii Koronowo przejął Zbigniew Stefaniak. Pod jego skrzydłami Góralski czynił coraz większe postępy i, jak przyznaje, to właśnie temu szkoleniowcowi zawdzięcza bardzo dużo. - Trener Stefaniak bardzo we mnie wierzył, do każdego podchodził bardzo profesjonalnie. Grałem tam wszystkie mecze. Drużyna pod jego wodzą była świetnie przygotowana. Co prawda, w porównaniu do innych drużyn zarabialiśmy śmieszne pieniądze, ale mieliśmy dobrą "pakę" i wywalczyliśmy czwarte bądź piąte miejsce na zakończenie sezonu - wspomina Góralski.

Mając osiemnaście lat trafił do Wisły Płock. W ciągu czterech sezonów stał się liderem I-ligowej drużyny. Szczególnie ostatni rok w barwach "Nafciarzy" był dla niego bardzo udany, który przykuł uwagę wysłanników z klubów Ekstraklasy. - Dziękuje trenerowi Broniszewskiemu i trenerowi Końko, którzy ściągneli mnie do klubu, a potem dla trenerów: Marcinowi Kaczmarkowi, Adamowi Majewskiemu i Grzegorzowi Pietrzakowi za wprowadzenie mnie w tą poważną piłkę. W Płocku dano mi prawdziwą szansę na pokazanie swoich umiejętności. Bardzo dużo zawdzięczam temu klubowi, czułem się tam jak w domu - podkreśla.

Nim trafił do Jagiellonii kilkukrotnie oglądali go skauci Lecha Poznań, ale po długiej telefonicznej rozmowie z Michałem Probierzem wybrał Podlasie. Jak sam mówi, osoba 43-letniego trenera białostoczan miała ogromne znaczenie w podjęciu przez niego decyzji. - To prawda. Zadzwonił do mnie trener z zapytaniem, czy byłbym zainteresowany grą w Jagiellonii. Odpowiedziałem, że tak. Wciąż miałem jednak ważny kontrakt z Wisłą. To była ciężka walka. Prezesi nie odbierali telefonów, ale na szczęście po długich rozmowach między klubami, w końcu udało się dojść do porozumienia - mówi 23-latek.

***

Ile telefonów musiał wykonać trener Probierz, żeby się z Panem w końcu skontaktować?
Kilka razy dzwonił do mnie jakiś numer, nie odbierałem. Trener zadzwonił kolejny raz, ale tym razem nie zdążyłem się odezwać. I tak na okrągło (śmiech). W końcu się jednak dodzwoniliśmy.

Jak rozumiem, numeru selekcjonera Nawałki też Pan nie posiada?
Nie, spokojnie. Na razie rozegrałem tylko dziesięć spotkań w Ekstraklasie. O żadnym zainteresowaniu ze strony sztabu reprezentacji nie słyszałem.

***

Wystarczyło kilka miesięcy, by znany do niedawna z I-ligowych boisk Jacek Góralski, swoimi cechami zaskarbił zaufanie białostockich kibiców, którzy kochają takich piłkarzy. Na portalach społecznościowych tworzą się już profile skupiające fanów "Górala", a osobliwych przydomków na cześć zadziornego piłkarza nie ma końca. Sympatycy nazywają go "piranią", "pitbullem" czy po prostu "walecznym Jackiem". Żadna z tym ksywek nie przypadła mu jednak do gustu. - Nazywam się Góralski i wolę jak mówią na mnie po prostu "Góral". Nie tam jakaś "pirania", czy "pitbull" i inne tego typu przydomki - przyznaje z uśmiechem.

Poza boiskiem uchodzi za spokojnego chłopaka. Lubi pospacerować, spotkać się przy kawie. Nie jest zwolennikiem Facebooka i Twittera. Najwięcej swojego wolnego czasu poświęca swojej dziewczynie, z którą razem mieszka. - W wolnej chwili staram się odpoczywać, razem z dziewczyną. Jeżeli tego czasu jest trochę więcej to wychodzimy ze znajomymi do kina czy na kolację. Podoba mi się Białystok, choć na początku myślałem, że to mniejsze miasto. Przypomina mi trochę Bydgoszcz, dlatego czuje się tu bardzo dobrze - mówi.

O marzeniach nie chce głośno mówić, ale jak każdy piłkarz, wciąż o nich myśli. Reprezentacyjny trykot? Wyjazd na zachód? Tego nie wiemy. Jesteśmy jednak pewni, że przed Góralskim rysuje się naprawdę ciekawa przyszłość.

Więcej o JAGIELLONII BIAŁYSTOK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24