Arrivederci sogni! Podsumowanie mundialu w wykonaniu Italii (KOMENTARZ)

Szymon Janczyk
Dla reprezentacji Włoch mundial już się skończył. Skończył chyba przedwcześnie, bo przecież po świetnym meczu otwarcia miało być już tylko lepiej. Piękne marzenia o tytule najlepszej drużyny świata bardzo szybko się rozwiały. W kadrze Italii coś poszło nie tak i ponowną koronację należy odłożyć. Może to jednak lepiej, że głód sukcesów nie został jeszcze zaspokojony? Być może sprawi to, że młode i naprawdę zdolne pokolenie ostudzi zapał i jeszcze ciężej zapracuje na "gloria dei vincitori" - wieczną chwałę Rzymskich zwycięzców.

Przed mundialem głosy kibiców, ekspertów a nawet samych piłkarzy były jednostajne - do Brazylii jedziemy po medal! Nikt nie zwracał uwagi na grupowych rywali, bowiem trafili się wyjątkowo niewygodni i mocni przeciwnicy, w tym mistrzowie świata - Anglicy i Urugwajczycy oraz kopciuszek do dostarczania punktów - Kostaryka.

Rzeczywistość okazała się jednak zaskakująca i brutalna zarazem. Kopciuszek niemiłosiernie skarcił dumnych rycerzy o królewskich zapędach dokonując zamachu stanu i przejmując władzę. Po ograniu "Squadra Azzurra" zapewnili sobie awans do dalszej rundy, a Włochów skazali na pojedynek rodem ze sławnego rzymskiego Koloseum: na śmierć i życie. Po pełnym emocji i walki spotkaniu Urugwaj okazał się lepszy i bezlitośnie zamordował rozbrojonego wojownika z Półwyspu Apenińskiego.

Geneza porażki

Armia Cesara nie sprostała zadaniu. Niestety w meczu z Urugwajem zdarzył się przykry incydent, który zdaje się zaślepiać to co naprawdę stało się w drużynie Italii. Dziś wszyscy mówią o skandalicznym zachowaniu Luisa Suareza, a nie o fatalnej postawie Włochów w tym spotkaniu. Zaczynając od analizy wyjściowego składu można dostrzec podstawowy błąd Cesare Prandellego. Osobiście spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Selekcjoner reprezentacji Włoch podjął bardzo dobrą decyzję ustawiają Mattię De Sciglio oraz Mateo Darmiana na bokach pomocy, jako nieco cofniętych skrzydłowych, ale fatalnie wykorzystał swój własny pomysł. Liczyłem na to, że Ci zawodnicy będą chętnie włączać się w ofensywą grę zespołu, ale też w razie potrzeby wracać i mocno pracować w defensywie. Niestety - Prandelli zdecydował się jedynie na ten drugi wariant w związku z czym zupełnie odrzucił część zalet tych piłkarzy. Trener skoncentrował się na wyborze typowym dla Włochów. Na ich złotej myśli szkoleniowej - Catenaccio.

Ktoś powie: też mi wielkie odkrycie, postawić w bramce "autobus" i bronić... Nieprawda. Taktyka ta nie jest piękna dla oka kibica, ale dla uważnego obserwatora już tak. Piłkarze znakomicie współpracują ze sobą i potrafią tak rozłożyć siły, by skutecznie bronić korzystnego rezultatu. No właśnie, tu tkwi cały problem! Prandelli w swojej przebiegłości zapomniał o... wyniku. Zapomniał kiedy najskuteczniej stosuje się Catenaccio - w momencie prowadzenia. Tak, remis dawał Włochom awans, ale to bardzo niebezpieczny wynik. Nie muszę chyba mówić dlaczego. Wystarczy jedna chwila nieuwagi, naprawdę malutki błąd lub kilka centymetrów mniej w zasięgu wyskoku (jak w tym przypadku) żeby stracić wszystko. Nie można bowiem wychodzić z założenia, że uda nam się dowieźć rezultat do końca.

Owszem, Italia zagrała znakomicie. Naprawdę, nie ironizuję. Koncertowa postawa w obronie i typowe dla nich zachowania: małe prowokacje, przedłużanie każdego chociażby najmniej istotnego momentu w grze, wszystko było tak jak trzeba, ale nie strzelili bramki i to się na nich zemściło. Zresztą, ciężko myśleć o strzeleniu gola skoro w grę ofensywną zaangażowało się czterech, maksymalnie pięciu piłkarzy. Nie można liczyć jedynie na chwilę szczęścia. Najpierw trzeba strzelić, później dopiero bronić.

Będę jednak strasznym ignorantem, jeśli ograniczę przyczyny porażki na mundialu do meczu z Urugwajem. Wszystko sprowadza się bowiem do meczu z Kostaryką, który ułożył się dla Italii fatalnie. Niby niepozorna drużyna, która zagrała o poziom niżej niż z Urugwajem, potrafiła ograć Włochów aspirujących do tytułu mistrza świata. Piłkarze z Półwyspu Apenińskiego w tym meczu wyglądali na niezainteresowanych zwycięstwem. Ktoś powie, że byli zmęczeni, popularne jest również wytłumaczenie często przytaczane we włoskich mediach - klimat nie sprzyja grze w piłkę, a Kostaryka jest przyzwyczajona do południowoamerykańskiej pogody. Bzdura totalna. Przecież jeszcze miesiąc temu w Coverciano, najlepszym włoskim ośrodku szkoleniowym, ludzie stawali na głowie, żeby zapewnić zawodnikom warunki jak najbardziej zbliżone do brazylijskiej dżungli w Manaus czy też gorącego Recife.

Nie można więc powiedzieć, że Włosi nie byli przygotowani. Po prostu uznali, że wszystko przyjdzie im od ręki. Ale tego media nie powiedzą. Tego nie wolno mówić, bo to brzmiałoby tak "burżuazyjnie", a Włosi do tego nie potrafią się przyznać. Po porażce z Kostaryką zepsuła się również atmosfera w zespole. Wydaje się, że doświadczeni zawodnicy jak Daniele De Rossi, Gianluigi Buffon czy też Andrea Pirlo nie podzielali luzu proponowanego i praktykowanego przez młodsze pokolenie. Zresztą, to właśnie pomocnik Romy powiedział chwilę po meczu z Urugwajem, że "reprezentacja potrzebuje prawdziwych, walecznych zawodników. Potrzebuje mężczyzn, a nie chłopców". To było chyba najdobitniejsze przesłanie, że tak wychwalana przez tego samego piłkarza atmosfera, która panowała w szeregach Italii przed turniejem, prysła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Co teraz?

Czas wziąć się za odrobienie pracy domowej. Cesare Prandelli chwilę po porażce zachował się jak prawdziwy dowódca i nie szukał wytłumaczeń. Wziął winę na siebie, ani słowem nie wspominając o tym, że przecież rywal grał w przewadze, że sędzia równie sprawiedliwy nie był w przypadku Luisa Suareza, że klimat, że trawa za wysoka, nie. Wręcz przeciwnie, przyznał się do porażki i zdecydował, że czas ustąpić. Z tym jednak nie zgadzają się szefowie federacji piłkarskiej Italii, którzy w poniedziałek spotkają się z nim by prosić go o pozostanie na stanowisku selekcjonera. I bardzo dobrze. Prandelli bowiem jest fachowcem jakiego Włosi mogą nie zastąpić przez naprawdę długi czas. Jeden błąd, zbytnia pewność siebie i wiara w niemożliwy cud sprawił, że w jednej chwili cała jego praca została zapomniana.

Będąc selekcjonerem trzeba się z tym jednak liczyć. Trzeba pamiętać, że najłatwiej wytykać błędy niż chwalić sukcesy i trzeba podnieść się z kolan. Mówi się przecież, że porażka najlepiej buduje zespół. Tak, to prawda. Wtedy można poznać też drugie oblicze swoich podopiecznych, często szalone i nieobliczalne (Balotelli), tak samo spokojne i opanowane (Pirlo, Buffon) lub egoistyczne (Chiellini) i gburowate (De Rossi). Potem należy poskładać to wszystko w całość tak, żeby wszyscy znów czuli się sobą i znów mogli z dumą reprezentować swój ukochany kraj. Czy to się Prandellemu uda? Miejmy nadzieję, że przynajmniej spróbuje tego dokonać.

Wszyscy wracają do domu

Mundial we włoskim wydaniu to jednak nie tylko Squadra Azzurra. Włosi mieli bowiem jeszcze dwa "swoje" akcenty w Brazylii. Selekcjonerem reprezentacji Japonii jest przecież były trener włoskiej wielkiej trójki - Milanu, Interu i Juventusu, czyli Alberto Zaccheroni, a reprezentację Rosji na mundial wprowadził najlepiej opłacany selekcjoner świata - Fabio Capello. Obaj do Kraju Kawy udali się z podobnymi aspiracjami - wyjść z grupy i zajść tak daleko, jak to możliwe. Obaj jednak bardzo szybko spakowali walizki i zabukowali bilet w drogę powrotną, która być może skończy się już w ich ojczyźnie. Niespodziewanie, oba zespoły zakończyły swój udział w turnieju już na fazie grupowej nie wygrywając nawet jednego spotkania.

Dziwi to tym bardziej, że rywale nie byli zbytnio wymagający. Japonia w grupie C rywalizowała z Kolumbią, Grecją oraz Wybrzeżem Kości Słoniowej i z pewnością każda z tych drużyn była w zasięgu "Samurajów", natomiast Sbrona za rywali miała Belgów, Algierczyków i Koreańczyków z Południa więc zajęcie chociażby drugiego miejsca nie było nierealnym zadaniem. Włoski futbol poniósł więc sromotną i bardzo bolesną porażkę. Może czas wreszcie wyciągnąć wnioski i cokolwiek zmienić? Świadczy to bowiem o tym, że filozofia futbolu w tym kraju stała się już przestarzała. Poniosła przecież porażkę na całej linii i z podkulonym ogonem wraca do domu. Teraz nadszedł czas na ulepszenie, bo przecież każde dzieło co jakiś czas trzeba poddać renowacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24