Bąk: chciałbym, żeby powstał mocny klub w Lublinie

Kamil Balcerek/Kurier Lubelski
Po 18 latach gry Jacek Bąk kończy karierę i wraca na stare śmieci do Lublina. Czy zaangażuje się w pomoc Motorowi? - Takie sytuacje mogą mieć miejsce na małej wsi, a nie w stolicy województwa, 400-tysięcznym mieście - mówi.

Z zawodnikiem rozmawiał Kamil Balcerek.

18 lat temu wyjechałeś z Lublina do Poznania kontynuować karierę piłkarską. Po 18 latach wróciłeś do rodzinnego miasta. Skąd jednak decyzja, że akurat do Lublina? Nie lepiej było wybrać Paryż czy Wiedeń?
Urodziłem się w tym mieście i wychowałem. Wiadomo, Lublin jest, jaki jest. Trzeba go akceptować. Tak jak jednak mówiłem, urodziłem się w tym mieście, więc je akceptuję. Na świecie jest sporo pięknych miejsc i rzeczywiście mogłem zamieszkać prawie w każdym z nich. Lublin to jednak spokojne miasto, a ja teraz potrzebuję spokoju.

W piłkę na zawodowym poziomie grałeś równo dwadzieścia lat. Taki był zamysł, że okrągła rocznica będzie dobra na zakończenie piłkarskiej kariery.
Nic nie zakładałem, grałem tyle, ile mogłem. Czasami przychodzi taki moment, że trzeba powiedzieć stop, choć pojawiły się oferty. Na pewno będzie mi trochę żal, że rano wstanę i zamiast iść na trening, będę robił coś innego. A akurat złożyło się, że upłynęło dwadzieścia lat. Na pewno wcześniej tego nie przewidziałem, że będzie to trwało akurat tyle czasu.

W ostatnim sezonie austriackiej ekstraklasy rozegrałeś 23 spotkania, więc brak zdrowia chyba nie był powodem powieszenia butów na kołku. Co więc zaważyło? W to, że nie było ofert, nie chcę mi się wierzyć.
Zdecydowanie nie. Mogłem jeszcze pograć rok czy dwa w lidze austriackiej. Byłem jednak daleko od domu i rodziny. Przyznam, że już od dwóch-trzech lat zbierałem się z zamiarem zakończenia kariery, ale były namowy. Poproszono mnie w Austrii Wiedeń, abym został jeszcze i pomógł drużynie. Pokazał młodym zawodnikom, jak wygląda profesjonalne podejście do zawodu. I tak się skusiłem...

Z wielu źródeł można się dowiedzieć, że jesteś kibicem Legii Warszawa. Dlaczego więc nigdy w niej nie zagrałeś?
Była oferta z Legii jeszcze przed moim przejściem do Austrii. Były pewne szczegóły, które zaważyły o tym że do Legii nie trafiłem. Prawda jest jednak taka, że jak się kogoś chce, to nie stanowi problemu sprowadzenie go. Kibicem Legii byłem i zawsze będę i prawdą jest, że zawsze chciałem zagrać w niej. Klub nie chciał mnie jednak tak na sto procent. W Austrii moje przejście zostało załatwione w dziesięć minut, w Legii nie było takiego zaangażowania.

W klubie wybitnego reprezentanta wyprzedza Cię tylko dwóch piłkarzy: Kazimierz Deyna (97 występów) i Grzegorz Lato (100). Nie kusiło Cię grać tak długo w kadrze, aby ich wyprzedzić?
Każdy mi mówił - fajnie byłoby rozmienić tę setkę. Wydaje mi się, że rekordy bije się gdzie indziej. Miałem okazję zagrać u Stefana Majewskiego dwa mecze, na pewno i u Leo Beenhakkera zagrałbym kolejne dwa. Nie chodzi jednak o to. Występy w kadrze mają być takimi na maksimum swoich możliwość. Ja nie chciałem grać tylko dla rekordu.

Jeśli jesteśmy już przy kadrze. Co czułeś, gdy Polacy zostali ośmieszeni przez Hiszpanów. Tak jak w kawale: Poczułeś się jak kibic San Marino?
Bez przesady (śmiech). Wyszliśmy na boisko ustawieni taktycznie trochę inaczej niż zazwyczaj. No, ale 6:0 przegrać z Hiszpanami. to rzeczywiście nie jest miłe. Myślę jednak, że dla zawodników i trenera będzie to zimny prysznic. Zobaczyliśmy, gdzie jesteśmy, a trener dostał dobrą lekcję. Czy warto za wszelką cenę ustawiać ćwiczoną taktykę pod dany zespół? To jest lekcja, z której trzeba wyciągnąć wnioski. Tym bardziej że kilkanaście dni po naszym meczu z Hiszpanami, ci przegrali ze Szwajcarią 0:1. To daje do myślenia. Dobrze, że taka porażka przytrafiła nam się teraz, a nie w grupie ME 2012.

Wróciłeś do miasta, w którym, nie oszukujmy się, doświadczenia wybitnych sportowców się nie wykorzystuje. Mowa tu oczywiście o władzach miasta. Czy w sprawie Motoru był telefon z magistratu z prośbą: Panie Jacku, zna pan realia zawodowego futbolu jak mało kto. Może by Pan podsunął jakiś pomysł na ratowanie klubu?
Niestety, nie było. Jeszcze za czasów prezesa Paszkiewicza chcieli zrobić ze mnie prezesa klubu, ale tak naprawdę nikt nie rozumie, o co w tym chodzi. Po co być prezesem, jak klub nie ma żadnej struktury, nie ma warunków do normalnego funkcjonowania. Nie wiem, jak jest w środku, bo się nie zagłębiałem w sprawy Motoru, ale jak patrzę z boku to mogę stwierdzić, że tam nigdy dobrze nie będzie. Najlepiej byłoby to wszystko wyczyścić i zacząć od zera. Usiąść z miastem, znaleźć sponsora strategicznego i budować zdrowy klub. Bo takie granie z dnia na dzień nie ma żadnego sensu. Czytałem kiedyś, że klub nie miał pieniędzy, aby wyjechać na mecz czy kupić piłki. Takie sytuacje mogą mieć miejsce na małej wsi, a nie w stolicy województwa, 400-tysięcznym mieście. To jest oszukiwanie siebie i wszystkich wokół, bo klub z każdym kolejnym dniem zapada w większą przepaść.

Przy okazji powstania spółki Motor Lublin SA pojawiło się Twoje nazwisko jako dyrektora sportowego...
To plotki. Oczywiście ja bym chciał, żeby powstał mocny klub w Lublinie i wtedy może bym się skusił, ale nie obecnie. Wiem też, że aby stworzyć silny klub, potrzeba czasu. Ja też od razu nie grałem w najlepszych klubach, musiałem do tego dojść. Jak ktoś na początku powiedziałby mi, że 11 lat będę grał w ekstraklasie francuskiej, to bym powiedział: chyba jesteś chory. Jednak tak się stało. Dlatego dobrze, że ktoś to zaczął. Zawsze miałem marzenie, aby w weekend pójść obejrzeć fajny mecz, usiąść na fajnym krześle. Teraz jest o to ciężko. Słyszałem, że na Krochmalnej ma być stadion, to dobrze, że coś się dzieje.

Prawda jest taka, że jak byś powiedział, że przyjdziesz na mecz, to "fajne krzesło" by się dla Ciebie znalazło nawet przy Zygmuntowskich?
Tylko, że to nie chodzi o mnie. Gdyby był ładny, nowoczesny stadion to przychodziliby ludzie dużo ważniejsi ode mnie i popularniejsi. Masowo zjawiliby się też kibice. Gdy w mieście jest dobra drużyna, jest dobra otoczka medialna, to takie spotkania przyciągają tłumy kibiców. To z kolei sprawia, że wszyscy w mieście zarabiają pieniądze. Hotele, restauracje, bary i inni. Tak to działa, dlatego dobry klub w takim mieście jak Lublin, to konieczność.

Dopiero co wróciłeś do Lublina, ale pewnie zdążyłeś już odwiedzić stadion...
Gdy tam pojechałem, zobaczyłem, że nic się nie zmieniło od czasów, gdy ja tam grałem. Jest tylko dodatkowa blaszana trybuna. Sam stadion nic się nie zmienił, no może poza krzesełkami. Podejrzewam, że jak bym wszedł do budynku klubowego, to też nic nowego w oczy by mi się nie rzuciło. Czasami biegam koło skansenu, jest tam taki stadion. Chyba Sławina, który ma bardzo dobrą murawę. Dlaczego takiej nie ma na Motorze, nie wiem. Upłynęło tyle lat, a stadion Motoru jest cały czas taki sam. Szkoda, że tak jest, ale ja nic nie mogę zrobić.

W Łęcznej można było wybudować stadion i stworzyć mocną pierwszą ligę...
Można było, ale tak naprawdę to Łęczna powinna być tylko filią klubu z Lublina. To w naszym mieście mieszka 400 tysięcy ludzi i to jest potencjał dla klubu. Nie wiem, dlaczego stolica województwa nie ma mocnego klubu, wizerunek Lublina na tym mocno cierpi. Można było zbudować zespół w Kielcach czy Białymstoku, a u nas nie. Nie mogę w to uwierzyć, że się nie da.

Przez dwadzieścia lat grałeś w piłkę, a co teraz będzie robił Jacek Bąk? Jest w planach jakieś przedsięwzięcie sportowe, czy raczej skupisz się na innych działaniach.
Na pewno mam dużo czasu wolnego, ale już jakąś drogę wybrałem. Tak jak już wspominałem w wielu wywiadach, chciałbym się zająć młodymi zawodnikami. Chodzi o chłopców w wieku 15-16 lat. Mam sporo kontaktów w klubach na świecie i chciałbym młodym zawodnikom z Polski umożliwić rozwój, który w kraju jest z pewnych względów ograniczony. Teraz jest tak, że ci, co się wybijają na naszym podwórku, nie do końca rozwijają swój potencjał. Można byłoby promować także młodszych zawodników, ale nie zawsze się da. Jest bariera wiekowa, a taki wyjazd to porzucenie całego swojego życia: kolegów, szkoły. Ja też miałem 17-18 lat gdy wyjechałem do Poznania, a niewiele ponad dwadzieścia, gdy grałem już we Francji. Nie było łatwo, ale nie żałuję decyzji. Żeby się powiodło, trzeba mieć trochę talentu, szczęścia, ale przede wszystkim zacięcia.

Na stronie Interia.pl jesteś w gronie ekspertów mundialowych. Może w tę stronę warto pójść...
Od czasu do czasu tak, ale nie czuję się ekspertem i taka rola nie odpowiada mi za bardzo. Tak na stałe na pewno nie zajmę się tym, wolę się poświęcić rodzinie.

W czasach szkoły podstawowej nauczyciele ponoć rzadko widywali Cię na lekcjach, ale wiadomo było, że można znaleźć Jacka na stadionie Motoru. Ta determinacja doprowadziła Cię na piłkarskie salony. Obecnie trudno znaleźć tak ambitnych młodych piłkarzy i chyba dlatego musimy oglądać takie mecze jak ten z Hiszpanią?
Zgadza się, rzadko bywałem na lekcjach, tylko tyle, ile było potrzeba. Piłka to było całe moje życie. Siedziałem w klasie, a za oknem ktoś kopał piłkę, niestety, nie mogłem się skupić na zajęciach, bo myślami byłem na boisku. Taki byłem, a teraz rzeczywiście dzieciaki mają sporo innych zajęć. Gry, komputer, konsole. Za moich czasów tego nie było. Mam nadzieję, że jednak znajdę ciekawych zawodników, choć wiem, że będzie to wymagało sporo podróżowania.

U nas w kraju często jest tak, że młodych zawodników niszczą pieniądze, które są na pierwszym planie, a nie piłka.
U mnie było odwrotnie. Cieszyłem się, że coś dostałem, ale najważniejsze dla mnie było grać jak najlepiej. Teraz często w głowach zawodników są tylko kontrakty. To na pewno nie pomaga. Ja wychodziłem z takiego założenia, że lepiej grać i zarabiać mniej, niż nie grać, a dostawać pieniądze.

W różnych mediach można znaleźć informacje, że uwielbiasz jazdę na nartach i quadach. Ekstremalne hobby, którym jako piłkarzowi ciężko było się poświęcić?
We Francji miałem bardzo blisko na stok, ale nie mogłem jeździć na nartach tak na maksa. Raczej na gładkich stokach. Miałem zapis w kontrakcie, że jak mi się coś stanie, to za wszystko odpowiadam osobiście. Nie chciałem mieć problemów. W Austrii Wiedeń zadbałem o to, aby w kontrakcie był zapis, że mogę jeździć ile chcę, ale nie mogę brać udziału w zawodach. To samo tyczyło się jazdy na motorze, na którym lubię jeździć, choć spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że na motorze coś sobie zrobić jest łatwo, ale dojść do siebie zdecydowanie trudniej. Czasami jest to nawet niemożliwe. Ostrożność jeszcze z czasów gry we Francji mi pozostała.

Teraz ciężko będziesz miał z kontynuowaniem zamiłowania do nart. Najbliższy ciekawy stok jest na Kasprowym Wierchu...
W Austrii miałem stok, który był trzy razy lepszy niż na Kasprowym i się już wyjeździłem na nartach. W ciągu trzech lat gry w Austrii zaliczyłem ponad sto wypadów na narty. Każdą wolną chwilę spędzałem na stoku. Nawet gdy grałem w Katarze, to dzwoniłem do żony, aby na spotkanie zabierała narty. Przylatywałem do Monachium i jechaliśmy na stok.

Twój syn nie wybrał kariery piłkarskiej, a grę w hokeja. Skąd taka pasja, po ojcu? Ty też coś z krążkiem potrafisz zrobić.
Ja stanąłem w miejscu. Tyle, co potrafiłem w szkole, to potrafię i teraz. Ale to normalne, że się człowiek nie rozwija, jak nie uprawia danej dyscypliny. Jeśli chodzi o syna. Zaszczepił się tym, gdy byliśmy na łyżwach kilka razy. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Niech sobie gra, na pewno nie będzie łatwo, bo zaczął grać późno, w wieku 15-16 lat.

Dlaczego nie wybrał piłki?
W piłkę grał trochę, ale to może dobrze, że wybrał hokej, bo miałby presję.

Dorównać ojcu byłoby ciężko...
Chciałbym, aby mnie przerósł, jak każdy rodzic. Wiem jednak, że nie jest to łatwe. Trzeba mieć szczęście i trochę talentu.

Mundial 2010 do Polaków to tylko atrakcja telewizyjna, bo nasi piłkarze nie byli w stanie awansować do RPA. Komu więc kibicujesz?
Takim cichym faworytem dla mnie są Hiszpanie, ale na razie nie zachwycają, to samo inne ekipy. Wszystko wygląda tak, jak w zwolnionym tempie. Zawodnicy na pewno są zmęczeni ligą, także Afryka nie wpływa na nich pozytywnie. Ciężko powiedzieć, kto wygra. Na pewno Brazylia, Argentyna i Hiszpania zajdą daleko.

Na stałe wróciłeś do Lublina, wiec teraz nie powinno być problemu, aby spotkać ciebie na imprezach sportowych?
Na pewno będę gdzieś chodził, pojawiał się na imprezach, bo lubię sport. Mam też nadzieję, że będzie mi dane obejrzeć jakiś fajny mecz Motoru. Życzę sobie tego i innym kibicom w Lublinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24