Czarna jesień Śląska Wrocław [KOMENTARZ]

Maciek Jakubski
Druga połowa roku 2013 była dla wrocławskiej drużyny wyjątkowa. Z jednej strony dwa kapitalne mecze z Brugge czy przez godzinę heroiczny bój z Sevillą. Z drugiej strony pasmo klęsk w Ekstraklasie i Pucharze Polski. Tylko 5 wygranych w 21 grach o punkty, pasmo sześciu spotkań bez zwycięstwa, pierwsza porażka z Cracovią u siebie. To tylko garść przykładów, jak słaby był Śląsk jesienią.

Sto osiemdziesiąt minut z Bruggią i godzina z Sevillą całkowicie wypaczyły wizerunek Śląska. Wrocławianie bowiem pokazali, że potrafią biegać, strzelać, grać efektownie i wygrywać z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem. Przez 240 minut udowodnili, że zasługują na grę w świetle jupiterów na wypełnionych stadionach. Kłopot w tym, że kluczowe są tu takie określenia jak "bieganie, strzelanie, wygrywanie". Żadnego z tych elementów nie zobaczyliśmy w Ekstraklasie czy Pucharze Polski. Śląsk z Bruggią był wybiegany, agresywny, pewny swych umiejętności i z jasno wyznaczonym celem.

Śląsk z Ekstraklasy to obecnie najsłabsza obok Widzewa ekipa. Gdyby nie niesamowity Marco Paixao, to dziś wrocławianie zamykaliby tabelę. Grają ślamazarnie, powoli, nie stosują żadnego pressingu. Wszystko dzieje się w jednostajnym tempie, a stwarzanie sytuacji podbramkowych stanowi poważny problem. Śląsk nie potrafi strzelać bramek ze stałych fragmentów gry, a atak pozycyjny nie istnieje. Nie może być zresztą inaczej, jeśli po boisku porusza się tylko ten, który ma piłkę. Pozostali zawodnicy w zielonych koszulkach stoją i się przyglądają. W ich grze nie ma ani elementu zaskoczenia, ani wypracowanych schematów. Jest piłkarskie wypalenie i stagnacja.

Kogoś dziwi zatem pięć wygranych w 21 meczach? Mnie nie, napiszę nawet, że liczba zdobytych punktów jest ponad stan. Nawet w meczu z Podbeskidziem, tym wygranym przekonywająco 4:0, do przerwy Śląsk był słabszy od rywala i powinien przegrywać 0:2. Podobnie lepszymi zespołami od wrocławian byli ostatnio piłkarze Pogoni i Piasta oraz kilka innych. Dlatego utyskiwań i żali piłkarzy, jak to pechowo przegrali z chociażby Górnikiem w Zabrzu, nie można brać na poważnie. Fortuna zabrała im tylko to, co podarowała w innych meczach. 13 miejsce jest dokładnie odzwierciedleniem tego, co sobą reprezentują wypalone już gwiazdy Śląska.

Paradoksalnie mecze z Bruggią sprawiły, że jeden z głównych winowajców słabej gry, Stanislav Levy, stał się niezatapialny. W Ratuszu zapanowało dziwne przekonanie, że Czech to cudotwórca i poprowadzi Śląsk do świetlanej przyszłości. Nikt wśród rządzących nie raczy zauważyć jak niewspółmiernie wysoką pensję do osiąganych wyników pobiera Levy oraz jak słabym jest trenerem. Levy jak mantrę wylicza ilu zawodników stracił odkąd trenuje Śląsk, ale wymienia często zawodników rezerwowych (Łukasz Gikiewicz czy Moloungi), a przecież Śląsk z meczów z Bruggie i Śląsk z Ekstraklasy jest personalnie prawie taki sam.

Odszedł tylko Waldek Sobota, ale chociaż zagrał dwa znakomite mecze, to nie jest piłkarzem klasy Messiego czy Ronaldo, by w pojedynkę rozstrzygać spotkania, co pokazuje chociażby to, że nie zbawił do tej pory reprezentacji i Brugge. Fakty są takie, że obok Soboty w meczach pucharowych po boisku biegało kilkunastu innych facetów. Biegało, a nie jak w Ekstraklasie, gdzie wychodziło na boisko jedenastu podstarzałych piłkarzy by postać sobie przez 90 minut i wrócić do domu sprawdzić, czy na koncie w banku wszystko się zgadza. Dlatego tłumaczenia Levego do mnie nie trafiają. To właśnie on jest obok Sebastiana Mili najbardziej winną osobą piłkarskiej degrengolady Śląska.

Wielokrotnie już wytykałem błędy sympatycznemu Czechowi, więc pokrótce przypomnę tylko jego największe mankamenty. Kiedy ten anonimowy szkoleniowiec przychodził do Śląska, to na konferencji prasowej przedstawił siebie jako specjalistę od młodzieży, który wyłowił dla kilku klubów Bundesligi klasowych zawodników. Prezydent Dutkiewicz i ówczesny prezes klubu Piotr Waśniewski na tej samej konferencji jako najważniejszy z celów przed nowym trenerem postawili wprowadzenie do składu wrocławskiej młodzieży. Minęło półtora roku, a wrocławską młodzież można obejrzeć co najwyżej w sparingach czy meczach drużyny rezerwowej.

Zastanawiające jest kto w kwestii młodzieży myli się bardziej? Levy wraz z Milą, którzy skazują młodych wrocławian na - w najlepszym wypadku - ławkę. Czy może trenerzy reprezentacji młodzieżowych, którzy powołują Przybylskiego, Ulicznego, Dankowskiego czy Misika z Majcherem? Czas pokaże, ale obawiam się, że już zimą zacznie się masowy eksodus młodzieży. Przecież oni widzą, co w tym klubie się dzieje i że szansę na grę nie mają i nie będą mieli. Przecież Levy w chwili obecnej zwiedza piękne okoliczności przyrody Cypru szukając "wzmocnień" dla Śląska. Zresztą świetnym przykładem jest Juraszek, z którego Śląsk zrezygnował latem, ponieważ musiał zrobić miejsce dla Odeda Gavisha. Juraszek dziś gra w gdyńskiej Arce i radzi sobie bardzo przyzwoicie.

Jeśli już jesteśmy przy Gavishu, to warto sobie zadać pytanie: dlaczego Levy korzysta z Gavisha i Więzika, jeśli nawet ślepiec, by zauważył, że piłkarze z nich żadni. Ale Levy uparcie woli grać Gavishem i Więzikiem niż Dankowskim i Więzikiem. Jeśli facet w wieku 22 lat kopie się w czoło jak Więzik, to chyba oczywiste jest, że nadaje się bardziej do koszykówki niż piłki nożnej. Trener Levy generalnie podejmuje decyzje personalne, które każą się zastanowić, czy klubowa sprzątaczka po cichu nie wpisuje tego składu na tablicy. Bo jak racjonalnie wytłumaczyć wystawianie na boku obrony Pawelca, który świetnie spisuje się jako stoper w parze z Kokoszką? Albo ustawienie Tadka Sochy na pozycji Mili lub prawoskrzydłowego? Nie wspominam tu nawet o Hołocie, który zwiedził jesienią praktycznie każdą pozycję, nie licząc własnej bramki. Ale kto wie? Może jak zimą odejdzie Kelemen i Gikiewicz, to Levy wystawi Hołotę w bramce? Nie potrafię zrozumieć po co Levy wystawia na nienaturalne pozycje zawodników, którzy po prostu nie mają ku temu predyspozycji i się tam męczą. Nie ma Mili? Cetnarski nie jest w pełni sił? To dlaczego nie spróbować Misika? Skrzydłowi są bez formy? To dlaczego nie wpuścić Przybylskiego?

Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jest to, że Levy to miły, ugodowy człowiek, który woli się nie narażać Sebastianowi Mili i Przemysławowi Kaźmierczakowi, którzy rządzą wrocławską szatnią. Sam Mila swego czasu przyznał się, że jego nowy kontrakt jest "motywacyjny", czyli jak zgaduję jest uzależniony od liczby występów. Tylko tak sobie tłumaczę to, że Mila gra w każdym meczu, osłabiając zespół. Liczby nie kłamią. Tej jesieni strzelił 1 bramkę, dodał do tego 2 asysty. Rok temu miał 4 bramki, 9 asyst. Dlaczego zatem Levy uparcie trzyma się Mili, choć statystycznie Cetnarski jest w tym sezonie lepszy?

Największym problemem Śląska jest jednak to, że nie widzę kompletnie żadnej myśli przewodniej w grze tej drużyny. Po przyjściu Levego wrocławianie zaczęli faktycznie grać inaczej. Do przodu, na jeden, dwa kontakty, z polotem i pomysłem. Dziś w tej drużynie nie ma ani ofensywnej gry z "początkowego Levego", ani wykorzystywania stałych fragmentów gry jak "za Lenczyka". W ekipie z Wrocławia panuje byle jakość. A raczej "byle do Paixao, a potem zobaczymy". Czasem jeszcze szarpnie Dudu, raz w meczu uda się samotna szarża Hołocie. Reszta natomiast stoi i się przygląda. Czy naprawdę spacerowanie po boisku Mili jest warte 80 tysięcy złotych miesięcznie?

Można dziś liczyć punkty, symulować wiosenne wyniki i łudzić się, że Śląsk na wiosnę zaczaruje wszystkich swoją grą i awansuje do czołowiej ósemki. Ale to zaklinanie rzeczywistości. Trener Levy i trener Mila przegrali ten sezon z kretesem. Od ósmego miejsca dzieli Śląsk pięć punktów, a do końca zostało ledwie dziewięć kolejek, w tym mecze z Legią i Lechem. Klub wrocławskich emerytów ma takie szanse na awans do ósemki, jak Lewandowski na koronę króla strzelców w Brazylii. Wieksze prawdopodobieństwo jest, że Śląsk po prostu spadnie. Jeśli dodamy do tego, że Puchar Polski został w popisowym stylu odpuszczony, to sezon zakończy się totalną klęską. To co było budowane przez ostatnią dekadę runie, ponieważ nikt nie ma odwagi zwolnić Levego i posadzić na ławkę Milę z Kaźmierczakiem.

Ciekaw jestem, czy prezydent Dutkiewicz ma zamiar naprawdę doprowadzić do sytuacji, że Śląsk trzeba będzie budować od zera i czy znajdą się osoby, które są odpowiedzialne za doprowadznie drużyny do ruiny? Znając życie trener Levy wzruszy ramionami i powie "miałem słabych piłkarzy". Selekcjoner Mila wzruszy również ramionami i powie "młodsi koledzy powinni wziąć na siebie większą odpowiedzialność".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24