Początek meczu był dość spokojny i wyrównany, ani jedni, ani drudzy nie rzucili się od razu na przeciwnika. Pierwszą okazję stworzyli sobie goście (choć trudno ją było nazwać dobrą) w 19. minucie meczu, kiedy na strzał z dystansu zdecydował się Droppa. Był on jednak dość kiepski i nie zagroził bramce Arkadiusza Malarza.
Naprawdę ciekawie zrobiło się dziesięć minut później. Na prawej stronie boiska Wroński zagrywał piłkę w pole karne rywala, a ta trafiła w rękę Ostrowskiego. Arbiter bez cienia wątpliwości wskazał na wapno, a do piłki podszedł Błażej Telichowski. Strzał tego ostatniego obronił jednak Mariusz Pawełek, który rozgrywał zresztą bardzo dobre zawody.
W 43. minucie meczu mieliśmy swoiste deja vu. Na prawej stronie znów byli Wroński i Ostrowski, znów ten pierwszy zagrywał w szesnastkę, drugi oberwał piłką w rękę, a arbiter oczywiście znów podyktował rzut karny. Pawełek znów obronił? Nie, tym razem do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Michal Mak, który umieścił futbolówkę w bramce. Na przerwę gospodarze schodzi więc z jednobramkowym prowadzeniem i choć pierwsza połowa była wyrównana, to było ono chyba zasłużone.
Po przerwie podopieczni trenera Pawłowskiego starali się odrabiać straty, jednak przez długi okres czasu robili to dość nieudolnie. W 63. minucie gry zawrzało jednak pod bramką bełchatowian mocno. Najpierw po strzale Mili piłkę z linii bramkowej wybijał Baranowski, następnie Malarz wybronił dobitkę Flavio Paixao.
Chwilę później dwie okazje stworzyli sobie podopieczni Kieresia, kiedy swoich sił próbowali Poźniak i Michał Mak, obaj jednak byli nieskuteczni. To gospodarze byli jednak groźniejsi, co pokazali również w 76. minucie spotkania. Mak oddał bardzo groźny strzał z bliskiej odległości, który kapitalnie sparował Pawełek.
Niespełna dziesięć minut później bełchatowianie podwoili swoje prowadzenie. Michał Mak zagrał piłkę spod linii końcowej w pole karne, a tam znalazła ona Kamila Poźniaka, który ładnym strzałem pokonał byłego piłkarza Wisły. Biorąc pod uwagę, jak wcześniej w tym meczu spisywali się wrocławianie, ciężko było sobie wyobrazić, aby mieli odrobić straty.
Ta sztuka oczywiście im się nie udała, a najlepszą ich okazją był strzał Mili z rzutu wolnego, w doliczonym czasie gry. GKS Bełchatów po czterech meczach ma już dziesięć zdobytych punktów i objął pozycję lidera Ekstraklasy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?