Nie udało się piłkarzom Jagiellonii Białystok sprawić świątecznego prezentu swoim fanom. W przedostatniej serii sezonu zasadniczego żółto-czerwoni tylko zremisowali u siebie 0:0 z plączącą się w ogonie tabeli Cracovią Kraków. To pierwsza tegoroczna strata punktów przez zespół z Podlasia na własnym boisku.
- Na pewno byłoby to duże rozczarowanie, gdyby taki mecz decydował o mistrzostwie Polski - mówi Michał Probierz, trener Jagiellonii.
Czytaj też:Oceny Jagiellonii po remisie z Cracovią
Szkoleniowiec, podobnie jak kibice Jagi, którzy w Wielką Sobotę stawili się na stadionie przy ul. Słonecznej w zacnej liczbie 10 tysięcy, mieli nadzieję na zwycięstwo. Trudno im się dziwić, bowiem za białostockim zespołem przemawiało niemal wszystko. W rundzie wiosennej u siebie byli nie do zatrzymania. Pasy natomiast to drużyna, która jest jednym z większych rozczarowań tego sezonu. W dodatku w delegacji wygrały tylko raz, pokonując w Chorzowie Ruch 1:0.
- Cracovia okazała się groźnym rywalem. Dobrze operowała piłką i mieliśmy duże problemy ze sforsowaniem obrony - mówi Taras Romanczuk, pomocnik Jagi.
Spotkanie bardzo przypominało spotkanie sprzed dwóch tygodni z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Krakowianie podobnie skupili się głównie na tym, by nie stracić gola, natomiast niekoniecznie zainteresowani byli kreowaniem gry. Gospodarze, pozbawieni swojego reżysera gry - Konstantina Vassiljeva, próbowali rozerwać szyki obronne przeciwników przede wszystkim długimi podaniami na rosłego Cilliana Sherdiana.
Zobacz:Jagiellonia - Cracovia. Zobacz jak bawili się kibice [ZDJĘCIA]
To zresztą Irlandczyk był jednym z bohaterów pierwszej groźnej akcji jagiellończyków. W 15. minucie pociągnął lewym skrzydłem i świetnie dośrodkował na piątym metr, do wchodzącego z głębi pola Piotra Tomasika. Lewy obrońca gospodarzy sięgnął piłkę i wydawało się, że znajdzie ona drogę do siatki. Niestety, w ostatniej chwili znakomitą instynktowną interwencją popisał się były bramkarz żółto-czerwonych Grzegorz Sandomierski, który zdołał sparować futbolówkę na rzut rożny.
- To był strzał oddany z niewielkiej odległości. Miałem trochę szczęścia, bo piłka trafiła mnie w nogę - przyznaje golkiper Pasów.
- Nie miałem możliwości inaczej uderzyć, jak podeszwą buta. Ledwo sięgnąłem piłkę i dlatego bramkarz miał szansę na interwencję - dodaje Tomasik.
Ta sytuacja nie była jednak momentem zwrotnym tego meczu. Białostoczanie nie poszli za ciosem, nie chcąc narażać się na kontry, goście natomiast też nie cofnęli się zbyt głęboko i gra toczyła się głównie w środku pola. Na kolejne sytuacje czekaliśmy blisko kwadrans, ale tym razem to rywale mieli swoją szansę. Najpierw w 27. minucie niecelnie główkował Jakub Wójcicki, a kilka chwil później w jeszcze lepszej sytuacji spudłował Erik Jendrisek. W obu przypadkach nie popisali się środkowi obrońcy, którzy zgubili krycie pod bramką Mariana Kelemena. Na szczęście tym razem obyło się bez konsekwecji.
Jagiellończykom stwarzanie sytuacji przychodziło z wielkim trudem, niemniej jednak przed przerwą powinni objąć prowadzenie. Arvydas Novikovas zauważył wchodzącego w pole karne rodaka - Fedora Cernycha. Ten świetnie obrócił się z piłką, czym zgubił Huberta Wołąkiewicza i stanął oko w oko z Sandomierskim. Niestety, mając do wyboru szereg rozwiązań, zamknął oczy i kopnął z czuba wprost w bramkarza.
- Myślałem, że nie mam czasu na oddanie strzału i stąd ten pośpiech - tłumaczy Litwin.
W drugiej połowie tak czystych sytuacji jagiellończycy już nie mieli. Krakowianie umiejętnie rozbijali ich akcje i jedynym zagrożeniem dla ich bramki były stałe fragmenty gry. Niestety, białostoczanie kiepsko je rozgrywali.
- Mogliśmy pokusić się o lepsze rozwiązania i rzeczywiście te stałe fragmenty nie wyglądały dobrze w naszym wykonaniu - potwierdza Probierz.
Na szczęście krakowianie też w tym elemencie nie błyszczeli, choć to oni mieli pod koniec świetną okazję, bowiem wykonywali rzut wolny z 23. metra, podyktowany po faulu Dawida Szymonowicza na Krzysztofie Piątku. Próba uderzenia Tomasza Brzyskiego zatrzymała się jednak na murze białostockich zawodników.
W końcówce nieco ożywienia wniósł rezerwowy Przemysław Mystkowski, który już w doliczonym czasie wywalczył rzut wolny w pobliżu pola karnego gości, a później próbował zamykać akcję strzałem, jednak został zablokowany. Za moment sędzia gwizdnął po raz ostatni.
- Przed nami osiem ostatnich meczów. Będziemy przygotowywać się do nich trochę inaczej niż do tej pory. Od wtorku pełną parą ruszamy z przygotowaniami do najbliższego meczu z Piastem. Chcemy w Gliwicach wygrać, żeby walczyć o jak najlepsze miejsce przed fazą finałową - kończy Probierz.
Spotkanie w Gliwicach, podobnie jak cała 30. seria gier zostanie rozegrane w sobotę o godz. 18.
Składy:
Jagiellonia: Kelemen - Gordon I, Runje, Szymonowicz I, Tomasik I, Frankowski (46. Romanczuk), Grzyb (89. Mystkowski), Góralski, Novikovas (67. Chomczenowski), Cernych, Sheridan.
Cracovia: Sandomierski - Deleu I, Polczak, Wołąkiewicz I, Brzyski - Wójcicki, Budziński, Dąbrowski, Steblecki (79. K. Piątek), Jendrisek (89. Jaroszyński), Szczepaniak (90. Cetnarski).
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 10 000.
Zieliński po meczu Jagiellonia - Cracovia
źródło:gazetakrakowska.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?