Blatter tańczy sambę
Na razie jednak niewiele wskazuje na to, że tu, gdzie dzisiaj odbędzie się ceremonia otwarcia piłkarskich mistrzostw świata, wydarzy się coś niezwykłego. Niewiele brazylijskich flag w oknach, niewiele na karoseriach aut. Banery FIFA na słupach też nie rzucają się w oczy. Znacznie lepiej dostrzegalny jest, mimo zaciskającej się pętli oskarżeń o korupcję, niezmiennie dobry humor Seppa Blattera, który podczas kończącego się tutaj kongresu FIFA zatańczył sambę z telewizyjną prezenterką Fernandą Limą.
Nawet potężne kolejki na trzech lotniskach w Sao Paulo chyba też nie są niczym nadzwyczajnym. Małe, przestarzałe terminale nie nadążają z pochłanianiem ludzkiej masy z całego świata. Podobnie jest na drogach dojazdowych i w centrum miasta. Przed kilkoma dniami doszło do ekstremum – uwięzione auta utworzyły korek o łącznej długości ponad 700 km. Czy dzisiaj rekord zostanie pobity?
Na szczęście wczoraj ruszyło metro. Pracownicy nie dlatego przerwali strajk, że sąd obciążył ich związek zawodowy karą w wysokości 220 tysięcy dolarów za każdy dzień przerwy, ale dzięki obietnicy 9-procentowej podwyżki. Strajk nie został zakończony, tylko zawieszony, gdyż kilkudziesięciu pracowników metra trafiło do aresztu. - Czy policja i politycy sądzą, że się wystraszymy i zostawimy naszych ludzi? - pytał dramatycznie jeden ze związkowców przed kamerą ustawioną przez reporterów z Europy.
Arena Corinthians mniejsza o siedem tysięcy
Jutro pod stadion Arena Corinthians ruszą dziesiątki, a może nawet setki tysięcy osób. Nie dla wszystkich wystarczy biletów, na dodatek pojemność obiektu ze względu na niedoróbki budowlane została zmniejszona o siedem tysięcy miejsc, ale wielu kibiców będzie chciało przeżywać inaugurację mundialu, bawiąc się nie tylko wewnątrz, ale i wokół stadionu Corinthians. Inni, a może być ich większość, zjawią się po to, by protestować. Jedną z propozycji jest happening pod hasłem „Puchar Policji”. Wygląda na to, że miejscowi policjanci będą jednymi z najważniejszych postaci mistrzostw...
Dla tych, którzy usiądą przed telewizorami, będzie liczyło się przede wszystkim to, jak zaprezentują się wielkie gwiazdy. Na dzień dobry na murawę w Sao Paulo wyjdą ci, którzy mają uczynić z mundialu jeden wielki spektakl. Mają porwać tłumy. Mają sprawić, że miejscowi zapomną o codziennych kłopotach. Ich gra ma się stać rodzajem narkotyku, który podany w podwyższonych dawkach zaburzy percepcję i sprawi, że przez miesiąc Brazylijczycy będą najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. A jeśli piłkarzom to się nie uda? Na razie nikt tutaj nie zakłada takiego scenariusza. Niech „Puchar Policji” pozostanie niewinną zabawą.
Z Felipao i Parreirą po szósty tytuł
Wydaje się, że od strony sportowej zrobiono wszystko co możliwe, by spełnić ogromne oczekiwania. Luiz Felipe Scolari w roli selekcjonera i Carlos Alberto Parreira jako dyrektor techniczny reprezentacji Brazylii to duet najlepiej wykwalifikowanych w tej materii ludzi w 200-milionowym kraju. Obaj zdobyli już tytuł mistrza świata, pierwszy z nich w 2002 roku, drugi osiem lat wcześniej. Ani jeden, ani drugi nie był wielkim piłkarzem. Ba, Parreira w ogóle piłki nie kopał. Zainteresował się futbolem będąc fizjoterapeutą i dostał pracę masażysty w reprezentacji, która pojechała na mundial w 1970 roku.
Scolari natomiast występował jedynie na szczeblu drugo- i trzecioligowym. Na szacunek w szatni zapracowali więc wyłącznie wynikami, jakie piłkarze osiągali pod ich wodzą (nota bene nie tylko brazylijscy). To co najtrudniejsze dopiero jednak przed nimi. Jeśli drużyna Neymara, Alvesa, Luiza i Cesara wymaże ze zbiorowej pamięci Brazylijczyków „maracanazo” (jak nazywana jest tutaj trauma wywołana przez porażkę z Urugwajem w ostatnim meczu mistrzostw świata w 1950 roku), Scolari i Parreira, tak jak ich podwładni, staną się dla mieszkańców tej ziemi nieśmiertelni. O taką stawkę w ciągu 84 lat nie grała jeszcze żadna drużyna.
Na razie ekipa Scolariego jest do bólu konsekwentna. Przed rokiem wygrała Puchar Konfederacji, w sparingach zwycięża raz za razem. Ale publiczność oczekuje, że w parze ze skutecznością pójdzie piękno gry symbolizowane przez dryblingi i sztuczki Neymara. Tymczasem nie jest najbardziej rozpoznawalny znak drużyny. Po towarzyskim meczu z Serbią, wygranym po golu Freda, na trybunach rozległo się buczenie. Kilka dni wcześniej, gdy „Canarinhos” rozgromili Panamę 4:0, także nie oszczędzono piłkarzy. Scolari zachował spokój, bo wie, że koniec końców i tak zostanie rozliczony wyłącznie z wyniku.
Felipao, albo jak wolą Amerykanie Big Phil, jest mistrzem w integrowaniu zespołu wokół nadrzędnego celu. W sztabie znów jest Regina Brandao, ta sama pani psycholog, z którą pracował w Korei i Japonii przed 12 laty. To oni zarządzili w drużynie zakaz używania słowa „maracanazo”. Scolari robi wszystko, by zdjąć z piłkarzy presję. I od miesięcy stara się stworzyć z nich jedną rodzinę.
To dlatego selekcjoner pozwolił Oscarowi opuścić zgrupowanie, by mógł być przy narodzinach córki Julii. Gdy piłkarz Chelsea wrócił, rozegrał przeciw Serbii tylko 45 minut i został zastąpiony przez kolegę z klubu, Williana. Co natychmiast wywołało spekulacje, że Oscar będzie tylko rezerwowym w inauguracyjnym spotkaniu z Chorwacją. - To tylko go zmobilizuje. Nie ma mowy, by rywalizacja zepsuła atmosferę w ekipie – przekonywał dziennikarzy kapitan drużyny Thiago Silva.
Modrić utrze nosa „Canarinhos”?
A propos Chorwacji... Mówi się o niej tutaj tylko z grzeczności. Wiadomo, że mają być częścią widowiska, najlepiej by zmusili gospodarzy do maksymalnego wysiłku, ale na tym ich rola, zdaniem miejscowych ekspertów, winna się skończyć. Luka Modrić, który w minionym sezonie stał się jedną z najważniejszych postaci Realu Madryt, ma na ten temat inne zdanie. Ale, co zaskakujące, w ostatnich sprawdzianach przed mundialem - z Mali (2:1) i Australią (1:0) – był tylko rezerwowym, wchodził na boisko jako zmiennik Ivana Rakiticia z Sevilli. Slaven Bilić, były selekcjoner, nie ma jednak wątpliwości, że to Modrić pokieruje grą Chorwacji na mistrzostwach.
- OK, wiem, że nie jestem obiektywny, kiedy o nim mówię. Ale według mnie Luka zostanie jedną z największych gwiazd mundialu – powiedział. - To taka postać, jaką dla Barcelony był kilka lat temu Xavi, a dla Włochów Andrea Pirlo. Ci, którzy z nim grają zyskują 10-20 procent na wartości.
Do historii meczów otwarcia przeszły dwie wielkie niespodzianki: wygrana Kamerunu z Argentyną 1:0 w 1990 roku i Senegalu z Francją w takim samym stosunku 12 lat temu. Wczoraj do ogromnego samolotu brazylijskich linii TAM lecącego z Frankfurtu do Sao Paulo wsiadło tylko kilku kibiców przebranych w chorwackie koszulki. W innych boeingach z Europy było ich niewielu więcej. Dziś niespełna 5-milionowy naród rzuca rękawicę 40-krotnie większemu. I nie jest bez szans.
Z Brazylii - Krzysztof Kawa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?