Mateusz Duda (Soła Oświęcim). Niewielki wzrostem, ale wielki duchem i sercem, bo to nie centymetrami ocenia się wartość piłkarza [ZDJĘCIA]

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Mateusz Duda, mimo niewielkiego wzrostu, wygrywa walkę w powietrzu z potężniejszymi od siebie przeciwnikami. Ma bardzo dobry timing.
Mateusz Duda, mimo niewielkiego wzrostu, wygrywa walkę w powietrzu z potężniejszymi od siebie przeciwnikami. Ma bardzo dobry timing. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z MATEUSZEM DUDĄ, 18-letnim piłkarzem trzecioligowej Soły Oświęcim

- Niewiele brakowało, a zaliczyłby pan pierwszą bramkę w barwach Soły Oświęcim, ale można przypisać asystę przy wyrównującym trafieniu Adriana Wójcika. Jednak remis z Orlętami Radzyń Podlaski 2:2 pozostawił chyba niedosyt w całym zespole.
- Skoro przegrywaliśmy najpierw 0:1, to starałem się zaskoczyć bramkarza rywali. Piłkę odbitą od słupka po moim strzale dobił Adrian Wójcik. Szkoda, że wygrana wymknęła nam się w doliczonym czasie. Gdyby sędzia uznał rywalom trzeciego gola, chwilę po drugim, pewnie byśmy się załamali.

- To już druga runda w Sole Oświęcim. Mimo niewielkiego wzrostu, zaskarbił pan sobie sympatię kibiców walecznością, nieustępliwością, no i przede wszystkim uniwersalnością, a to jest bardzo dobre dla młodego chłopca. Trudno panu przypisać jedną pozycję.
- Rzeczywiście, w Sole przeszedłem już przez kilka pozycji. Jestem nominalną „szóstką”. Tak było w Tychach, skąd trafiliśmy do Oświęcimia. Zawsze doskonale uzupełnialiśmy się w środku pola z Pawłem Rogalą. On rozgrywał, a moim zadaniem było zabezpieczenie tyłów. Po przyjściu na Przeczną ówczesny trener, Tomasz Świderski, ustawił mnie na „dziewiątce”. Tak grałem w zimowych sparingach. Potem zostałem przesunięty na bok pomocy.

- Jednak teraz występuje pan na lewej obronie...
- Kolejne doświadczenie (śmiech). Teraz, przy trenerze Wojciechu Skrzypku, miałem wrócić do środka pola, ale kontuzję złapał Maciek Skiba, więc trafiłem na lewą obronę. Na początku było mi ciężko. Jednak z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić. Szkoleniowiec pewnie nie chce już zmieniać czegoś, co dobrze funkcjonuje.

- Co może zwracać uwagę to fakt, że – choć jest pan niewielkiego wzrostu – nie ma kłopotów z walką w powietrzu z potężniejszymi rywalami. Co więcej, trafia w tempo. Nie ma minięcia się z piłką. Timing wręcz fenomenalny.
- Miło mi to słyszeć, ale nic nie jest dziełem przypadku (śmiech). Poza treningami w klubie, staram się samodzielnie pracować jeszcze więcej. Cztery treningi to mało, jeśli chciałoby się zaistnieć w futbolu, a - nie ukrywam – że jest on moją pasją. Od dwóch lat po dwa razy w tygodniu jeżdżę do Pszczyny na specjalistyczne zajęcia, na których mogę poprawić szybkość, dynamikę i wyskok. Teraz są takie możliwości, że grzechem byłoby z nich nie skorzystać.

- Czy fakt, że mierzy pan „tylko” 175 cm, nie jest jakąś dodatkową przeciwnością losu, z którą trzeba się zmagać?
- Odkąd zacząłem grać w piłkę nożną, często słyszałem od trenerów, że jestem do futbolu zbyt mały. Myślę jednak, że swoją postawą, nie tylko w Sole, ale także poza boiskiem, udowadniam, że to nie centymetry powinny być miarą możliwości i umiejętności piłkarza. Im częściej słyszałem takie uwagi, tym bardziej mnie one mobilizowały. Ktoś kiedyś powiedział, że małe jest wielkie i piękne, więc tego się trzymam. Na pewno żadnego osiłka na boisku się nie przestraszę, choć muszę przybrać trochę masy ciała.

- Jak trafił pan do Soły Oświęcim?
- Trenowałem już w kadrą pierwszego zespołu seniorów GKS Tychy, najpierw jak był w drugiej lidze, a potem na zapleczu ekstraklasy. Zostałem potem przesunięty do czwartoligowych rezerw, ale przyplątała mi się kontuzja. Po jej wyleczeniu trochę pograłem w czwartej lidze śląskiej, a otrzymałem wyraźny sygnał z pierwszego zespołu, że teraz nie ma tam dla mnie miejsca. Dostałem szansę wypożyczenia do Soły, gdzie mogę się rozwijać na trzecioligowych boiskach. Staram się tę szansę jak najlepiej wykorzystać.

- Czy w rodzinie były jakieś sportowe tradycje? Od razu postawił pan na futbol, czy może próbował szukać szczęścia w innych dyscyplinach?
- Może i Tychy kojarzą się z sukcesami hokeistów, ale dla mnie liczył się tylko futbol. Zresztą tata też kopał w piłkę, więc najpierw trafiłem do szkółki Chrzciciela, a potem do GKS. Mimo wielu obowiązków, bo jestem w klasie maturalnej, a gra w trzeciej lidze wiąże się ze sporymi wyrzeczeniami, bo wiadomo, że czasem na mecze trzeba jechać na drugi koniec Polski, mam oparcie w rodzicach i dziewczynie i za to im dziękuję. Po skończeniu liceum chciałbym wybrać studia mające coś wspólnego z piłką nożna, czy sportem w ogóle.

- Jaki w przeszłości był pana najlepszy strzelecki dorobek sezonu?
- Byłem zwykle rozliczany z defensywy, więc udawało się zwykle strzelić dwa, może trzy gole na sezon. Jak już trafię pierwszy raz dla Soły, to – mam nadzieję – będzie to bardzo ważny gol, o którym długo będzie się mówić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mateusz Duda (Soła Oświęcim). Niewielki wzrostem, ale wielki duchem i sercem, bo to nie centymetrami ocenia się wartość piłkarza [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24