Oceniamy Wisłę za mecz z Lechią: czary Barrientosa w jaskini lwa

Jakub Podsiadło
Lechia Gdańsk - Wisła Kraków 2:2
Lechia Gdańsk - Wisła Kraków 2:2 Karolina Misztal/Polska Press
Od piątku Gdańsk to oficjalnie najdalej wysunięte na północ miejsce, w którym Kazimierz Moskal i jego zespół postawił pieczątkę z napisem "krakowska piłka". Nowe DNA zaszczepione swoim piłkarzom przez trenera przyjął nawet Jean Barrientos - jego widowiskowa piętka obok bramkarza Lechii co prawda nie zagwarantowała mu najwyższej oceny za całość, ale podbiła noty za czysto artystyczne wrażenia. Szkoda, że w trakcie pierwszej połowy ospałych wiślaków nie rozruszałaby chyba nawet wizja spotkania z drapieżną maskotką gdańskiego klubu.

Michał Buchalik — 5 – postawny facet w bramce Wisły to superbohater, tyle że na pół etatu, żeby nie powiedzieć - dorywczo. W skali całego sezonu jego pojedyncze parady nie uratowały krakowianom nawet połowy punktów straconych przez mniej pewne interwencje, za to w Gdańsku nie przykrył kiepskiego wrażenia choćby jedną robinsonadą. Odbicie strzału Čolaka przed zabójczą dobitką Makuszewskiego to jeszcze zło konieczne, lecz po główce Friesenbichlera pod poprzeczkę część winy można zrzucić na Buchalika. Coś zgrzyta także w głowie bramkarza, bo wiślak niechętnie wychodził do tych wrzutek, które powinien dziarsko wybijać poza strefę zagrożenia.

Boban Jović — 7 – cierpienia młodego Słoweńca biorą się głównie z tego, że nie do końca pasuje ani na prawą stronę obrony, ani na tę samą flankę na skrzydle. Ściągając go do Krakowa, klub zapewne wymarzył sobie barykadę nie do przejścia, w zamian dostając zaledwie próg zwalniający. W Gdańsku długo zlewał się z powietrzem, aż w końcu się rozmroził i zaczęło wychodzić mu prawie wszystko, w tym cudowna asysta przy okazałym golu Rafała Boguskiego.

Arkadiusz Głowacki — 8 – jeśli Andrzej Gołota był ostatnią nadzieją białych, to wiślacki kapitan z pewnością jest ostatnią nadzieją "Białej Gwiazdy". Kiedy większość krakowskiej obrony jest na pikniku, akcje rywali najczęściej kończą się na weteranie z opaską na ramieniu. Čolak, Bruno Nazario i kilku innych lechistów w sobotę zaliczyło bolesne zderzenie ze skałą w czerwonej koszulce. Ten ostatni samodzielnie rozbił na tyle groźnych ataków z Lechii, że zasłużyłby na najwyższą ocenę, gdyby nie fakt, że dowodził obroną, która koniec końców straciła wczoraj dwa gole.

Maciej Sadlok — 4 – wpuszczając na ostatnie dziesięć minut Richarda Guzmicsa, Kazimierz Moskal chciał chyba powiedzieć Sadlokowi "popatrz, Richard jest już zdrowy i jak będziesz dalej tak grał, to cię zluzuje". Za obrońcą kiepskie spotkanie głównie z powodu tego, co stało się przy pierwszej bramce dla Lechii. Sadlok nawarzył gorzkiego piwa Burlidze, mijając się z piłką w pozornie prostej sytuacji, co w konsekwencji doprowadziło do gola Makuszewskiego. Na tablicy wyników już widniał remis, kiedy był spóźniony jak pociąg PKP (albo Pendolino, którym wiślacy przyjechali do Gdańska z małym poślizgiem) przy Bruno Nazario - Brazylijczyk założył mu piłkarskie "sombrero" i szczęśliwie huknął nad bramką.

Łukasz Burliga — 5 – była i zmarnowana szansa na śmiercionośną główkę kilka minut po rozpoczęciu spotkania, i pomieszanie z poplątaniem przy pierwszym golu dla Lechii - trochę z winy Macieja Sadloka, a trochę przez samego "Burego". Na połowie rywala za często go brakowało, dlatego pod koniec meczu Kazimierz Moskal podjął karkołomną decyzję o przesunięciu Burligi gdzieś w przestrzeń między Brożkiem a Stiliciem. Przy odrobinie farta Wisła mogła zadać decydujący cios Lechii - oprócz czystego szczęścia, gościom zabrakło także podbramkowego nosa przyszywanego napastnika, który dał się złapać na spalonym o jeden raz za dużo.

Dariusz Dudka — 6 – nawet takie słodko-kwaśne spotkania w wykonaniu "Dudiego" to wciąż kilka półek wyżej niż przyprawiające o palpitacje serca występy Alana Urygi. Na przekór sugestiom, według których Dudka miałby wkrótce ewakuować się z klubu, na stadionie w Gdańsku wiślak momentami grał jak natchniony. Trzymał w ryzach środek pola i popisał się kilkoma poprawnymi odbiorami. Jak to często bywa w jego przypadku, dobra forma jest ulotna i jeszcze w trakcie spotkania przeżył parę gorzkich chwil.

Maciej Jankowski — 5 – Jankesi nie potrafią skakać? Chyba nie tak brzmiał tytuł tego filmu, jednak poprawiona wersja doskonale pasuje do tego, co zrobił wiślak przy wyrównującej bramce Kevina Friesenbichlera. Wyskakując do piłki, Niemiec podparł się na skamieniałym "Jankesie" i nie niepokojony przez nikogo wbił piłkę do bramki. Tym bardziej żal biernej postawy Jankowskiego, że jego wcześniejsze poczynania na boisku mieściły się w granicach przyzwoitości, a nawet dawały nadzieję, że przy nieobecnym duchem Stiliciu z pierwszej połowy to on może wziąć sprawy w swoje ręce.

Rafał Boguski — 8 – Orest Lenczyk mawiał, że piłkarz, który w jednym meczu notuje występ życia, kolejny powinien rozpocząć na ławce rezerwowych, bo to prawie niemożliwe, żeby zagrał dwa świetne spotkania z rzędu. Boguski mógłby wyśmiać sędziwego trenera i obalić jego tezę w trymiga - do dobrego występu w starciu z Górnikiem dołożył kapitalną bramkę i przytomną asystę zdobytą na lechistach tydzień później. Zupełnie jak w przypadku Barrientosa, lwia część jego oceny to noty za wrażenia artystyczne - całokształt jego poczynań to może jeszcze nie Liga Mistrzów, chociaż krytycy już mogą śmiało przepraszać za mieszanie go z błotem.

Semir Stilić — 7 – przez pierwsze 45 minut potyczki w Gdańsku nie rozgrzałaby go nawet bośniacka rakija, którą rzekomo trzyma w domu. Tym bardziej pojedynek z rodakiem Stojanem Vranješem. Apogeum boiskowego tumiwisizmu Bośniaka miało miejsce tuż przed gwizdkiem na przerwę, kiedy nawet nie chciało mu się walczyć o spadającą piłkę z jednym z rywali. Stilić pewnie nie słyszał, gdy w przerwie telewizyjni eksperci zgodnie obwołali go "hamulcowym" drużyny, za to po zmianie stron czarował w swoim stylu. Oscarowe przyjęcie piłki przed polem karnym Lechii skończyło się nieszczęśliwym finiszem w poprzeczkę - gdyby nie pech, na "siódemce" pewnie by się nie skończyło.

Łukasz Garguła — 3 – najsłabsze ogniwo wiślackiego zespołu w sobotnim meczu. Dostrzegł to także Kazimierz Moskal, który nie przepuścił Gargule bezproduktywności i absolutnego braku pomysłu na grę, zostawiając go w szatni na drugą połowę spotkania. Trudno dostrzec jakikolwiek pozytyw w obecności "Guły" oprócz jednego dośrodkowania, zagrania do Brożka wyłapanego przez bramkarza Lechii i tego, że Wisła dzięki niemu przynajmniej teoretycznie grała w jedenastu.

Paweł Brożek — 4 – lwia część spotkania z Lechią upłynęła wiślakom pod znakiem gry taktyką bez napastnika - trudno nazwać takim Brożka, który nie mógł wydostać się spod sumiennego krycia lechistów. Każda piłka w jego kierunku - czy dogrywał ją Stilić, czy Garguła - była momentalnie przechwytywana przez obrońców w zielonych koszulkach, a sfrustrowany "Brozio" mógł tylko cierpliwie czekać na łut szczęścia. Lepiej wychodziły mu syzyfowe prace przed polem karnym, gdzie pomagał kolegom z pomocy przedzierać się przez zasieki obronne rywali.

Rezerwowi:

Jean Barrientos — 7 – z ławki rezerwowych wszedł stary Barrientos, którego znamy na wylot razem z wszystkimi wadami. Urugwajczyk znowu źle podawał i miotał się po boisku bez większego celu, w dodatku witając się z boiskiem stratą, po której prawie padł gol dla Lechii - na szczęście Čolak minął się z piłką w polu karnym. Niewiarygodna bramka piętą była już dziełem nowego - tego, którego sztab szkoleniowy i wtajemniczeni podobno oglądają na co dzień w trakcie treningów, jakimś cudem bez przełożenia na dzień meczowy.

Richard Guzmics — grał za krótko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24