Co kraj, to obyczaj. Na Ukrainie na przykład lody z automatu, zwane u nas włoskimi, sprzedaje się nie na sztuki, a na wagę. Nigdy nie wiadomo, ile się sprzedawcy ukręci. Ale klienci proszą zazwyczaj z góry o mniejsze porcje, takie pozostawiające uczucie małego niedosytu. Co to ma wspólnego z Euro? Wbrew pozorom całkiem sporo. Bo dotychczas mistrzostwa były takie, jak te mniejsze porcje wybornych lodów.
Raz na cztery lata spotykały się najlepsze drużyny Starego Kontynentu, w elitarnym wąskim gronie, i walczyły o tytuł, pozostawiając po trzytygodniowym turnieju uczucie zaskoczenia, że to już koniec, że na następną ucztę trzeba znów czekać. Nie było takiego rozwodnienia emocji, jak na mundialu czy w Lidze Mistrzów, gdzie klucz geograficzno-demokratyczny daje szansę gry drużynom, którym zdecydowanie bliżej jest do idei barona Pierre de Coubertina niż Pucharu Henri Delaunaya.
W 2016 roku we Francji zagrają już 24 reprezentacje. Drzwi zostaną otwarte dwa razy szerzej, kolejne kraje zostaną wyleczone z kompleksu, jaki dla nas stał się przeszłością dopiero cztery lata temu, gdy biało-czerwoni po raz pierwszy zakwalifikowali się do mistrzostw Starego Kontynentu.
I niby wszyscy powinni być zadowoleni, ale nie mogę uciec od wrażenia, że ta impreza powinna pozostać w obecnym kształcie. Bo we Francji ngrozi nam efekt uboczny, jak przy zjedzeniu zbyt dużej porcji lodów. W najlepszym przypadku poczujemy tylko przesyt, a w najgorszym dostaniemy mdłości.
Z Kijowa Rafał Musioł / Dziennik Zachodni
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?