Po meczu Lecha w Warszawie: Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki [KOMENTARZ]

Wojciech Maćczak
Przed spotkaniem z Legią żadne racjonalne przesłanki nie wskazywały Lecha jako faworyta. Poznaniacy zmagali się ze sporymi problemami kadrowymi, podczas gdy Henning Berg mógł zastanawiać się, czy postawić na skład bardziej ligowy, czy pucharowy. Tymczasem „Kolejorz” pokazał na boisku mistrza Polski charakter, długo prowadził i był o krok od zdobycia trzech punktów. Zabrakło… trzech minut.

Mecze tych zespołów zawsze wywołują spore emocje u kibiców piłkarskich w Polsce. Tu nie chodzi tylko o trzy punkty, ale o prestiż zwycięstwa nad odwiecznym rywalem. Nic więc dziwnego, że po ostatnim spotkaniu w Poznaniu kibice Lecha dali swoim piłkarzom jasny przekaz, czego oczekują w stolicy, skandując „Tylko zwycięstwo, Kolejorz tylko zwycięstwo”.

Tyle że ich oczekiwania wydawały się bardzo trudne do spełnienia. Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że Skorża przejął zespół rozbity klęską w eliminacjach Ligi Europy i zdążył poprowadzić go raptem w trzech meczach, z czego dobrym występem można określić jedynie ten z Zawiszą, wygrany 6:2. Poza tym Lech przegrał w fatalnym stylu z Jagiellonią, a później wygrał w Pucharze Polski z grającą w mocno rezerwowym składzie Wisłą. Nowy trener musiał ostro wziąć się za pracę w sferze mentalnej i sporym znakiem zapytania było, czy zdąży poukładać klocki już przed meczem z Legią.

Zakładając nawet, że to się uda, to na poznaniaków czekała kolejna przeszkoda. Przeszkoda, o którą kostkę skręcił Zaur Sadajew, ścięgno Achillesa zbił Darko Jevtić. Obu Skorża stracił po spotkaniu z Wisłą, po czym przyznał otwarcie, że jego plan na Legię wziął w łeb. Pamiętajmy, że ewentualny następca Szwajcara Karol Linetty również jest na L4, podobnie rzecz się ma z Vojo Ubiparipem, który mógłby zastąpić Czeczena.

Nowy szkoleniowiec Lecha szybko wymyślił plan B, wystawiając w na szpicy Dawida Kownackiego, a na pozycji defensywnego pomocnika dając szansę Hubertowi Wołąkiewiczowi. Zwłaszcza ta druga decyzja wydawała się dziwna, gdyż trener miał na ławce Szymona Drewniaka, a więc klasycznego zawodnika na tą pozycję. Tymczasem postawił na „Żabę”, który w środku pola za kadencji Mariusza Rumaka grywał od wielkiego dzwonu, jak już wszystkie bardziej konwencjonalne warianty wypadły z gry.

Jakby tego było mało, tuż przed meczem kontuzję zgłosił Gergo Lovrencsics. Skorża musiał rozejrzeć się na ławce rezerwowych, gdzie szukanie ofensywnego zawodnika mogło przypominać próbę znalezienia igły w stogu siana. No może nie aż tak źle, ale wielkiego wyboru na pewno nie było. Ostatecznie postawił na Dariusza Formellę, zostawiając na ławce Muhameda Keitę. Zaryzykował, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie je.

Sklecona naprędce strategia Skorży dała bardzo dobre rezultaty. Wołąkiewicz zaliczył mnóstwo przechwytów, Formella strzelił premierowego gola w Ekstraklasie, a Kownacki na pewno zyska kilka punktów w oczach kibiców Lecha. Młody zawodnik kilka dni temu zadeklarował, że nigdy w Legii nie zagra i przy Łazienkowskiej pokazał poznański charakter. Nie pękał przy spięciach z bardziej doświadczonymi zawodnikami rywala, aktywnie uczestniczył w wojnie psychologicznej, która rozgrywała się równolegle do meczu. Pokazał, że nazywanie go „dobrze zapowiadającym się zawodnikiem” to niedocenianie jego wartości. „Kownaś” stał się już ligowcem pełną gębą.

Młodzi zawodnicy błyszczeli, a ciężar gry wziął na siebie Szymon Pawłowski. Skrzydłowy Lecha kilka dni temu w pojedynkę wyeliminował Wisłę, a tym razem był architektem gry Lecha w ofensywie. To jego stroną szło większość akcji, to on decydował o obliczu zespołu w ataku. Gdy w drugiej połowie nie miał już sił, cały Lech przygasł.

Na wyróżnienie zasłużyli jeszcze dwaj inni zawodnicy. Pierwszy to Łukasz Trałka, który jak na nowego kapitana przystało, mentalnie był liderem zespołu. Drugi to Marcin Kamiński, najpewniejszy element poznańskiej defensywy, który w końcu zagrał na miarę swoich możliwości i zaliczył najlepszy występ w tym sezonie.

To wszystko sprawiło, że do przerwy niespodziewanie Lech prowadził 2:0. Później jednak Legia odpowiedziała – najpierw centrostrzałem Tomasza Brzyskiego, a później golem Dossy Juniora, który wykorzystał niefrasobliwość Lecha w obronie. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów. Z perspektywy okoliczności sprzed spotkania to wynik korzystny dla Lecha, ale patrząc na przebieg meczu, to Legia może być bardziej zadowolona z punktu.

Jednak tu nie chodzi tylko o punkt. Zespół Lecha w końcu pokazał charakter. W trudnych okolicznościach poznaniacy stanęli na wysokości zadania, podjęli walkę i byli o krok od końcowego sukcesu. Pokazali, że mentalnie się podnoszą, a to może oznaczać, że już wkrótce włączą się ponownie do walki o czołowe lokaty w lidze, bo ostatnio pałętają się gdzieś w okolicy środka tabeli.

Widać już pierwsze efekty pracy Skorży. Jego pomysły na to spotkanie wypaliły w stu procentach. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że pierwsza bramka padła po wytrenowanym stałym fragmencie gry. Gracze Lecha zgromadzili się w piątce Kuciaka, powodując ogromne zamieszanie pod bramką i w efekcie strzelając gola. To również zasługa Skorży.

Przed nowym trenerem Lecha kolejny niełatwy tydzień. Kontuzjowani zawodnicy nie wrócą od zaraz, a po meczu w Warszawie mógł stracić kolejnych. Formella schodził, trzymając się za brzuch, Maciej Wilusz za bark, a Kownacki mocno poturbowany przez rywali. Do tego nie wiadomo, co z Lovrencsicsem. Będzie trochę bólu głowy, ale po dzisiejszym spotkaniu w Poznaniu mogą być spokojni – Skorża z pewnością coś wymyśli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24