Pogoń pokonała Wisłę po błędach arbitra. Czas Probierza dobiega końca?

Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska
Kibice zgromadzeni dziś na stadionie w Szczecinie nie mogli czuć się zawiedzeni. Pogoń po emocjonującym spotkaniu pokonała Wisłę Kraków 2:0. Nie ulega jednak wątpliwości, że oba gole padły po kontrowersyjnych decyzjach sędziego.

Po osiemnastu latach przerwy Pogoń pokonała na swoim stadionie Wisłę Kraków. Szkoda tylko, że "Portowcy" dokonali tej sztuki przy ogromnej pomocy sędziego Adama Lyczmańskiego, który najpierw podarował im rzut karny, a następnie uznał bramkę ze spalonego. Czy w takiej sytuacji można mieć do wiślaków wielkie pretensje o tą porażkę? Owszem nie zagrali w Szczecinie wielkiego meczu, ale mogli wywalczyć przynajmniej punkt, gdyby całego widowiska nie popsuł arbiter z Bydgoszczy.

W wyjściowym składzie Wisły nie było niespodzianki. Michał Probierz posłał do boju praktycznie wszystkich swoich najlepszych piłkarzy, których miał do dyspozycji. Po nieudanym eksperymencie z dwójką defensywnych pomocników w meczu z Polonią Warszawa, szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" wrócił do bardziej ofensywnego ustawienia. Dla krakowskiej ofensywy najważniejszą informacją przed pierwszym gwizdkiem było jednak to, że zagrać mógł Maor Melikson, którego brak w spotkaniu z "Czarnymi Koszulami" był bardzo widoczny. Melikson nie grał dzisiaj źle, ale nie był też w stanie poprowadzić drużyny do wygranej.
Do składu wrócił też Gordan Bunoza. Zawodnik ostatnio pauzował ze względu na tragedię rodzinną. Przez kilka tygodni zdołał jednak na tyle dojść do siebie, żeby wspólnie z Arkadiuszem Głowackim utworzyć w Szczecinie duet stoperów. Tak przynajmniej miało to wyglądać, jednak "Główka" nabawił się kontuzji na rozgrzewce i w trybie awaryjnym musiał go zastąpić Kew Jaliens.

Mecz od początku był dość żywy. Obie strony miały ochotę do gry ofensywnej, choć różne miały na to pomysły. Wisła starała się grać bardziej kombinacyjnie. Wymieniała przynajmniej kilka podań, zanim przedostawała się pod bramkę Pogoni. Gospodarze używali prostszych środków, dwoma, trzema podaniami pchali swoje ataki do przodu. Obie strony próbowały natomiast dość często strzelać z dystansu. Przy padającym deszczu takiego uderzenie mogło zaskoczyć bramkarza.
Co prawda pierwszy strzał oddali "Portowcy" (Adam Frączczak), ale początek meczu bardziej należał do krakowian. Szczęścia próbowali Ivica Iliev, Maor Melikson i dwa razy Cezary Wilk. Bez powodzenia.
Z drugiej strony boiska Sergeia Pareikę próbowali zaskoczyć Robert Kolendowicz, Edi Andradina czy Donald Djousse, ale bramkarz Wisły był na miejscu.

Wszystko wskazywało zatem, że pierwsza połowa zakończy się bez bramek, ale wtedy do akcji wkroczył sędzia Adam Lyczmański. Dopatrzył się on faulu w polu karnym Gordana Bunozy na Robercie Kolendowiczu. Miejscowi kibice skomentowali to w taki sposób, że arbiter oddał Pogoni to, co zabrał w poprzedniej kolejce inny rozjemca w Gliwicach, kiedy to podyktowany został przeciwko "Portowcom" rzut karny "z kapelusza". Teraz, mimo protestów wiślaków, sędzia pozostał nieugięty i po chwili Edi pewnym strzałem z jedenastu metrów uzyskał prowadzenie dla miejscowych.

Za moment akcja przeniosła się w pole karne Pogoni, gdzie Hernani powstrzymał Cwetana Genkowa. Bułgar padł na murawę, ale zamiast karnego sędzia pokazał piłkarzowi Wisły żółtą kartkę za symulowanie. Problem w tym, że tym razem arbiter mógł śmiało podyktować karnego. A już na pewno była to sytuacja bardziej ewidentna od tej, po której wskazał na jedenasty metr z drugiej strony boiska.

Koniec końców Wisła na przerwę schodziła przegrywając 0:1. To już czwarty raz w tym sezonie krakowianie musieli gonić wynik, choć tym razem wszystko odbyło się w mocno kontrowersyjnych okolicznościach.
Druga połowa rozpoczęła się od przerw w grze, bo sporo pracy mieli masażyści i lekarze obu zespołów. Najpierw stawiali na nogi Sergeia Pareikę, sfaulowanego przez Roberta Kolendowicza, a po chwili pomocy potrzebowali Radosław Janukiewicz i Cwetan Genkow. A jak już gra się rozpoczęła, zamiast wyrównania, mieliśmy drugiego gola dla Pogoni. A może inaczej, mieliśmy kolejny ogromny błąd w tym spotkaniu, bo Robert Kolendowicz bramkę strzelił ze spalonego, czego pan Lyczmański ze swoimi asystentami nie raczyli zauważyć.

Wisła jeszcze próbowała odrabiać straty, ale głęboko cofnięta Pogoń broniła się mądrze i wyprowadzała kontry. W takich okolicznościach "Biała Gwiazda" przegrała drugi mecz z rzędu. Nad Michałem Probierzem zbierają się czarne chmury, ale czy można tym razem winić szkoleniowca za porażkę?

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24